Więź z terapeutą
W psychoterapii psychodynamicznej – która analizuje nieświadomość pacjenta w perspektywie jego relacji z ważnymi dla niego osobami oraz wpływu tych relacji na obecne życie – czynnikiem najbardziej leczącym jest więź z terapeutą. Istotne skądinąd metody i teorie stają się w tym przypadku drugorzędne. Terapeuta przeprowadza pacjenta przez okres zdrowej, nieagresywnej zależności z sobą, by na kolejnym etapie terapii pomóc mu zacząć samodzielne życie. Samodzielne przede wszystkim pod względem emocjonalnym. To proces wymagający co najmniej kilku lat regularnych spotkań i analizowania między innymi trudności z zaakceptowaniem wspomnianej zależności.
Na początku pacjent zazwyczaj odrzuca wszelkie formy zależności, prowokując terapeutę do powtórzenia wrogich zachowań, jakie w dzieciństwie przejawiały wobec pacjenta ważne dla niego osoby. Także sam pacjent – nieświadomie – chce z terapeutą powtórzyć relacje budowane w przeszłości z ważną dla siebie osobą. Omawianie procesów, jakie wówczas zachodzą, jest żmudne i niejednokrotnie dla pacjenta bolesne. Wymaga bowiem powrotu do trudnych, subiektywnie zarejestrowanych i przechowywanych w jego pamięci wydarzeń. Treści, jakie przekazuje terapeuta pacjentowi – komentarze, klaryfikacje i interpretacje – bywają dla pacjenta z różnych powodów niełatwe do przyjęcia.
Dopóki pacjent przeżywa nieświadomie terapeutę jako osobę wrogo nastawioną do niego, asymilacja treści podawanych w terapii nie jest możliwa. Pacjent treści te będzie mógł asymilować, a w rezultacie zmienić się, dopiero kiedy zacznie postrzegać terapeutę jako osobę mu życzliwą, która nawet jeśli mówi trudne rzeczy, robi to, ponieważ opiekuje się pacjentem. Na drodze zachodzącej wówczas zmiany pacjent buduje swoją nową tożsamość, opierając się na identyfikacji z terapeutą. To on jest dla pacjenta korekcyjnym, zastępczym rodzicem, nie tylko nagradzającym i gratyfikującym, ale też stawiającym wymagania, a więc czasem także frustrującym.
Nie można jednak korzystać z terapii dożywotnio. Wcześniej czy później ona się kończy, by człowiek mógł zacząć samodzielne funkcjonowanie. Prawidłowo przebiegająca i skuteczna terapia w ostateczności doprowadza pacjenta do tego, by stał się wsparciem dla siebie samego; by mógł ukoić się w trudnych dla siebie sytuacjach przez wspomnienie uwewnętrznionej, pozytywnej relacji do terapeuty. Mówi się tu o korekcyjnym doświadczeniu emocjonalnym. Właśnie na tym ono polega: w trudnych dla siebie momentach pacjent nie powtarza już nierozwojowych zachowań z dzieciństwa, ale dzięki uwewnętrznionej, pozytywnej relacji z terapeutą jest w stanie ukoić się, czerpiąc z wewnętrznego doświadczania pozytywnej więzi, jakiej doświadczył w kontakcie z terapeutą podczas terapii.
Owa zdolność samoregulacji emocjonalnej – „kojenia się” – ma miejsce poza sesją, poza czasem bezpośredniego kontaktu z terapeutą. Nadchodzi czas, kiedy pacjent wchodzi w etap myślenia symbolicznego. Nie musi już widzieć terapeuty i rozmawiać z nim twarzą w twarz. Wystarczy wspierające wspomnienie. Leczy zatem uwewnętrzniona, pozytywna więź, a nie metoda sama w sobie.
Podobną dynamikę można prześledzić w Ćwiczeniach duchownych. Dotyczy ona jednak nie osoby towarzyszącej w Ćwiczeniach i rekolektanta, ale relacji rekolektanta z Bogiem. Na początku rekolekcji św. Ignacy proponuje fundament: utwierdzenie się w miłości Bożej, wdzięczność za otrzymane łaski oraz radość z bycia stworzonym i bezwarunkowo kochanym. Nawiązanie pozytywnej relacji ze Stwórcą i osadzenie się w niej stanowi podstawowe doświadczenie fundamentu. Dopiero po nim rekolektant może rozpocząć pierwszy tydzień Ćwiczeń, kiedy zostaje skonfrontowany z grzechem, czyli bolesną historią swojego życia. Udźwignięcie jej staje się niemożliwe, jeśli nie jest rozważana w perspektywie Bożej miłości i bezwarunkowej akceptacji. Co więcej, pierwszy tydzień kończy się medytacją o Ojcu Miłosiernym, co na powrót sytuuje rekolektanta w orbicie bezwarunkowej miłości Ojca, który Syna swego dał…
Drugi tydzień to identyfikacja, otrzymanie wzoru postępowania i czas na wybory: zupełnie jak w emocjonalnej adolescencji. Trzeci tydzień Ćwiczeń to kolejna konfrontacja z realizmem: życie bowiem to nie tylko gratyfikacje, ale też cierpienie, frustracje i zmaganie. Rekolektant wchodzi jednak w ten etap rekolekcji wzmocniony przez fundament i doświadczenie drugiego tygodnia. Wreszcie dociera do czwartego tygodnia: Ćwiczenia duchowne, podobnie jak psychoterapia, nie mogą trwać w nieskończoność. Po czterech tygodniach czas wracać do rzeczywistości. I tu następuje końcowa kontemplacja Ad amorem. To klamra zamykająca pozytywne doświadczenie rekolektanta, począwszy od fundamentu. Kontemplacja ta pokazuje, jak w prozie życia „szukać i znajdować Boga we wszystkich rzeczach”. Rekolektant będzie mógł szukać i odnajdywać Boga, jeśli uwewnętrzni swoje relacje do Stwórcy. Kontakt z Nim stanie się możliwy, jeśli dostrzeże, jak Bóg „mieszka w stworzeniach i w ludziach” i jak „pracuje we wszystkich rzeczach stworzonych”. Rekolektant będzie to mógł robić już nie podczas godzin poświęconych tylko i włącznie kontemplacji i modlitwie, ale także w prozie codzienności, gdy z różnych powodów nie można poświęcać dużo czasu na szukanie bezpośredniego kontaktu z Bogiem na modlitwie.