SPOWIEDŹ, czyli o łasce uświęcającej
Jest taka opowieść ojca Macieja o tym, kiedy należy iść do spowiedzi. Kończy się ona nauką, że wtedy należy iść do spowiedzi, kiedy czujemy, że nie „owocujemy”. Trafia do pamięci i serc. Odkąd usłyszałam tę opowieść staram się ją wprowadzać w życie. Jak już stała się taka moja, to zrobiłam jeden krok dalej, a może nie dalej, ile podeszłam do tego z innej strony, i jak czeka mnie coś trudnego i bardzo zależy mi na tym, żeby „zaowocować”, to wiem, że czas na spowiedź.
A oto jedna z sytuacji, która mi się zdarzyła, a która pokazuje, że to może nie najgorszy sposób. Czekał mnie ciężki dzień z trudnymi zadaniami, z którymi musiałam się zmierzyć. Jedno takie zadanie starczyłoby na cały dzień, a ja miałam kilka. Chciałam więc pójść rano do spowiedzi, bo czułam, że sama nie dam rady, że jeżeli się nie oczyszczę, całkowicie nie odetnę się od złego, to nie dam rady. Jeszcze w kolejce do spowiedzi były trudy; nie tylko długa kolejka, której się nie spodziewałam wczesnym rankiem w dzień powszedni, ale też spowiednik opuścił konfesjonał tuż przed moją spowiedzią (!). A ja miałam tak mało czasu tego dnia; Postawiłam jednak wszystko na jedną kartę i zdecydowałam, że nawet gdybym miała się spóźnić na swoje własne wystąpienie, to do spowiedzi muszę pójść. No i za chwilę przyszedł kolejny ksiądz. No i jaka ulga jak już było po! I to nie z powodu jakichś szczególnych grzechów, ale właśnie z powodu łaski uświęcającej. Dopiero tego dnia
stałam się tak naprawdę świadoma, co ona właściwie oznacza (chociaż ze spowiedzi korzystam już prawie 30 lat!). Niby jest się tym samym człowiekiem, ale jakby otwierały się „bramy nieba”. Natychmiast spotkałam anioła, który tym razem był taksówkarzem. Nie tylko przyszedł mi z pomocą, ale i z radą życiową, która była mi naprawdę potrzebna właśnie w tym momencie. Słyszałam podobne rady wcześniej, ale słowa usłyszane tego dnia przyszły do mnie właśnie wtedy, kiedy „gleba była gotowa na przyjęcie ziarna prawdy”. A zadania tego dnia? Dostałam salę z krzyżykiem nad drzwiami; a byłam w miejscu bardzo świeckim, gdzie normalnie nie wiesza są krzyży(!). Czułam, że to Duch Święty prowadził te zajęcia, bo kompletnie nie przewidziałam scenariusza, który wtedy się wydarzył. Ale dzięki temu zajęcia zaowocowały. A ja doświadczyłam, że spowiedź i łaska uświęcająca z niej wypływająca nie jest czymś abstrakcyjnym i suchym, o czym uczymy się przed pierwsza komunią świętą, a później zapominamy, ale że jest żywa, obecna i można z niej czerpać. Polecam!