Jesteśmy dziećmi Bożymi. Trzeba to przyjąć osobiście, wysłuchując Ojca, który przez swego Syna zwraca się do mnie: Moje dziecko (Łk 15, 31). Nawrócenie to nic innego, jak osobowe, dogłębne przeżycie tej prawdy: jestem umiłowanym dzieckiem Boga. Tu bije samo serce Dobrej Nowiny: Bóg jest miłością jako Ojciec, który tak nas umiłował, że Syna swego poświęcił, abyśmy przez Niego narodzili się na nowo jako dzieci Boże – w jedności Ducha Świętego. W blasku tej jednej fundamentalnej prawdy rozświetla się wszystko.
Tylko jak otworzyć się na światło tajemnicy? Wtajemniczenie w dziecięctwo Boże może przyjąć wiele postaci. Warto przyjrzeć się niektórym, aby znaleźć istotną hierarchię nie tylko wielu wartości, ale jedną, najbardziej niezwykłą: hierarchię dziecka…
Nawrócenie na… Boże Narodzenie
Kto przeżył nawrócenie, będzie pamiętał o nim do końca życia. Nie wystarcza przy tym ogólne stwierdzenie, że ktoś nawraca się „na chrześcijaństwo” czy na wiarę katolicką. Duchowy przełom ma konkretną postać i wiąże się z doświadczeniem żywego Boga, którego wcielenie włącza się w życie nowego człowieka. Rozważmy dwa świadectwa związane z Bożym Narodzeniem. Uderza najpierw ich czasowa zbieżność: oba poświadczone zdarzenia zaszły tego samego dnia, dokładnie w Boże Narodzenie 1886 roku. Przy całej odmienności nawrócenia w obu przypadkach, odkrywamy powiązanie z tajemnicą Wcielenia pod znakiem Bożego Narodzenia: Bóg przychodzi na świat i do poszczególnej osoby – jako Dziecko.
Głośniejsze było pierwsze nawrócenie, które po dziś dzień upamiętnia w paryskiej katedrze Notre Dame stosowna tabliczka. Pamiętne przeżycie stało się udziałem młodego Paula Claudela. Francuski poeta utracił wiarę, gdy wszedł w okres dojrzewania. Postawa buntu nie dała mu spokoju, gnębiły go myśli o śmierci pod wpływem doświadczenia śmierci dziadka.
Wspominał później: „Uratował mnie Rimbaud. Pokazał mi kawałek nieba. Powiew czystego powietrza. Coś, co już nie istniało, zaczęło dla mnie istnieć z powrotem. Rimbaud był w moim wieku. (…) Tak, wiem, mówi się, że bluźnił. Nie zaprzeczam, że są u niego i bluźnierstwa. Ale nie mylmy prorokowania i świętości. Prorocy nie są świętymi. Ich przesłanie nieraz obrasta brud. To tak jak narodziny. Coś czystego, nowego, niewypowiedzianego i dzikiego wytryska nagle spomiędzy krwi i ekskrementów”.
Owo przeczucie tajemnicy narodzin dopełniło się pamiętnego dnia Bożego Narodzenia 1886 roku w paryskiej katedrze Najświętszej Maryi Panny. W relacji o swoim nawróceniu Claudel wspominał, jak po wcześniejszej obecności na sumie powrócił na nieszpory. Chór chłopców intonował „właśnie to, co, jak później się dowiedziałem, zwie się Magnificat. Stałem w tłumie, przy drugim filarze, u wejścia do prezbiterium, na prawo od zakrystii. I wtedy właśnie nastąpiło wydarzenie, które panuje nad całym moim życiem. W jednej chwili poruszyło się moje serce i uwierzyłem.
Uwierzyłem z taką mocą zgody na tę wiarę, z takim wewnętrznym uniesieniem, z tak niezbitym przekonaniem, z taką pewnością, nie pozostawiającą miejsca na jakikolwiek rodzaj wątpliwości, że później już żadne książki, żadne rozumowania, żadne przypadki niespokojnego życia nie zdołały zachwiać mojej wiary ani też, prawdę mówiąc, jej naruszyć. Przeszyło mnie nagle uczucie niewinności, uczucie wiecznego dziecięctwa Bożego, jakiegoś niewypowiedzianego objawienia”.
Maryjny hymn uwielbienia Boga w dzień Jego narodzenia stał się wyrazem prawdy, którą właśnie Matka przeżyła w swoim Dziecku jako pierwsza i która odsłania się w „uczuciu” niewinności i dziecięctwa Boga. Drogą poety do tego przeżycia było gnębiące go wcześniej doświadczenie własnej ułomności, grzeszności. W opisie nowego doświadczenia chodzi nie o przelotne „uczucie”, lecz o „czucie” sięgające tak głęboko, że przemienia całe ludzkie serce i życie: wczucie się w istotę samego Boga, prowadzące do Jego Serca, dokąd On jeden może człowieka wprowadzić dzięki Duchowi, który przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego (1 Kor 2, 10).
Najbardziej uderza to, że nawrócenie wiązało się dla Claudela nie tyle z przeżyciem osobistego, „własnego” dziecięctwa Bożego, ile z odkryciem źródła tej prawdy – w samym Bogu jako Dziecku! Dopiero przyjęcie tego „niewypowiedzianego objawienia” prowadzi do przyjęcia Bożego dziecięctwa w sobie…
Dopełnienie znajdujemy w drugim nawróceniu na Boże Narodzenie 1886 roku, mniej głośnym, ale danym osobie, która po swej śmierci stała się najgłośniejszą świętą nowożytnego Kościoła. Mała Tereska, późniejsza św. Teresa od Dzieciątka Jezus, miała wtedy niespełna 14 lat. Swoje przeżycie wspomniała później, gdy była już w upragnionym od dzieciństwa Karmelu.
W zakończeniu pierwszej części wspomnień, spisanych na życzenie przełożonej, dołączyła listę „Dni Łask, którymi Pan obdarzył swą małą oblubienicę”; wśród nich, po pierwszej komunii i bierzmowaniu w 1884 roku, widnieje: „Nawrócenie 25 Grudnia 1886 roku”. We wcześniejszych wspomnieniach mówi dokładniej: „Dniem, w którym otrzymałam łaskę dojrzałości, jednym słowem łaskę mojego całkowitego nawrócenia, był 25 grudnia 1886 roku”. Co wtedy przeżyła?
Samo przeżycie Tereski dokonało się jakby w przejściu – między nocną pasterką, która w kościele napełniła ją radością, a słowem ojca, który po wspólnym powrocie do domu „rzekł coś, co przeszyło mi serce”… Chodziło o drobiazg, ale właśnie to było wielką bolączką dziewczyny, że na drobne przykrości sprawiane czy to jej, czy przez nią samą, reagowała zwykle nadwrażliwością pełną łez…
I tym razem w jej oczach pojawiły się łzy, jednak potrafiła je powstrzymać, a dalej umiała nawet okazać radość… Wspomina o sobie z nowym dystansem: „Teresa była już inna, Jezus przemienił jej serce!”. Także jej siostra zauważyła po latach: „Ta zmiana była nieodwracalna; nigdy potem Teresa nie dała się już ponieść swoim uczuciom”. Sama Teresa pojmowała przemianę jako powrót do swego dawnego, pogodnego usposobienia, które straciła w piątym roku życia, gdy zmarła jej matka. Najtrafniej ujęła swoje nawrócenie, podkreślając: „Odzyskałam swój charakter z dzieciństwa, wchodząc przy tym w wiek dojrzały”.
Paradoksalne stwierdzenie Teresy dobrze wyraża tajemnicę nawrócenia: dzięki niemu człowiek wreszcie dojrzewa, staje się sobą dzięki zwróceniu się do tego, co zostało mu dane i zadane w dzieciństwie. Nie chodziło przy tym o wyidealizowane dzieciństwo, jakby wyzbyte słabości. Teresa postrzegała swe przeżycie jako znak: „Jezus chciał mi pokazać, że winnam zerwać ze słabostkami dzieciństwa”… Miało ją to przygotować do życia w Karmelu, gdzie nie zdołałaby przecież przeżyć, „tkwiąc jeszcze w powijakach dzieciństwa!”. Dopiero gdy dojrzała, mogła wstąpić na drogę naśladowania Jezusa: jako Teresa od Dzieciątka Jezus odkryła także w sobie… dziecko Boże.
Przyszła święta musiała pełniej pojąć – podobnie jak przyszły poeta – dziecięctwo Boga w sobie. Jej droga mogła się wydawać odmienna. Dla Claudela nawrócenie było wyzwoleniem spod władzy złego, któremu wcześniej ulegał, podczas gdy Teresa nigdy nie popełniła grzechu śmiertelnego. Jednak intuicja podpowiadała jej, że większą miłość w sercu może budzić nie żal za popełnione grzechy, tylko wdzięczność Ojcu, który ją całkowicie uchronił od upadku. Pojmuje siebie jako dziecko, „które Ojciec otoczył przewidującą miłością”, wcale nie pozwalając mu upaść.
I wyznaje: „Słyszałam, że nie spotkano duszy czystej, która kochałaby więcej od tej, która kocha sercem skruszonym z żalu. Ach, jakże chciałabym dowieść, że to nieprawda…”. Czy przyświeca jej przykład starszego brata z przypowieści Jezusa, którego Ojciec zapewnia: Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną (Łk 15, 31)? Czego jeszcze potrzeba, żeby miłość Ojca nauczyła mnie prawdziwie miłować?