Reklama

Każda pora jest dobra, aby się modlić. Warto jednak pomyśleć, by na modlitwę przeznaczać czas, gdy jesteśmy wypoczęci. W przeciwnym wypadku modlitwa będzie polegać na walce z trudnościami, zmęczeniem, snem, albo ograniczać się do pobożnego westchnienia.

 
Doświadczenie i mistrzowie modlitwy wskazują, że najlepszą porą jest czas poranny, gdy umysł nie jest jeszcze przeniknięty treściami i bodźcami dnia. Wybierając czas na modlitwę, powinniśmy uwzględnić naszą osobowość, relacje, obowiązki, pracę itd. Jednak czas modlitwy nie może być tylko chwilą z trudem wyrywaną z innych obowiązków.
 
Modlitwa powinna być niekwestionowaną częścią codziennego rytmu dnia. Wiemy z doświadczenia, że po pewnym czasie praktyka staje się nawykiem. Jeżeli zaczniemy praktykować modlitwę o stałej porze dnia, również zrodzi się taki nawyk. Zegar biologiczny w nas będzie dawał sygnał, że przychodzi czas na modlitwę.
 
Soren Kierkegaard porównuje rytm modlitwy z oddechem; modlitwa jest równie konieczna jak oddychanie czy inne składniki życia: Słusznie mawiali starożytni, że modlitwa jest oddechem. Tutaj dopiero widać, jak absurdalne jest zadawanie pytania „dlaczego?”. Dlaczego oddycham? Bo w przeciwnym razie musiałbym umrzeć. Tak właśnie jest z modlitwą. Żeby żyć, muszę oddychać, czyli modlić się.
 
Jak długo się modlić w ciągu dnia? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jest wiele poboż­nych osób, które modlą się nieustannie i wiele czasu spędzają w kościele. Św. Antoni Pustelnik znany był z tego, że modlił się przez całą noc i czynił wyrzuty słońcu, że zbyt wcześnie wschodzi i przerywa mu modlitwę.
 
Inni mistrzowie życia wewnętrznego uważają, że tak naprawdę modlimy się kilka, kilkanaście minut, a pozostały czas jest walką z rozproszeniami albo ucieczką w marzenia i bezładną paplaniną. Tomasz z Akwinu np. pisze: W każdej rzeczy długość winna być miarkowana celem, podobnie jak ilość pokarmu – zdrowiem. Kiedy się już ta miara napełni, przekroczenie jej grozi nieuchronnie nudą. A więc i modlitwy nie można przedłużać.
 
Św. Ignacy nie określił dla jezuitów długości mod­litwy, ale pozostawił to ich gorliwości i roztropności. Gdy jednak w zakonie pojawiały się tendencje do nadmiernego wydłużania modlitwy, stwierdził, że człowiek duchowy, umartwiony, osiągnie w ciągu kwadransa tyle, ile nieumartwiony w czasie kilku godzin.
 
Długość modlitwy zależy od naszych możliwości. Modlitwa jednak nie powinna być ograniczona do minimum – znaku krzyża czy kilku pobożnych westchnień w ciągu dnia. Dać Bogu jedynie chwilę dziennie, oznacza nie mieć dla Niego czasu. Chwilę dajemy osobie, która w naszym życiu się nie liczy, albo natrętowi. Jak wykazuje doświadczenie, dziesięć minut czy kwadrans dziennie jest możliwy, niezależnie od zaangażowania. Oczywiście, jeśli to jest możliwe, możemy modlić się dłużej, nawet godzinę dziennie.
 
Zawsze jednak modlitwa krótka, ale praktykowana codziennie, jest owocniejsza niż długa, ale stosowana nieregularnie. Zasada ta ma szczególne zastosowanie we współczesnym świecie, gdy coraz trudniej jest się skupić przez dłuższy czas.
 
 

Więcej w książce: Jak modlić się w codzienności