Relacja z ostatnich dni w Międzygórzu:

 

Czwartek – atmosfera gęstnieje, napięcie narasta, jedna z osób chce opuścić naszą grupę.  Wieczorem odbywa się wspólna rozmowa przy grillu, wspomniana osoba wyjeżdża. Jest z nami Agnieszka, ma dołączyć także Kazik, to właściciele gospodarstwa i drzewa. Impreza ma dziwny przebieg, jest najbardziej huczną z dotychczasowych. Nawet ja wypiłam lampkę wina odstępując od abstynencji. Zapada wyrok na brzozę, Basia będzie ścinać, ja wiem, że będę robić z niej krzyż. Wywiązuje się wiele dyskusji na temat krzyża, w moim sercu rodzi się myśl o podarowaniu krzyża właścicielom domu pod Jaworkiem.

 

Piątek – z samego rana proszę uczestników o piątkową abstynencję i uzyskuję ich zgodę.  Między 9.00 a 10.00 wybieramy się z Basią do gospodarzy i do brzozy. Basia zabiera się za własnoręczne ścinanie drzewa. Zapraszam też Agnieszką i Kazika, aby po południu odwiedzili mnie na strychu, w celu obejrzenia mojej kaplicy, pracowni i krzyża wykonywanego dla nich. Podczas ścinania drzewa, Adaś opowiada mi swoje przeżycia związane z zabijaniem baranka, w którym kiedyś uczestniczył. Drzewo zostaje ścięte i pocięte na kawałki. Wybieram odpowiednie gałęzie, udaję się na strych i zabrałam za pracę. Między 15.00 a 16.00, po wykonaniu „wyroku na brzozie”, zrywa się niesamowita burza. Może właśnie taka, towarzyszyła śmierci Boga-Człowieka w ów pamiętny Piątek. Pracuję na strychu, robię krzyże, wiele krzyży, dla różnych osób. Wiem, że nie dam ich, lecz że nabywcy sami muszą się na nie zdecydować. Duch Święty pracuje ze mną. Ulewa jest taka, że mam wrażenie, że dom się rozpadnie. Podobna nawałnica przeszła później w nocy, obudziłam się przerażona.

 

Sobota – Od rana dokańczam krzyże, już wiem jak je zaprezentuję. Zaproponuję uczestnikom  możliwość nabycia ich za cenę przyjęcia wyzwania przypisanego każdemu z nich. Krzyże są bardzo różne, trzy wykonane z brzozy, pozostałych kilkanaście z drewna znalezionego na wyrąbisku. Przed południem, na strychu, korzystając z pomocy Basi podpisuję krzyże. Nadaję im nazwy wynikające z ich formy i z materiału, z którego zostały zrobione. Jest więc krzyż kruchości bo zrobiony jest ze spróchniałego drzewa i można skruszyć go w dłoniach. Inny, krzyż chwiejności, zrobiony z powyginanych korzeni, naklejonych na kołyszące się drewienko. Krzyż trudnych decyzji, z jednej strony czarny krzyż na białej korze, po drugiej stronie biały na czarnej. Krzyż modlitewnej medytacji, ten, który wisiał w centralnym miejscu mojej kaplicy, przy którym się modliłam. Krzyż codzienny, zwyczajny i prosty. Krzyż życia w ukryciu, łupkowate drewienka tworzące krzyż, ukryte we wnętrzu zwiniętej kory. Krzyż, o którym nikt nie wie, idealnie kwadratowy kamień na kawałku kory. To krzyż, po którym został pusty ślad, a może miejsce na krzyż? I jeszcze kilka innych, podpisanych oraz bez podpisów, z pustym miejscem na kartce.

Goście przybywają o wyznaczonej godzinie. Mówię kilka słów wprowadzenia, o odkrytym z potrzeby serca miejscu na strychu, gdzie modliłam się i pracowałam. Prezentuję krzyże, zapraszam do nabywania ich. Uczestnicy podchodzą, wybierają, ja tłumaczę z czym wiążą się nazwy krzyży. Były to chwile emocjonujące, a może tylko mnie się tak zdawało…?

Jedna osoba nie jest zainteresowana, pozostali przyjmują krzyże, niektórzy nawet dwa. Moja prezentacja dobiegła końca. Jeden z pozostałych krzyży wybieram sama, to krzyż życia w ukryciu…

 

Niedziela – Podczas porannej modlitwy przychodzi natchnienie. Przy ostatnim wspólnym śniadaniu dzielę się tą myślą z uczestnikami warsztatów. Podejmuję się zadania codziennej modlitwy przez okres roku. Modlitwa będzie w intencjach zapisanych na krzyżach przyjętych przez uczestników.

 

8 październik 2010

Wczoraj otrzymałam przesyłkę od Eugeniusza, dwie płyty CD. Dziś znów jest piątek, obejrzałam dokumentalne nagrania i wzruszyłam się… To był piękny i owocny czas. Najpiękniejszym owocem tego wyjazdu jest dla mnie codzienna modlitwa za każdą cudowną osobę, z którą miałam szczęście spotkać się w Międzygórzu. Każdego dnia rano, czasem z trudem, czasem z promienną radością, zawsze z miłością, nigdy w pośpiechu, modlę się na różańcu. Modlitwa na każdym z dziesięciu paciorków przeznaczona jest za posiadaczy krzyży: Basię, Beatkę, Dorotkę, Elę, Tadeusza juniora, Adasia, Eugeniusza, Edytę, Sylwię, a ostatni paciorek dedykuję za nieposiadającego krzyża ode mnie Tadeusza i tę, która wyjechała wcześniej.

Oprócz krzyża życia w ukryciu przywiozłam do domu krzyż Opatrzności, za którą dziękuję Bogu, który działa w  moim życiu, gdy potrafię Mu zaufać.

                                                                                              Lidia