Chrześcijańska terapia

 

Przejdźmy zatem do pytania: co może zrobić człowiek, dla którego autoerotyzm stał się życiowym ciężarem? Przede wszystkim nie istnieje jedno rozwiązanie dla wszystkich. Zależy to od przyczyny trudności seksualnych i osobowości człowieka.

Czasem wystarczy nieco zmodyfikować tryb życia. Ale najczęściej chodzi o zmianę własnego podejścia do siebie, zmianę utartych schematów myślenia, zgodę na własną słabość w życiu, pokochanie siebie, otwarcie się na relacje z innymi itp. Nie każdy problem seksualny jest w istocie seksualny. Często masturbacja to zaledwie fasada. Dlatego bezpośrednia walka z nią rzadko przynosi rezultaty: po pierwsze, w ten sposób uderza się jedynie w zewnętrzny skutek skomplikowanego procesu. Po drugie, zwykle jeszcze bardziej nakręca się mechanizmy, które ją powodują. Nawet, jeśli ktoś na pewien czas zaciśnie zęby i będzie walczył z pokusami, w pewnym momencie wybuchnie jak bomba zegarowa.

Pierwszym krokiem w przezwyciężeniu masturbacji jest ustalenie realnej odpowiedzialności, gdyż osoba popełniająca kompulsywną masturbację czyni to wbrew sobie. Działa pod wpływem impulsów, nad którymi nie ma kontroli, a utrwalony nawyk utrudnia świadomą decyzję. Trudno więc dopatrywać się poważnej winy w takim działaniu, zakładając, że osoba ma dobrą wolę i czyni wysiłki w kierunku przezwyciężenia autoerotyzmu. Dlatego słusznym jest rozgraniczenie między obiektywną oceną masturbacji a subiektywnym poczuciem winy.

Potrzebne jest zbadanie, na ile konkretna osoba zgadza się na masturbację i jakie motywy skłaniają ją do tego. Pełna zgoda wyklucza przymus i cykliczność określonego zachowania. Natomiast człowiek cierpiący z powodu nałogu masturbacji zmaga się z wewnętrznym „musem” i konfliktem sumienia. Nie chce czynić masturbacji, a jednak ciągle popada w ten sam schemat błędnego koła. W nałogowej masturbacji nie mamy do czynienia z działaniem wolnym – wolność i wybór są osłabione, wskutek czego odpowiedzialność moralna zmniejsza się lub w ogóle nie zachodzi. Dlatego trzeba odróżniać pojedyncze, okazjonalne akty od powtarzających się przymusowych zachowań.

Następnym krokiem powinna być psychoterapia lub rozmowa z zaufaną, kompetentną osobą. Na ogół okazuje się, że to nie masturbacja jest podstawowym problemem człowieka, który jej doświadcza. Celem takiej terapii jest stopniowe przezwyciężenie niewłaściwego poczucia winy, nieproporcjonalnego do motywów działania, stanu i okoliczności życiowych penitenta.

Niektórzy wyobrażają sobie, że prawdziwym ideałem jest stan, w którym w ogóle nie odczuwa się popędu seksualnego, stąd już samo podniecenie wydaje się czymś grzesznym. Każdy impuls seksualny rodzi lęk i niepokoi. To tak, jakby zanegować w sobie głód czy pragnienie. Różnica w stosunku do innych popędów polega na tym, że seksualności nie musimy „aktualizować”. Niezgoda na doświadczanie popędu seksualnego może być wyrazem głębszego braku: cała seksualność we wszystkich swoich wymiarach jest postrzegana jako „ciało obce”. Co zrobić? Trzeba przełamać bariery, które uniemożliwiają zdrową miłość do własnego ciała, seksualności czy zewnętrznego wyglądu. Chodzi o to, aby ucieszyć się nimi jako wspaniałymi darami, bez których nie moglibyśmy być ludźmi. Warto uczyć się spoglądania na seksualność jako na część stwórczej energii, którą podzielił się z nami Bóg i dziękować Mu, że obdarzył nas taką mocą.

Jeśli osoba zmagająca się z masturbacją zauważy w sobie pozaseksualne przyczyny swojego problemu, jak np. osamotnienie czy kompleksy, to znak, że znalazła się na właściwej drodze. Może jednak pojawić się trudność innego rodzaju: jak uznać w sobie, np. niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa. Człowiekowi dorosłemu trudno pogodzić się z faktem, że tęskni za akceptacją, zrozumieniem, ciepłem, że chce być doceniony. Uważa, że nie przystoi mu przeżywać takich braków. A jednak nie istnieje inne rozwiązanie poza akceptacją swoich tęsknot i niezaspokojeń. Dziecinne nie oznacza nie-ludzkie. Bardzo często odkrycie w sobie małego dziecka może okazać się wyzwalającym doświadczeniem.

Również niskie poczucie wartości to nie labirynt bez wyjścia. Zawsze można uwierzyć w siebie, nawet w późnym wieku. Pomaga w tym doświadczenie przyjaźni, rozwijanie własnych zdolności i zainteresowań, przyjęcie czyjejś życzliwości czy czułości. Przebywanie z tym, kogo się lubi i kto nas szanuje, wzmacnia pozytywny obraz samego siebie.

Dla osób wierzących bardzo istotne jest również wsłuchiwanie się w to, co o człowieku mówi Bóg, a nie tylko ludzie, stereotypy, reklamy. Nabyte przez lata negatywne doświadczenia mogą zostać przemienione przez proste, ale skuteczne działanie Bożego Słowa. Trzeba jednak przełamać w sobie opór, że można stanąć przed Bogiem z całym bagażem doświadczeń i trosk. Silne poczucie winy po masturbacji może prowadzić, pod pozorem niegodności, do porzucenia modlitwy i życia sakramentalnego. To jednak nie jest dobre wyjście: izoluje i zamyka osobę we własnej twierdzy obwiniania się, niekończących się analiz, gniewu i wstydu. Nie jest również zalecane, aby biegać do spowiedzi po każdej masturbacji (jeśli wypływa ona z trwałego nawyku), bo taka praktyka może jedynie spotęgować problem.

Modlitwa również nie może być formą ucieczki przed własną seksualnością. Jej źródłem i celem powinno być rozpoznanie i zaakceptowanie płciowości jako daru, podtrzymywanego ciągle przez Stwórcę. Bóg nie odwraca się od nas nigdy. Dlatego w każdej sytuacji możemy zwracać się do Niego, tym bardziej po grzechu czy doświadczeniu klęski. W procesie uzdrawiania z masturbacji (podobnie jak z innych naszych słabości) najwłaściwszą modlitwą, jaką można zanosić do Boga, jest prośba o wewnętrzne uzdrowienie, cierpliwe znoszenie upadków, niezrażanie się niepowodzeniami. Z początku trzeba to robić „na wiarę”. Ale z biegiem czasu osoba cierpiąca otrzyma lepsze, mniej dramatyczne zrozumienie własnej sytuacji. Będzie mogła spojrzeć na siebie z różnych punktów widzenia.

Krzepiącej mocy udziela także modlitwa dziękczynna. Uczymy się w niej zauważania dobra, które dokonuje się w nas lub którego jesteśmy autorami, pomimo naszych słabości. Wdzięczność poszerza pole widzenia, rodzi radość, umacnia dobrą wolę i pozytywny stosunek do siebie, i może się okazać, że nasza słabość jest w gruncie rzeczy naszą mocą i darem, wymaga jednak oczyszczenia. Brak wdzięczności powoduje odwrotny skutek: czujemy, że jesteśmy źli i w ogóle nie ma w nas nic dobrego.

Na koniec, nade wszystko trzeba uzbroić się w cierpliwość. Na drodze przemiany raz jest lepiej, raz gorzej. Jednego dnia wydaje się, że idziemy do przodu, drugiego, że się cofamy. Niemniej, metafora drogi może pomóc w uczeniu się cierpliwości i znoszeniu upadków. Wszyscy jesteśmy w drodze, każdy niesie swój mniejszy lub większy ciężar. Osoba skoncentrowana na sobie często myśli, że inni nie mają problemów. Dlatego ludzie przeżywający trudności często różne grupy wsparcia, aby pozbyć się tego złudzenia. W świetle Ewangelii nasze rany i słabości ostatecznie staną się źródłem życia i zwycięstwa.