Jacek Siepsiak SJ

Uśmiechnęła się więc do siebie i pomyślała: “Teraz, gdy przekwitłam, mam doznawać rozkoszy, i mój stary mąż?” Rdz 18, 12

Uśmiech Sary podsłuchującej u wejścia do namiotu kojarzy się nam z czymś negatywnym. Oto usłyszała, jak Pan powiedział do jej męża Abrahama: O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna (Rdz 18, 10). Oboje byli w bardzo podeszłym wieku, więc Sara nie dowierzała i uśmiechnęła się. Pan, goszczący u Abrahama, zinterpretował to jako wyraz niedowiarstwa. Powiedział do niego: Dlaczego to Sara śmieje się i myśli: Czy naprawdę będę mogła rodzić, gdy już się zestarzałam? (Rdz 18, 13). Jednakże Pan nie ukarał jej za brak wiary. A mógł. Przecież w podobnej sytuacji Zachariasz stracił mowę, został ukarany za niedowiarstwo. Sara zresztą przeraziła się i nawet ze strachu zaparła się, mówiąc: Wcale się nie śmiałam (Rdz 18, 15). Pan jednak nie pozwolił na to kłamstwo: Nie. Śmiałaś się. Ale nie tylko jej nie ukarał, lecz dotrzymał obietnicy i urodziła ona Izaaka.

Paleta uczuć

Prosta – wydawałoby się – sytuacja. Jednak dynamizm tej sceny i pewne niedopowiedzenia rodzą wątpliwości. Według redaktora tego tekstu Pan sądził, że Sara śmiała się, bo nie wierzyła, że będzie mogła rodzić, będąc już starą kobietą. Natomiast ona, uśmiechając się, myśli, że teraz, gdy już przekwitła, ma doznawać rozkoszy razem z mężem. Niby podobne motywacje śmiechu, a jednak to nie to samo. Z jednej strony Sara nie wierzy w możliwość zajścia w ciążę, z drugiej zaś możliwość współżycia z mężem musi być dla niej interesującą perspektywą. Stąd uśmiech, który zawsze jest przejawem radości, choćby skrywanej pod innymi, równoległymi myślami. Ona nie wierzy, a jednak ma nadzieję. Gdyby nie ta nadzieja, nie byłoby uśmiechu. Byłby tylko żal. Tak już jest. Gdy nasza gorycz czy złośliwość są zaprawione szczyptą uśmiechu, to znaczy, że nadzieja jeszcze się w nas tli. Tak naprawdę źródłem uśmiechu Sary, a więc jej radości, jest obietnica Pańska, a nie niedowiarstwo.

Sara przerażona wypiera się swojego śmiechu. Ale Pan nie pozwala jej na to. Upiera się przy tym, że ona się śmiała. Nie robi tego po to, by ją ukarać, jakby się zdawało, ale myślę, że po to, by utwierdzić ją w nadziei. On w ten sposób wydobywa z tego dwuznacznego uśmiechu jej nadzieję. Innymi słowy mówi: Skoro się śmiałaś, to jednak uwierzyłaś, że to jest możliwe, stanęła przed twoimi oczami perspektywa normalnego pożycia małżeńskiego i to owocnego, pełnego, takiego, którego już dawno nie przeżywałaś i wydawało się, że już nigdy nie przeżyjesz.

Źródłem radości jest nadzieja. Nawet gdy już doświadczyliśmy czegoś wspaniałego, to nas to raduje dlatego, że takie wspomnienie budzi nadzieję na przyszłość.