Radości Jezusa
Chyba najwięcej o radościach Jezusa pisze św. Jan w swojej Ewangelii, zwłaszcza w ostatniej jej części, kiedy Jezus wiedząc, że czeka Go śmierć, mówi uczniom o tym, co jest Mu najdroższe. Mamy tu przynajmniej dwa zdania, w których bezpośrednio mówi On o swojej radości. W rozdziale 15. w mowie do Apostołów Jezus określa siebie jako krzew winny, uczniów jako jego latorośle, a Ojca jako ogrodnika, który go uprawia. Po czym stwierdza: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11). Natomiast w rozdziale 17. Jezus mówi o swojej radości w kontekście modlitwy arcykapłańskiej: Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni (J 17, 13). Kontekst tych zdań, jak i całej Ewangelii Jana, wskazuje, że największą radością Jezusa był Bóg, Jego Ojciec – potem Jego uczniowie i przyjaciele.
Niemal na każdej stronie Ewangelii Jana Jezus podkreśla, że przyszedł od Boga, że przez Boga, swego Ojca, został posłany, by wypełnić Jego wolę, oraz że On i Ojciec są jedno. Radością Jezusa było bycie w sprawach Ojca, bycie dla Niego i z Nim. Wyrażało się to w misji, posłudze i modlitwie Jezusa; w głoszeniu królestwa Bożego, w uzdrawianiu chorych i przebaczaniu grzechów, w prowadzeniu ludzi do Boga. Kiedy po uzdrowieniu człowieka chorego od trzydziestu ośmiu lat religijni liderzy Izraela zarzucają Jezusowi, że uzdrowił go w szabat, On im odpowiada: Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam (J 5, 17). Tak, radością Jezusa było bycie w sprawach Ojca i wypełnianie Jego woli: ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał (J 6, 38). Wypełnianie woli Ojca nie było dla Jezusa czymś zewnętrznym. W jej realizowaniu widział On najgłębszy sens i najgłębszą radość swego życia. Także w chwilach prób i doświadczeń pragnieniem (i radością) Jezusa było wypełnienie woli Ojca: Ojcze, […] nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22, 42). Bycie z Ojcem, od którego przyszedł i do którego odszedł, było radością Jego życia.
Czyż podobnie nie jest i w naszym życiu? Jeśli kogoś kochamy, jeśli ktoś jest nam bardzo bliski, to pragniemy z tą osobą być i dla niej żyć. Rodzice dla swoich dzieci, a dzieci dla swych rodziców. Mąż dla żony, a żona dla męża. Chłopak dla dziewczyny, a ona dla niego. Jedni są radością drugich i odwrotnie. Dla Jezusa największą radością był Bóg, Jego (i nasz) Ojciec.
Radość Jezusa nie była jednak radością łatwą, nic Go nie kosztującą. Przeciwnie, była to radość trudna, która przeszła niejedną próbę ognia. Symbolicznymi tego wyznacznikami są w Ewangeliach Jego kuszenie na pustyni, modlitwa w Ogrójcu i doświadczenie krzyża. W kuszeniu na pustyni kusiciel proponuje Jezusowi inną radość – łatwą, miłą i przyjemną, typu: bierz, co chcesz, i używaj, ile chcesz. W drugiej pokusie kusiciel prowadzi Jezusa na górę, pokazuje Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i mówi: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je dać, komu zechcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje (Łk 4, 6–7). W tej, jak i w dwóch pozostałych pokusach odpowiedź Jezusa oparta jest na słowie Bożym: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz (Łk 4, 8). Jezus demaskuje fałszywe i złudne radości kusiciela. Podobnie w doświadczeniu Ogrójca oraz konania na krzyżu Jezus pozostaje w sprawach Ojca, bowiem w nich widzi sens i radość swego życia: Ojcze, […] nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42) oraz: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46). Radością Jezusa było bycie w sprawach Ojca, by ostatecznie powrócić do Tego, od którego wyszedł: Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca (J 16, 28).
Jak wielka jest różnica między radościami Jezusa a radościami obydwu synów z przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32). Każdy z nich upatrywał swoją radość poza „domem” ojca. Młodszy opuścił dom ojca dla „dalekiego kraju”, gdzie prowadził życie rozrzutne i niemoralne. Starszy, choć zewnętrznie w domu, to jednak sercem także poza nim i poza ojcem. W przeciwieństwie do nich, Jezus zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie, ciałem i sercem, jest w sprawach Ojca – w nich znajduje sens i radość swego życia. Parafrazując, do Niego możemy odnieść powiedzenie: „Gdzie serce twoje, tam i radość twoja”. Serce Jezusa było całkowicie w sprawach Ojca. Całkowicie zjednoczone z sercem Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10, 30). Dlatego też i radością Jego był Ojciec i Ojca sprawy.
Jeśli nasze serce tęskni za Bogiem, Jego pragnie i dąży do Niego, to podobnie jak dla Jezusa Bóg będzie naszą radością, naszym skarbem, dla którego posiadania warto sprzedać wszystko inne (por. Mt 13, 44-46). Wielu świętych daje temu świadectwo. Najpiękniejsze jest świadectwo Matki Jezusa, dla której Bóg i Jezus byli największą radością życia: Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy (Łk 1, 46-47).
Podobnie było w życiu św. Ignacego z Loyoli. Przed nawróceniem upatrywał on swoje radości w sprawach tego świata: w rycerskiej sławie czy romansie z piękną kobietą. Po nawróceniu królem, któremu Ignacy zapragnął służyć, stał się Jezus. Oto jak o tym pisze w swojej autobiografii zatytułowanej Opowieść Pielgrzyma:
„Pielgrzym [tak Ignacy siebie nazywa] czuł się już tak dobrze, że uważał się prawie za zdrowego, z tym tylko wyjątkiem, że nie mógł jeszcze stąpać chorą nogą i dlatego musiał leżeć w łóżku. A ponieważ bardzo był rozmiłowany w czytaniu książek światowych i pełnych różnych zmyślonych historii, tak zwanych romansów rycerskich, więc czując się dobrze, poprosił dla zabicia czasu o jakieś książki tego rodzaju. W tym domu nie było jednak żadnych takich książek, które zwykł był czytać. Dlatego dano mu Życie Chrystusa i księgę Żywotów Świętych w języku hiszpańskim. Czytał więc często te książki i nawet poczuł w sobie pewien pociąg do tego, co tam było napisane. A kiedy przerywał to czytanie, rozmyślał niekiedy nad tym, co przeczytał […]. W rzeczy samej podczas czytania Żywotu Pana Naszego i Żywotów Świętych myślał nad nimi i tak rozważał w sobie: «Co by to było, gdybym zrobił to, co św. Franciszek, albo co zrobił św. Dominik? […] Św. Dominik zrobił to, więc i ja muszę to samo zrobić. Św. Franciszek zrobił to, więc i ja muszę to zrobić». Myśli te trwały w nim przez dłuższy czas, potem znów inne rzeczy je przerywały i nachodziły go myśli światowe” (Opowieść Pielgrzyma, 6-7).
Między jednymi a drugimi myślami była jednak pewna różnica: kiedy myślał o romansach rycerskich i innych rzeczach światowych, „doznawał w tym wielkiej przyjemności, a kiedy znużony porzucał te myśli, czuł się oschły i niezadowolony”. Natomiast, kiedy myślał o życiu dla Boga i naśladowaniu świętych, „nie tylko odczuwał pociechę, kiedy trwał w tych myślach, ale nawet po ich ustąpieniu pozostawał zadowolony i radosny” (Opowieść Pielgrzyma, 8).
Biblijną koncepcję człowieka wyraża piękne zdanie św. Augustyna: „Dla siebie nas stworzyłeś Boże i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie”. Bóg jest ostatecznym celem naszego życia. Jest On ostateczną radością życia człowieka. Życie Jezusa oraz tych, którzy poszli za Nim, o tym przypomina. „Gdzie serce twoje, tam i radość twoja”. Czy jednak moje serce – jak serce Jezusa, Maryi, św. Augustyna i św. Ignacego – jest związane z Ojcem i w „sprawach” Ojca? A może – jak w przypadku jednego i drugiego syna z przypowieści o synu marnotrawnym – jest ono poza „domem” ojca? Dla Jezusa, i to od najmłodszych lat, największą radością Jego życia był Bóg, Jego Ojciec. Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2, 49) – odpowiada dwunastoletni Jezus szukającym go Maryi i Józefowi.