Reklama

Ogłoszenie kogoś świętym czy błogosławionym przez Kościół jest owocem zbieżności kilku aspektów w odniesieniu do danej Osoby. Przede wszystkim jest aktem wyrażającym coś znaczącego w ż y c i u wspólnoty wiary, jaką jest Kościół.

 

Wiąże się z „kultem”, czyli wdzięczną pamięcią o danej Osobie w świadomości wspólnoty Kościoła, danego kraju czy środowiska; bądź wśród kręgów, obejmujących różne kraje, kontynenty, środowiska kulturowe. Wiąże się także z przeświadczeniem, że życie Osoby, o której „wyniesieniu na ołtarze” się myśli, będzie czytelnym z n a k i e m głębi, społecznego promieniowania wiary na całość d r o g i ż y c i a, jaką ta Osoba przebyła i stanie się wzorcem, pomocą w chrześcijańskim życiu nas wszystkich; będzie bodźcem do refleksji nad głębszą postawą wiary i stylu chrześcijańskiego życia dla współczesnych i przyszłych pokoleń. Wreszcie warunkiem, bez którego nie może być nic, jest sam fakt świętości życia danej Osoby, potwierdzony drobiazgowym, mającym określone wymogi proceduralne i prawne, procesem kanonicznym. To wszystko razem stanowi materiał w oparciu o który Następca Apostoła Piotra, Papież podejmuje decyzję o ogłoszeniu błogosławionym lub świętym i jego kulcie we wspólnocie Kościoła i jego liturgii.

 

Pontyfikat Jana Pawła II był znakiem bardzo wyrazistym i przemawiającym nie tylko do katolików, ale do światowej opinii publicznej, do ludzi różnych kultur, ras, przekonań religijnych. Reakcja światowa na sposób przeżywania cierpienia, na decyzję kontynuowania misji piotrowej do końca, wreszcie reakcja na Jego śmierć, popularność hasła, które ktoś wtedy rzucił „Santo subito” miały silne oparcie w doświadczeniu spotkania z Osobą Papieża Wojtyły. Dostrzegano, że jest On „człowiekiem Boga”, że dostrzega konkrety i mechanizmy współczesnego świata, ale postrzega wszystko „w Bogu”. Było oczywiste, że jest człowiekiem modlitwy, co więcej, że z dynamizmu osobowej więzi z Bogiem, z ustawicznego wsłuchiwania się w to, co B ó g chce w danej sytuacji, wynikała cała „aktywność Papieża Wojtyły”. Bliscy wiedzieli, że przed każdym spotkaniem z gośćmi, czy byli to przywódcy państw, dostojnicy kościelni czy zwykli ludzie, modlił się w ich intencji i w intencji nadchodzącego spotkania.

 

Wkład Karola Wojtyły w prace Soboru Watykańskiego II

 

Po Soborze Watykańskim II, za czasów pontyfikatu Pawła VI i Jana Pawła II istotny stał się sposób prezentacji, czy raczej autoprezentacji, papiestwa. Z okazji 25 lecia pontyfikatu Papieża Wojtyły włoski MSZ opublikował w 2004 roku zbiorową pracę Andante in tutto il mondo. Jeden z „watykanistów”, speców od tematyki watykańskiej, Giancarlo Zizola zauważył, że „papiestwo odzyskało miejsce w sferze publicznej widzialności, przełamując zepchnięcie na margines do sfery kultu i do zakrystii, zadekretowane przez „państwo świeckie”, odwołujące się do wojującej wizji opartej o liberalną zasadę rozdziału Kościoła od Państwa”. Niemiecki historyk, jezuita, Klaus Schatz mówiąc o Pawle VI i Janie Pawle II podkreślał znaczenie „papiestwa pielgrzymującego” jako symbol – zgodnego z Vaticanum II – bardziej misjonarskiego ruchu ku światu niż nieruchomego bieguna jedności. Wiąże je z rozumieniem papieskiego posłannictwa jako zadania „utwierdzania braci w wierze” (Łk 22,32) w dużej mierze na sposób charyzmatyczno-duchowy. Nie tylko jako obarczonego najwyższym urzędem, ale również uosobionej wiarygodności, otwartości i przekonywującego przepowiadania Kościoła, opartego o osobiste zakorzenienie spojrzenia w samym Bogu.

 

Trzeba zatrzymać się chwilę przy Vaticanum II. Młody arcybiskup krakowski był jednym z aktywniejszych Ojców Soboru. Wniósł istotny wkład w prace nad „Schematem XIII”, późniejszej konstytucji duszpasterskiej Soboru „Gaudium et Spes. O obecności Kościoła w świecie współczesnym” oraz konstytucji dogmatycznej Lumen Gentium. Biskup Wojtyła z okresu studiów zagranicznych miał konkretne doświadczenie ewangelizacji i misji Kościoła w Europie Zachodniej i na innych kontynentach, ale przede wszystkim totalitarnego ateizmu w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej, w krajach „bloku radzieckiego”. Wnosił to w soborowe debaty. Nie przypominały one w niczym „salonowych dyskusji”, były twardym przymierzaniem dynamizmu Ewangelii i soborowego entuzjastycznego przekonania, że chrześcijaństwo jest w stanie wnieść „duszę” w rozwój współczesności do realiów społecznego i kulturowego świata.

 

To wszystko przygotowywało Go do późniejszych obowiązków Następcy Piotra. Jak mówił, tekst pierwszej encykliki, Redemptor hominis „miał w głowie, przywiózł z Krakowa. Trzeba było to tylko spisać już w Rzymie”. Była ona wielkim zaproszeniem ludzkości do odkrycia znaczenia dzieła Odkupienia w Chrystusie. „Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli mu się nie objawi Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli nie uczyni jej w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. /…/ Chrystus Odkupiciel objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi. Człowiek odnajduje w nim swoją właściwą wielkość, godność i wartość swego człowieczeństwa. Jest niejako potwierdzony, stworzony na nowo. Człowiek, który chce do końca zrozumieć samego siebie, musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a nawet słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa (p.10). „Zjednoczenie Chrystusa z człowiekiem sprawia, że rodzi się „nowy człowiek”, powołany do uczestnictwa w Bożym życiu, stworzony na nowo w Chrystusie ku pełni łaski i prawdy. /…/ Jest to moc wewnętrznie przemieniająca człowieka, zasada nowego życia, które nie niszczeje, nie przemija, ale trwa ku żywotowi wiecznemu. /…/ Jest poniekąd spełnieniem tego „losu”, który odwiecznie zgotował mu Bóg. Ten „Boży Los” przebija się ponad wszystkie zagadki i niewiadome, ponad krzywizny i manowce „ludzkiego losu” w doczesnym świecie. Jeśli bowiem wszystkie one prowadzą – przy całym bogactwie życia doczesnego – jakby z nieuchronną koniecznością do granicy śmierci i progu zniszczenia ludzkiego ciała, Chrystus ukazuje się nam poza tym progiem: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” (p. 18).