W Starym Testamencie cechą istotną przepowiadania proroków była krytyka społeczna. Piętnowali wszystkie grzechy społeczne, jakie dostrzegali w narodzie. Rzadziej, ale pojawiało się krytykowanie grzechów społecznych u innych ludów i narodów, nawet okolicznych.
W pierwszym rozdz. Amos opisuje strategię Syrii i wyraża dezaprobatę za to, że przy napadzie na Gilead użyto po raz pierwszy sań, czyli wozów wojennych z ostrzami (dzisiaj są to czołgi). Kosy te wjeżdżały w tłum i obcinały ludziom nogi. Było to coś strasznego.
Inne okrucieństwa: rozcinali łona kobiet ciężarnych. Dlatego koronnym argumentem biblijnym teologii wyzwolenia jest powoływanie się na proroków. Stary Testament posiada jeden znamienny wyjątek.
Gdy zbliża się koniec Izraela, wrogiem był straszliwy Nabuchodonozor — wtedy racja stanu każe się zwrócić przeciwko Babilonii, każe szukać sprzymierzeńca gdzie indziej. Sprzymierzeńcem tym, mającym siłę mógł być wtedy Egipt. Powstaje wtedy w Izraelu silna partia proegipska, która szuka w Egipcie sprzymierzeńca i w tym celu śle poselstwo.
W tej sytuacji Bóg wysyła Jeremiasza do narodu z szokującym posłannictwem. Mówi w imieniu Boga, że wasze zbawienie leży w uległości królowi babilońskiemu, w przyjęciu okupacji. To „zaskarbiło” Jeremiaszowi opinię zdrajcy ojczyzny. Gdyby nie jakaś dziwna słabość króla Sedecjasza, który należał do partii proegipskiej, ale w głębi serca miał bojaźń Bożą, Jeremiasz zapłaciby życiem.
Fakt ten cytuję w tym celu, żeby ukazać, iż historia zbawienia niejednokrotnie rozchodzi się z historią narodu. Biegną innymi drogami. I wtedy Pan Bóg żąda od swego narodu przekreślenia racji stanu i zawierzenia Bogu.
Ale w Starym Testamencie logika zbawienia pokrywała się z logiką narodowego zbawienia. Ziarno plonu zbawienia przechowywane było w ramach instytucji narodowych, instytucji państwowych. One również były podniesione do rangi typów biblijnych figur, które mają wiele do powiedzenia i które należy dzisiaj przetransponować na realia duchowe, stale obecne w chrześcijaństwie.
Normalnie przebiegało to wszystko bez kolizji. Były jednak wypadki, kiedy drogi te rozchodziły się i wtedy Bóg wymagał przekreślenia narodowej racji stanu dla Słowa Bożego.
Podkreślenia wymaga jeszcze jeden punkt. Oczekiwany Mesjasz posiadał cechy tego, który w dziedzinie społecznej zaprowadzi wreszcie porządek. Weźmie w obronę uciśnionego, zdepcze tych, którzy depczą prawo. On zaprowadzi sprawiedliwość.
Na tym tle dziwi nas ogromnie, że Nowy Testament odnośnie do problematyki społecznej i politycznej jest ogromnie neutralny. Nie podejmuje dalej tych torów, zupełnie one wygasły, jak gdyby ich nie było. Jest to tym bardziej dziwne, gdy zwraca się uwagę na sytuację społeczną i polityczną Izraela w czasach Jezusa Chrystusa.
Okupacja rzymska stawała się dość szybko dla narodów okupowanych faktem łatwo przyjmowanym, akceptowanym, ponieważ pax romana niosła ze sobą korzyści, które były od razu dostrzegane. Stąd ludzie szybko się z tym faktem godzili.
U Żydów tak nie było. Żydzi mieli ogromnie mocno wpojone poczucie godności narodowej, jako ludu wybranego przez Boga — ludu, któremu nie wolno być niewolnikiem żadnego narodu na ziemi, żadnego władcy ziemskiego. Okupacja ta ciążyła Izraelowi mocniej niż innym narodom.
Oczekiwano Mesjasza i w tej godzinie problem polityczny będzie największym problemem. Mesjasz będzie musiał odnośnie tego problemu zająć odpowiednie stanowisko. Więcej, będzie to wódz narodowy, który wypędzi Rzymian.
Najbardziej skrajne stanowisko w tym względzie zajmowali zeloci. Była to dosyć silna partia, która wywołała zamieszanie polityczne, które doprowadziło do końca państwa żydowskiego w latach 66-70.
Koncepcja zelotów: czekamy na Mesjasza, ale robimy wszystko, żeby nie zastał nas nieprzygotowanych. Była to ukryta organizacja wojskowa. Posiadała własne ukryte arsenały broni. Mesjasz miał być ich wodzem.
Świadomość tego była tak mocna, że Jezus musiał unikać tytułu Mesjasza, żeby nie wywołać nieporozumienia. Przybrał inny tytuł, bardziej tajemniczy i dwuznaczny: Syn Człowieczy. Tytuł ten dla kogoś, kto żył Biblią mówił wiele. Natomiast dla kogoś, kto żył tylko polityką, odwetem — tytuł ten nic nie mówił.
Jezus chodził w ukryciu. Jeżeli zdarzyło się, że w czasie Jego działalności ktoś wyznał wiarę w Jego Mesjańskość, Jezus zawsze zaznaczał: tylko nie mów tego, dopóki Syn Człowieczy nie zmartwychwstanie. Bo gdy Ja przejdę przez śmierć, wszystkie złudzenia rozwieją się, wtedy będzie jasne kim jestem.
W czasie swej 3-letniej działalności Jezus działa, chodzi, mówi, jakby tej problematyki nie było, jakby istota rzeczy leżała gdzieś indziej. Chrystus zajmuje się wypędzaniem diabłów, leczeniem chorób, głoszeniem Ewangelii, które pozornie nie zawiera aluzji do sytuacji politycznej.
Jest jedna perykopa, która na ten temat coś mówi. Przychodzą do Jezusa z pytaniem: czy się godzi płacić podatek Cezarowi?
Partia zelotów mówiła wtedy zdecydowanie „nie”, bo jest to nie tylko popieranie obcej okupacji, ale także grzech przeciw Bogu. Jest to grzech bałwochwalstwa, ponieważ monety te nosiły na sobie podobiznę tytułu Boga.
Faryzeusze, jako bardziej ugodowi, mówili, że trzeba się z tym stanem pogodzić, dopóki nie przyjdzie Mesjasz i kwestii tej nie rozwiąże.
W tej sytuacji przychodzą do Jezusa. Pytanie jest rzeczywiście drażliwe i dlatego dobrali sobie do kompanii herodianów — partię polityczną, byli bowiem pewni, że Jezus narazi się teraz ludowi i utraci jego sympatię, albo zostanie aresztowany. Jezus w tym momencie prosi o monetę i pyta: Czyja to podobizna? Odpowiadają: Cesarza. Jezus odpowiada: Oddajcie co cesarskie cesarzowi, a co boskie — Bogu.