dzięki uprzejmości:

Reklama

Człowiek, który nie ma problemów, nie ma szans na rozwój. Już malutkie dziecko powinno uczyć się, jak radzić sobie z własną frustracją. Bez popełniania błędów nie ma mowy o rozwoju, gdyby nie było problemów, nie istniałyby ich rozwiązania. Jak dziecko nauczy się obchodzić się z własnymi błędami, kiedy rodzice nie dają mu przykładu?

 

Faktem jest, że w łonie matki dziecko doświadcza nie tylko przyjemnych, lecz także dramatycznych doznań. Dziecko odczuwa także strach matki; przeraża go zmieniony rytm jej serca; odczuwa na własnym ciele skutki zmieniającego się poziomu adrenaliny w jej organizmie. Dziecko doświadcza również własnych zagrożeń – na przykład, gdy brakuje mu tlenu lub gdy pępowina zawinie się dookoła szyi. Kryzysy te są na pewno ciężkim przeżyciem. Jednak za każdym razem dzięki rytmicznemu kołysaniu powraca do stanu pierwotnego zaufania.

Również sam poród jest dla dziecka momentem krytycznym. Zmęczone nieznośną ciasnotą ostatnich dni w macicy, musi pokonać ciężką drogę przez kanał rodny, a przychodząc na świat aktem swoich narodzin naraża się na wszystkie niebezpieczeństwa. Po urodzeniu wszystko się zmienia – sposób reagowania wszystkich zmysłów, sposób oddychania, przyjmowania pokarmów, a także położenie ciała: zamiast ciemności dziecko doświadcza jasności, zamiast znajomego ciepła – chłodu, zamiast wody – suchego otoczenia, zamiast ciasnoty – swobody ruchów. Dziecko jeszcze nie może samo dać sobie rady z tymi doświadczeniami, których nie umie przewidzieć. Potrzebuje ochrony matki. Leżąc przy jej piersi, kołysane w znany sobie sposób ponownie może rozpoznać znajome bicie serca i jej głos, co umożliwia powrót do łagodnego dialogu, przerwanego procesem narodzin.

Najgłębszy kryzys to zarazem ponowne narodziny
. Oto obumiera stare, próżne „Ja”, które umiało kochać jedynie siebie odnoszącego sukcesy, skrytego pod piękną fasadą bez skazy. Nowe „Ja” rodzi się dla nowych wartości, dla pełnego zjednoczenia z tym, co najmniejsze i najsłabsze, dla prawdziwej miłości. Tam, gdzie wszystko stracono, zyskano wiele. Konfrontacja z nieuniknionym kryzysem może w ramach działania zasady przeciwieństw stać się szansą – niemal graniczącą z cudem. Naruszenie reguł uwarunkowanych porządkiem stworzenia – jak każde naruszenie wielkiej całości – wywołuje chorobę, którą uleczyć można jedynie na drodze terapii.

Gdy ciągle dajemy dziecku jedzenie, aby je uspokoić, uczymy je uciszania się jedynie wtedy, gdy coś pije lub gdy ktoś z nim jest. Człowiek, który nie ma problemów, nie ma szans na rozwój. To jego dylemat, jego trudny los. Z człowiekiem jest podobnie jak z drzewem. Im bardziej jego korzenie walczą z kamieniami i innymi przeszkodami, na które napotyka w ziemi, im bardziej jest narażone na rozmaite przeciwności, takie jak: upał i mróz, ciemność i jasność, tym silniejsze się staje. To nie ogrodnik daje drzewu siłę, ono musi ją wytworzyć z własnej substancji. Wzięło na siebie brzemię i dlatego potrafi znosić trudy. Dzięki temu kwitnie.

Człowiek nie musi uczyć się tej mądrości z ezoterycznych książek. Każdy ogrodnik ją zna i nawet każdy laik wie, że musi zostawić tyle miejsca korzeniom, ile chciałby dać koronie, Z tak uformowanego drzewa czerpiemy radość. Wówczas nabiera ono znaczenia. Już malutkie dziecko powinno uczyć się, jak radzić sobie z własną frustracją. Niemowlę nie potrafi czekać, ponieważ nie zna jeszcze pojęcia czasu. Gdy dziecko ma jakieś potrzeby, należy je zaspokajać natychmiast.