Na czym polega królowanie Chrystusa w człowieku?
Na tym, że moja relacja z Nim jest porządkująca – układa mnie wewnętrznie, porządkuje mój system wartości, kształtuje we mnie model człowieczeństwa. Sobór mówi w Konstytucji „Gaudium et spes”, że Chrystus objawia człowiekowi najgłębsze pokłady jego ludzkiego powołania. A człowiek – jak mówił Jan Paweł II – może zrozumieć siebie tylko w Chrystusie. On jest niedoścignionym wzorem spełnionego człowieczeństwa.
Człowiek jest niekonsekwentny: mając Chrystusa za Króla, dalej grzeszy.
Św. Paweł pisze w Liście do Rzymian: „gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło”. Katechizm używa obrazowego sformułowania, mówiąc o „zarzewiu” grzechu w człowieku. Człowiek jest skłonny do zła, doświadcza też wobec niego swojej słabości – są grzechy, które nas wciągają i paraliżują. Tracimy poczucie wolności zniewoleni konsekwencjami swoich kolejnych błędnych decyzji – jak Dawid, który kolejno brnie od lenistwa do cudzołóstwa, potem do kłamstwa i wreszcie do zabójstwa. Z każdym kolejnym grzechem osuwa się coraz bardziej i coraz trudniej mu się wycofać; ma coraz mniejszą swobodę działania. Grzech ma strukturę mafijną.
Mówimy o człowieku, który doświadcza w sobie panowania Chrystusa. Jak ma się do tego koncepcja Jezusa-przyjaciela?
To jest panowanie w miłości. Św. Augustyn mówi do Jezusa: „możesz nazywać mnie swoim przyjacielem, ja wiem, że jesteś moim Panem”. Zaproszenie Jezusa do przyjaźni nie może znieść w nas tego, co nazywamy bojaźnią bożą. Poza tym nie da się sprowadzić rzeczywistości spotkania człowieka z Bogiem do jednego obrazu. Chrystusa można przedstawić jako Króla lub jako umierającego na Krzyżu Człowieka, albo jako króla-zwycięzcę na krzyżu. Wiele zależy od sytuacji, w której człowiek się znajduje. Do jakiego Chrystusa jest bliżej cierpiącemu? Do tego, który jest królem nad całą rzeczywistością, który okaże sprawiedliwość i ukarze tych, którzy go dręczą? A może do tego, który odpowiada na moje cierpienie tym, że sam jest cierpiący?
Zachęta do człowieka, by wybrał Chrystusa na Pana, a więc i Króla, w Kościele przybrała formę kerygmatu – okrzyku. Dlaczego?
Kerygmat to sedno Ewangelii! Kerygmat zderza najpierw człowieka z prawdą o grzechu. Mówi każdemu z nas: „Zabiłeś Boga! Tym samym zabiłeś samego siebie – gdyż Bóg jest źródłem życia! Bóg jednak powstał z martwych w Jezusie Chrystusie i swoim życiem dzieli się z Tobą na nowo! Odrzuć grzech i wybierz Chrystusa jako swojego osobistego Pana i Zbawiciela!”. Konfrontacja z kerygmatem jest momentem rozstrzygającym w wierze. Nie chodzi w niej bowiem o przyjęcie tego, że Bóg istnieje, ale tego, że się objawił w Jezusie Chrystusie. Wybór Jezusa jako Pana musi rozegrać się w wolności. Kiedyś po raz pierwszy, a potem wielokrotnie – weryfikowany, ponawiany… W przeciwieństwie do grzechu, doświadczenie bliskości Chrystusa nie jest krępujące. W tym spotkaniu człowiek w każdej chwili może odejść.
Człowiek wewnętrznie uporządkowany dzięki relacji z Chrystusem, Królem jego osobistego życia, będzie przekształcał rzeczywistość, tworzył nowy porządek społeczny, kulturę. Przez niego Chrystus zapanuje w świecie. Objawi się jako Król świata.
ROZMAWIAŁA
JOANNA BĄTKIEWICZ-BROŻEK
KS. GRZEGORZ RYŚ (ur. 1964) jest historykiem Kościoła, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Stale współpracuje z „TP”.