Trwamy w okresie Bożego Narodzenia. Ciągle śpiewamy kolędy, odwiedzamy i adorujemy szopki. W tradycyjnych szopkach uderzają zwykle dwa rodzaje. Jedne są ciepłe, pełne światła, perfekcyjne, nieraz wręcz odpustowe, cukierkowe. Inne z kolei są surowe, zimne, ubogie.
Te dwa rodzaje szopek obrazują stosunek do tajemnicy narodzenia Jezusa.
Ciepłe szopki przypominają dwór Heroda i Jerozolimę. Jest to życie w pałacach, czyli we własnym wygodnym światku;zamknięte na prawdę i na najgłębsze pytania człowieka. Jeśli rodzi się niepokój, jest nim niepokój o siebie, o swój stan posiadania.
Ludzie „typu Heroda”troszczą się głównie o własną wygodę, przyjemność, w miarę lekkie życie. Oni zwykle nie przyjmą tajemnicy narodzenia Boga. Nie ma w nich tyle pokory, by przyjść i adorować Jezusa, który rodzi się w pokorze i ubóstwie. Nie ma także odwagi podjęcia trudu, jakim jest wiara. I nie ma chęci, by żyć słowami Jezusa, Ewangelią. Tacy ludzie wobec nowonarodzonego Jezusa reagują obojętnością, albo strachem i podejrzliwością.
Z kolei zimne, surowe szopki są symbolem ludzi, którzy mają odwagę wyjść ze swoich ciepłych miejsc i podjąć trud wędrówki do groty, do nieznanego Betlejem.
Są to ludzie „typu trzech mędrców ze Wschodu”. Gdy Bóg daje im znak w postaci nowej gwiazdy, zostawiają rodziny, studia i wyruszają w drogę. Porzucają komfort życia i wybierają trud wędrówki. Muszą mierzyć się z przeciwnościami, niezrozumieniem, a przede wszystkim z ciemnościami wiary. Muszą szukać właściwej drogi i ciągle na nowo wypatrywać gwiazdy.
Wiara nie jest zabezpieczeniem. Jest raczej ryzykiem. Wierzący nie jest człowiekiem, który odnalazł duchowy komfort. Jest raczej „człowiekiem, który odczytuje gwiazdy”, czyli znaki Boga i wyrusza na nieznane obszary. Podejmuje trud życia słowem Bożym, Ewangelią.
Mędrcy ze Wschodu to ludzie nadziei, ale także pokory. Tylko człowiek pokorny potrafi otworzyć się na tajemnicę Boga. Potrafi zadziwić się, klęknąć i adorować Dziecko leżące w żłobie. Potrafi z pokorą ofiarować Mu swoje dary.
Wielu z nas stać na taki trud. Opuszczamy swoje ciepłe miejsca, swoje w miarę wygodne, bezpieczne i ustabilizowane życie i idziemy do groty, w której leży Jezus. Wiemy, że nie dzieje się to bez trudu, wysiłku, zmagań z sobą i przeciwnościami życia. Jednak wierzymy, że w grocie jest światło, jest Jezus, jest Bóg, który chce nas obdarzyć nadzieją i miłością.
Dzisiaj także przyszliśmy do Jezusa Nowonarodzonego. Chcemy, jak Mędrcy z wiarą i w pokorze adorować Boga. Chcemy złożyć Mu nasze dary.
Mędrcy ofiarowali Jezusowi złoto, kadzidło i mirrę. Składając złoto, wyznali Jezusa jako Króla. Ofiarując kadzidło, uznali Go za Boga. A poprzez gorzką mirrę wyznali w Nim również prawdziwego Człowieka.
My, stając przed Jezusem możemy czuć się zażenowani. Jaki dar, jaki prezent możemy dać Bogu, który posiada wszystko? A jednak, gdy zrozumiemy, kim On jest, możemy ofiarować Mu adekwatne dary.
Jezus jest Stwórcą: „Wszystko przez Niego się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało” (J 1, 3). Jeżeli Jezus jest naszym Stwórcą, jeżeli wszystko zawdzięczamy Bogu, możemy Mu ofiarować nasze „nic”.Jest nim nasza wewnętrzna pustka, bezradność, bezsilność. Jezus może tę pustkę wypełnić, może przetwarzać na nowo nasze życie, przemieniać je i napełniać miłością.
Jezus jest Słowem Boga Ojca: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”(J 1, 1.14). Słowo potrzebuje słuchaczy. Jeżeli Jezus jest „mową Boga”, Słowem Boga, to możemy ofiarować Mu naszą otwartość, nasze milczenie, zasłuchanie. Milcząc i wsłuchując się w słowa Boga – dajemy Mu więcej niż czyniąc, działając, pracując dla Niego. Naśladujemy Maryję, która „wrzucała do swego serca” słowa Boga, medytowała nad nimi, pozwalała, by wydawały owoce w Jej życiu.
Jezus jest naszym Zbawicielem: „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi” (J 1, 4). Jezus przychodzi, by leczyć nasze rany, by wyzwalać nas z grzechów. Jako trzeci prezent możemy podarować Mu nasze grzechy. Jezus Zbawiciel „potrzebuje naszych grzechów”, by nas z nich wyzwalać. Jeżeli odsłonimy je przed Nim, On przemieni je w znaki swej miłości.
Nasze ludzkie ubóstwo, nasza nędza pozwala ofiarować Jezusowi właściwe dary. Jezus nie potrzebuje dziś złota, mirry ani kadzidła. Możemy Mu jednak ofiarować naszą nicość, aby nas na nowo stworzył i przemienił. Możemy ofiarować otwarte serce, aby mógł do nas mówić. Możemy Mu dać również nasze grzechy, aby nas oczyścił, uzdrowił i zbawił. I takie dary będą największą radością Jezusa.