Wskrzeszenie Łazarza
W tym przypadku również chodzi o epizod bardzo obszerny – J 22, 2-53 – oparty na motywie „śmierć-życie”. Ponieważ śmierć Łazarza nastąpiła przed czterema dniami, zwykłą koleją rzeczy wszyscy zaczynają się z nią powoli oswajać: nie mają już nadziei, przystosowują się do nowej sytuacji. Jezus udaje się do Łazarza z osobistej przyjaźni, wystawiając się na niebezpieczeństwo (por. 11, 2), które, jak mówią Mu uczniowie, jest poważne. Jezus dokona potem cudu w atmosferze silnych emocji: „A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł». Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzieście go położyli?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!» Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: «Oto jak go miłował!» Niektórzy z nich powiedzieli: «Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?» A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu.
Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: «Usuńcie kamień!» Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: «Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie». Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?» Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał»” (11, 32-42). Bardziej niż w innych cudach podkreśla się tutaj głębokie napięcie duchowe i żywe wzruszenie samego Jezusa. Skąd takie podkreślenie tego aspektu, którego nie zauważamy nigdzie indziej w Ewangelii? Jezus oto stoi przed fundamentalnym znakiem swojej misji: przywrócenia ze śmierci do życia poprzez własną śmierć. Ten Jego czyn wyraża pełnię Jego dzieła, które podejmuje ze współczuciem i solidarnością ludzką: Łazarz był przyjacielem, i Łazarz umarł.
W opisie Św. Jana cudownie doprawdy stapiają się ze sobą solidarność z ludzkim życiem, z tragedią zmarłego przyjaciela, oraz świadomość, że w tej tragedii obecna jest tajemnica Boga i tajemnica zbawienia. Mocą tej właśnie syntezy Jezus wzywa nas, byśmy zbliżyli się do Niego, bo On przemienia nie tak ogólnie grzech i ogólne złe sytuacje, ale przemienia konkretne sytuacje ludzkie. Moc Jezusowej przyjaźni objawia się tu w sposób niezwykle poruszający: żaden inny Ewangelista nie ośmielił się przedstawić Jezusa tak silnie z kimś związanego, przedstawić tak głęboko wstrząśniętego śmiercią przyjaciela, że nie zdołał nawet powstrzymać łez. Przed tak uroczystym, tak dramatycznym obrazem Jezusa wypada wzbudzić w sobie żarliwą modlitwę.
Przesłanie tych fragmentów moglibyśmy streścić następująco: sytuacje, w których znajdują się ludzie, w których znajduje się człowiek, w których czasami i my się znajdujemy – są sytuacjami nie do przezwyciężenia. Sytuacje kłamstwa, zniewolenia, uwarunkowania, nieautentyczności, dezorientacji, wciąż zagrażającej nam śmierci, strachu przed śmiercią czy buntu wobec śmierci. I tylko jedna Osoba przychodzi nam wtedy z pomocą, niespodziewaną, bezinteresowną; przychodzi jak przyjaciel i przejmuje inicjatywę. To Słowo Boga, które stało się człowiekiem i przyjaźnie zbliża się do nas, aby nas wesprzeć, podnieść, oczyścić; spotyka nas tam, gdzie się znajdujemy, z tą odrobiną, którą zdolni jesteśmy Mu ofiarować, i przemienia nas, po królewsku, napełnia nas przeobfitymi darami. W tej medytacji wymaga się od nas, abyśmy zawierzyli Jego mocy i pozwolili się wezwać i przemienić wedle tego, co zechce nam powiedzieć.