Zniewalający urok przemocy
      Coś jest na rzeczy, bo przemoc nigdy nie zapada się pod ziemię ze wstydu, lecz przeciwnie – ma się nieźle, a nawet coraz lepiej. Wciąż świetnie się sprzedaje w prasie, radiu i TV, podbija Internet oraz inne wirtualne światy i zasadniczo nigdy nie narzeka na „złą prasę” (zawsze lokuje się na pierwszych stronach gazet i w czołówkach serwisów informacyjnych). Czas więc zerwać z tą hipokryzją i przyznać się szczerze, że przemoc nas fascynuje i pociąga. Gdyby było inaczej, media, które nią epatują, już dawno by splajtowały. To naszym dzieciom, młodzieży i dorosłym sprzedaje się coraz więcej i coraz bardziej wymyślnych gier komputerowych z przemocą w roli głównej, choć nauka na setki sposobów wykazała ich zgubny wpływ na psychikę. Dlaczego? Po prostu, popyt na nie wciąż rośnie. Siedemnastoletni Tim Kretschmer (ktoś słyszał o nim wcześniej?), który w marcu tego roku w niemieckim Winnenden zastrzelił 15 osób, na dzień przed tragedią w wirtualnym świecie gry komputerowej strzelał z takiego samego modelu pistoletu w głowy wirtualnych postaci. Może nie wystarczały mu już wirtualne emocje i chciał spróbować w rzeczywistości? Nie dowiemy się, jak było w jego przypadku, ale z wiarygodnych badań wiemy od dawna, że stosowanie przemocy gratyfikuje potrzebę dominacji i kontroli otoczenia, podnieca i uzależnia jak narkotyk. To w naszych społeczeństwach seryjni mordercy stają się celebrytami: piszą książki, sprzedają prawa autorskie do historii popełnionych zbrodni producentom filmowym, mają rzesze fanów itd.
      Nie bójmy się szczerości. Na usprawiedliwienie naszej fascynacji przemocą mamy również sporo naukowych teorii. Choćby tę, że z natury jesteśmy agresywni i mniejsza o to, czy uzasadnimy to wrodzonym instynktem, czy genetycznym zaprogramowaniem (teoria tzw. samolubnego genu). Naukowcy już dawno temu stwierdzili, że przemoc jest produktem ewolucji, bo od zarania dziejów ludzie rywalizowali między sobą o przeżycie i najlepsze warunki reprodukcji. Przemoc i seks – tego nie wymyślił Freud, w to już grali jaskiniowcy. Rzecz w tym, że dla dalszego ciągu ewolucji jest to gra śmiertelnie niebezpieczna i otwarta fascynacja przemocą wcale niczego nie rozwiązuje, a wprost przeciwnie, jeszcze bardziej sprawę komplikuje. Przemocy trzeba postawić granice – inaczej nas zniszczy.

Zaklęty krąg
      Zanim spróbujemy dać jakąś pozytywną odpowiedź na nasz tytułowy przewodni problem, najpierw spróbujmy uświadomić sobie starą pułapkę, w którą ciągle wpadamy jak ślepi. Musimy zerwać z romantyczną wizją przemocy, w której istnieje czarno-biały podział na pozytywnych i negatywnych bohaterów, gdzie wiadomo, kto jest Kainem, a kto Ablem, kto katem, a kto ofiarą. Już greckie tragedie pokazywały, że fortuna kołem się toczy i kto wcześniej był ofiarą, później staje się katem i odwrotnie (np. Edyp w Królu Edypie jest ciemiężcą, ale w Kolonie pada ofiarą uciemiężenia). To samo potwierdzają współczesne badania: sprawcami aktów przemocy są zazwyczaj osoby wcześniej krzywdzone. Trzeba więc najpierw przerwać zaklęty krąg przemocy: agresja – ofiara – zemsta – przemoc itd. Odpowiedź przemocą na przemoc zawsze kończy się wojną, a na wojnie wszyscy przegrywają, nawet zwycięzcy.
      Warto w tym momencie wsłuchać się w słowa Jezusa, który – ku zgorszeniu wielu – ciągle nawołuje, by nie sprzeciwiać się złu, ale zło dobrem zwyciężać. W Kazaniu na górze czytamy: Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Nie stawiać oporu złemu znaczy nie pozwolić się wciągnąć w zaklęty krąg przemocy. To nie przejaw słabości, ale siły, choć zupełnie innego rodzaju niż przemoc. Krok drugi jest bardziej pozytywny: zło dobrem zwyciężyć. Trudno podać gotowe rozwiązania, więc by nie rozpłynąć się w pobożnych rozważaniach może warto wrócić do historii, którą otwarliśmy nasz tekst. Nasze rodzeństwo z pewnością wiele by skorzystało, gdyby choć jedno z nich nie uległo pokusie i nie pozwoliło się wkręcić w spiralę przemocy. Przecież zło można było zwyciężyć równowartością pary skarpetek. Wiem, wiem – zaraz usłyszę serię zarzutów z cyklu mądry Polak po szkodzie, ale od czegoś zawsze trzeba zacząć. Dobro jest zawsze realne, zło jest tylko jego brakiem. Realizm dobra weźmie więc pod uwagę każdą następną nadarzającą się okazję, bo choć ta ze skarpetkami w tle już przepadła, to następna nadchodzi. Ciągle jest miejsce na pojednanie i przebaczenie z jednej i drugiej strony.
      Nasz problem z przemocą tkwi w tym, że próbujemy sobie sami z nią poradzić. Dlatego wciąż kręcimy się w jej zaklętym kręgu. Nie stać nas na to, by się przyznać do słabości w tym temacie, cokolwiek ona znaczy. Dlatego nasza słabość nie jest dla nas źródłem siły, ale przeciwnie, przyczyną każdego następnego upadku. Może warto z nową świadomością zacząć wypowiadać te oklepane słowa: Nie dozwól, bym uległ pokusie oraz Wybaw nas od złego.