W obliczu Początku

 

Niepojęte dziecięctwo Boga, którego przeczucie przemieniło Claudela, to nie tylko tajemnica Bożego Narodzenia. Dziecko Boże w ubogim żłobie zapowiada tajemnicę Krzyża, jeszcze większego ogołocenia – nie tylko Syna, ale również Ojca w Duchu Świętym – jednego Boga. W swym absolutnym, osobowo-duchowym oddaniu siebie Ojcu Dziecko Boże staje się Jego najwierniejszym obrazem, zgodnie ze znaną zapowiedzią: Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca (J 14, 9). Kto w obliczu Krzyża przeciwstawia Syna Ojcu, jakoby „okrutnemu”, skoro „domaga się” takiej ofiary, ten nie pojmuje radykalizmu Bożej miłości, w której sam Ojciec ogołaca siebie z Najdroższego – z umiłowanego swego Dziecka, by dzięki tej ofierze miłość objęła także tych, którzy ją krzyżują.

 

Tak objawiając siebie w Dziecku Bożym sam Ojciec staje przed nami w postawie dziecięcej, jakby bezradnej, ale nieskończenie cierpliwie wyczekującej odpowiedzi na miłość, jaką okazuje. Przypomina się jeszcze raz Ojciec z przypowieści Jezusa, który tak utożsamia się ze swoim dzieckiem, nie pojmującym jeszcze Jego miłości: Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy (Łk 15, 31). Czego więcej od Niego mam oczekiwać?

 

Może potrzebujemy jeszcze jednego znaku Bożego dziecięctwa? Początek i koniec Objawienia jednoczą się jako jedno dzieło Ducha Świętego, skoro dzięki Niemu dokonało się zarówno przyjście na świat Syna Bożego, Jego poczęcie i narodzenie, jak i dopełnienie w przejściu – przez życie i śmierć do pełni życia zmartwychwstałego. Wcielenie przechodzi z jednostkowego Dziecka Bożego na skupioną wokół Niego wspólnotę dzieci Bożych, a pojedyncze Boże Narodzenie staje się także naszym udziałem.

 

A jeszcze głębiej to wszystko, co dokonuje się w czasie, staje się objawieniem odwiecznej prawdy samego Boga: rodzenia Syna z Ojca w jedności Ducha Świętego. W tej odwiecznej tajemnicy Boskich Osób i my mamy swoje miejsce, przypomnijmy: w Chrystusie, w którym Ojciec wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (Ef 1, 4). Czystym obrazem tego początku na ziemi jest Niepokalana, wskazująca także skrytą prawdę naszego początku. Czy nie kryje się tu dodatkowa, Maryjna wizja danego nam i zadanego dziecięctwa Bożego?

 

Przybliżamy się do tajemnicy od nieoczekiwanej strony. Jej przeczucie znajdujemy znów u poety, tym razem niemłodego, skoro dopiero na starość odczuł potrzebę spisania Traktatu teologicznego, którego – jak uznaje na początku – „młody człowiek nie napisze”. Czesław Miłosz podsumowuje niejako życiowe doświadczenie wiary, ciągle się zmagającej, i dochodzi do zaskakującego wyznania swej wierności w obliczu „Pięknej Pani”, która pojawia się w ostatniej części Traktatu. Po wskazaniu najpierw obowiązku „poety, który nie powinien schlebiać / ludowym wyobrażeniom”, Miłosz mówi dalej o sobie w słowach kierowanych do Pani, że „pragnie pozostać wierny Twojej niedocieczonej intencji / Ukazywania się dzieciom w Lourdes i Fatima”. Jeśli pamiętamy wcześniejsze wyznanie, że Traktat miał pomóc poecie w okupieniu grzechu „samolubnej pychy”, pojmujemy na koniec: oczekiwana pomoc objawia się w pokorze, w postawie dzieci, wybranych przez Niepokalaną, by całemu światu przekazać orędzie nawrócenia.

 

W „niedocieczonej intencji” Niepokalanej ukazywania się dzieciom objawia się to, co je wyróżnia jako dzieci Boże – nie „dziecinność” albo dzieciństwo, lecz dziecięctwo – niezależnie od wieku czy stanu, choćby grzeszności. To czystość, odsłaniająca się wtedy, gdy człowiek otwiera się na Boga lub na zwiastującą Go – Niepokalaną. Nie mówiąc wprost o dziecięctwie, Traktat teologiczny jednak wyraża je, może najwyraźniej w przejściu do „Pięknej Pani”, czyli w przedostatniej części. Dopełnia się tu spojrzenie na współwyznawców jako dzieci. Poecie, któremu jest „dobrze w modlącym się tłumie”, bliskość innych pomaga wierzyć „w ich własne istnienie, istot niepojętych”. I widzi: „Pod swoją brzydotą, piętnem ich praktyczności, / są czyści, w ich gardłach, kiedy śpiewają, / pulsuje tętno zachwytu. / A najbardziej przed posążkiem Matki Boskiej, / tak uformowanej, jak ukazała się dziecku w Lourdes”.

 

Spojrzenie na Niepokalaną budzi w modlących się czyste, skryte w nich głębiej od grzechu – dziecko Boże. Dochodzimy do kluczowego stwierdzenia w ostatnim tomie Miłosza, niejako na marginesie rozważań nad zadaną mu poetycką misją. Zadanie dotyczyło „poezji mego języka”, gdzie poeta miał „nie pozwolić, żeby w tym języku zagubił się zmysł hierarchii”; wyjaśnia zarazem: „Hierarchia znaczyła dla mnie to samo, co dla dziecka: / Jeden hołd, zamiast wielu idoli, które pojawiają się i znikają, jeden po drugim”.

 

Hierarchia dziecka, wierność jednemu… To kolejny krok wtajemniczenia w dziecięctwo Boże. Samo słowo „hierarchia” (od greckiego: hier’arché) oznacza nie tylko świętą zasadę porządkującą, z opanowaniem nieporządku, lecz i święty początek, z którego – jako źródła – wypływa reszta… W tej perspektywie przestaje dziwić, że właśnie dziecko – bliskie świętego początku – jest uwrażliwione na „hierarchię” jako „jeden hołd”, a raczej hołdowanie Jednemu, przyjmującemu rozmaite postacie.

 

Sama wielość nie znaczy oddalenia się od jedności, jeśli przyjmuje się chrześcijańską koncepcję Jednego w osobowej wielości: Dziecka rodzonego przez Ojca z Ducha Świętego. Wiele prawd wiary jednoczy się w tajemnicy „hierarchii”, Świętego Początku. W tajemniczym świetle Niepokalanego Poczęcia – prawdy jakże pokornej, niedocenianej i przez teologów – otwiera się nowe spojrzenie także na grzech pierworodny i na zbawienie, właśnie w perspektywie Świętego Początku w jednym Bogu, który wybrał nas „przed założeniem świata, byśmy byli święci i niepokalani” (por. Ef 1, 4). Dlatego w świecie i w każdym człowieku bardziej pierwotna i „pierworodna” od grzechu jest niepokalana świętość – owa czystość, którą grzech zaciemnia, jednak nie do końca.

 

Dziecięctwo Boże to czyste serce, które – zgodnie z obietnicą Jezusa błogosławiącego dzieci – będzie „Boga oglądać” (por. Mt 5, 8; 18, 10). Oglądanie Pięknej Pani przygotowało do przyszłej, ostatecznej wizji, niedostępnej dla śmiertelnych oczu. Maryjne wizje, przypomniane przez poetę, dopełniają się: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie” z Lourdes ukonkretnia się w obietnicy Fatimy:

 

„Moje Niepokalane Serce zwycięży”. Nie pyszniące się i panoszące w świecie zło jest albo będzie górą, tylko pełne pokory czyste serce, niedostępne dla złego, niepokalane. Takie stały się dzieci, którym ukazała się Niepokalana, skoro Kościół uznał, że są błogosławione (Hiacynta i Franciszek) i święte (Bernadetta). Błogosławieństwo staje się naszym udziałem, gdy w jedności z dziećmi-wizjonerami dochowujemy wierności Niepokalanej i jako dzieci Boże wzrastamy w czystości serca, coraz bardziej „święci i niepokalani przed Jego obliczem”…

 

Ojciec zapewnia nas osobiście: Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną (Łk 15, 31). Jakiego nawrócenia potrzebujemy, by to pojąć? Czego brakowało starszemu synowi, by pojąć ojcowskie miłosierdzie? Teresa od Dzieciątka Jezus odkryła, że nie tylko grzeszność otwiera na miłość Ojca. Jeszcze pełniej poświadcza to Niepokalana… Jeśli w Jej świetle spojrzymy na daną w naszym początku łaskę, znak odwiecznej miłości Ojca do swego dziecka, wtedy pojmiemy, może pojmę: jestem zawsze przy Nim, skoro bez miłości „byłbym niczym”, a przecież istnieję…