Maksymilian Kolbe

 
Św. Maksymilian Kolbe pisze do rycerza Niepokalanej, który po amputacji kończyny czuł się głęboko załamany:
Szanowny Panie! Z pańskiego listu można wywnioskować, że w Pana sercu toruje sobie drogę przygnębienie z powodu amputacji i żywe pragnienie szybkiego i całkowitego ozdrowienia. Jest to całkiem naturalne, ale trzeba regulować to pragnienie w uporządkowany sposób i modląc się o otrzymanie zdrowia, nie zapominać o tym, co otrzymał sam Pan Jezus w Ogrójcu, kiedy prosił Ojca, aby Go uwolnił od straszliwej męki, która Go czekała: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26, 39). I. kielich nie oddalił się, a Jezus, Syn Boży, poddał się najokrutniejszej męce.
 
Bóg wie lepiej od nas, czego nam potrzeba: zdrowia czy choroby, bogactwa czy ubóstwa, powszechnego szacunku czy pogardy. W zniechęceniu trzeba i należy się modlić, ale przede wszystkim trzeba się zdać na wolę Boga. I w rzeczy samej, ile może trwać amputacja? Jedynie do śmierci. Ale jeśli ma to zwiększyć tylko o jeden stopień Jego chwałę w raju, na całą wieczność, wynika z niej nieskończona korzyść.
 
Życie szybko umyka, także cierpienie mija, podczas gdy wieczność pozostaje. Dlatego warto….
 
I dodaje:
Czasami życie jest takie ciężkie! Wydaje się, że nie ma już wyjścia. Głową muru nie przebijesz. Jest smutne, twar­de, straszne, być może beznadziejne. Ale dlaczego?
 
Ale czy rzeczywiście tak strasznie jest żyć na tym świecie? Czyż Bóg nie wie o tym wszystkim? Czy może nie jest wszechmocny? Czyż nie w Jego rękach są wszystkie prawa natury, a nawet wszystkie ludzkie serca? Czyż cokolwiek może się zdarzyć we wszechświecie bez Jego pozwolenia?. A jeśli to On na to zezwala, to czyż mógłby zezwolić na coś, co nie ma na celu naszego dobra, większego dobra, największego możliwego dobra?.
 

Gdybyśmy na krótką chwilę otrzymali nieskończoną inteligencję i udałoby się nam pojąć wszystkie przyczyny i skutki, nie wybralibyśmy dla nas samych niczego innego niż to, co Bóg zezwala, ponieważ, będąc nieskończenie mądrym, On zna doskonale to, co jest najlepsze dla naszej duszy; a przy tym, będąc nieskończenie dobrym, pragnie i dopuszcza jedynie to, co nam służy, mając na względzie nasze większe szczęście w raju.
 
Dlaczego więc częstokroć jesteśmy tak załamani?
 
Ponieważ nie dostrzegamy związku, jaki istnieje pomiędzy naszym szczęściem i tymi okolicznościami, które nam dokuczają; ze względu na skończoność naszej głowy (która z łatwością mieści się w berecie czy kapeluszu…) nie jesteśmy w stanie znać wszystkiego. Co zatem mamy czynić?
Zaufać Bogu!
 
Przez to zaufanie, nawet nie rozumiejąc bezpośrednio wszystkich spraw, przydajemy Bogu wielkiej chwały, ponieważ uznajemy Jego mądrość, Jego dobroć i Jego potęgę.
 
Ufajmy Bogu, zatem, i ufajmy bezgranicznie! Ufamy, że jeśli będziemy się martwić jedynie o wypeł­nienie Jego woli, nie może nas spotkać żadne prawdziwe zło, nawet gdyby przyszło nam żyć w czasach tysiąc razy trudniejszych niż obecne.
 
A zatem, czy nie należy się starać o zapobieganie, oddalanie trudności?
 
Oczywiście, można i należy to robić; o ile zależy to od nas, trzeba robić wszystko, co możliwe, aby usunąć trudności z naszej drogi życiowej, ale bez niepokoju, bez lęku i przede wszystkim bez rozpaczliwej niepewności.
 
Te stany ducha nie tylko nie pomagają w rozwiązywaniu trudności, ale wręcz czynią nas niezdolnymi do mądrego, rozważnego i rychłego działania.
 
W każdej sprawie nie przestawajmy zatem powtarzać wraz z Jezusem w Ogrójcu: „Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22, 42). I jeśli, tak jak się stało w Ogrodzie Oliwnym, Bóg uzna za stosowne odmówić naszej prośbie i ześle nam kielich do wypicia aż do ostatniej kropli, nie zapominajmy, że Jezus nie tylko cierpiał, ale też chwalebnie zmartwychwstał. Pamiętajmy również, że droga do zmartwychwstania prowadzi także przez cierpienie.
 
Przywiązujemy się zbytnio do naszej biednej ziemi: co by się stało, gdyby od czasu do czasu nie ukłuł nas jakiś kolec? Gdyby tak nie było, pragnęlibyśmy, być może, wznieść nasz raj na tej ziemi z prochu i błota.
 
Ufajmy zatem, ufajmy bezgranicznie Bogu za pośrednictwem Niepokalanej i próbujmy, w miarę możności naszego umysłu i naszych sił, szukać środków zaradczych, ale ze spokojem, pokładając ufność w Niepokalanej i stawiając zawsze wolę Boga ponad naszą własną. Krzyże staną się wówczas dla nas (jak trzeba, aby były), stopniami prowadzącymi do szczęścia i zmartwychwstania w raju.
 

Ojciec Pio

 
Św. Pio da Pietrelcina, Szymon Cyrenejczyk Chrystusa, dobrze poznał mądrość cierpienia. Powtarzał, że „każdy ma swój krzyż, wszyscy proszą, aby im został zabrany, ale gdyby wiedzieli, jaki jest cenny, prosiliby o niego”. Pisze do arystokratki Raffaeliny Cerase w związku z chorobą jej siostry Gioviny, która z ledwością uniknęła śmierci:
Niech będzie błogosławiony Ojciec sierot za to, że w swojej nieskończonej dobroci przywrócił do życia biedną Giovinę. Nie kryję przed tobą, że niebezpieczeństwo, w jakim się znalazła, było rzeczywiście skrajne, bardziej niż to sobie wyobrażałaś. Została wydarta ze szponów śmierci; była warunkowo przeznaczona, by dołączyć do rodziców w niebie. Jedynie liczne modlitwy powstrzymały wykonanie tego wyroku. […] Och, moja droga, jaki dobry jest nasz Bóg! Zechciał oszczędzić ci tak wielkiego nieszczęścia [„.]. Jeśli rzeczywiście wywarłem i wywieram nadal nacisk na serce niebieskiego Ojca, modląc się za zdrowie Gioviny, a także twoje, On jeden wie, ile jeszcze łez, ile umartwień narzucam sobie z tą intencją. Ku twemu pocieszeniu muszę ci jednak powiedzieć, że pełne wyleczenie choroby, na jaką cierpi biedna Giovina, nie byłoby na chwałę Bożą, nie przyczyniłoby się lepiej do zdrowia jej duszy i zbudowania osób żyjących w duchu Jezusa Chrystusa, dlatego też nie mogę nalegać, nie mogę błagać Bożego Serca, aby to jej przyznało. […] Innym powodem, dla którego powstrzymuję się od proszenia o pełne uzdrowienie Gioviny jest to, że taka ułomność jest dla niej przemożnym środkiem do urzeczywistnienia wielu cnót; i dlatego nie mogę, przez litość i fałszywie rozumianą miłość do ciebie, pozbawiać tej szlachetnej duszy, tak drogiej Jezusowi, tych ogromnych skarbów [.]. Pamiętajmy, że losem dusz wybranych jest cierpienie; cierpienie znoszone po chrześcijańsku, warunek, pod jakim Bóg, sprawca wszelkiej łaski i wszelkich darów prowadzących do zbawienia, postanowił ofiarować nam chwałę [.]. Oby dalekie było od nas użalanie się nad tym, ile nieszczęść i ułomności spodoba się Jezusowi nam zesłać. Pójdźmy za boskim Mistrzem po zboczu Kalwarii, niosąc nasz krzyż; i kiedy Jemu spodoba się nas ukrzyżować, to znaczy zatrzymać nas na łożu boleści, dziękujmy Mu za to i uznawajmy się za błogosławionych z powodu tej łaski, jakiej nam udzielił, wiedząc, że bycie na krzyżu z Jezusem jest aktem nieporównanie doskonalszym niż tylko kontemplowanie Jezusa na krzyżu.
 

Trilussa

 
Aby zrozumieć mądrość krzyża, wystarczy, że damy się poprowadzić wierze, która jest ociemniała w swoim oddaniu, ale jednocześnie oświecona przez Mądrość. Jej wyrazisty portret odmalował poeta ludowy Trilussa, którego słowa kończą nasze refleksje i zapoczątkowują wasze:
Ta ślepa stara,
którą spotkałem po nocy, gdy się zgubiłem w lesie, rzekła mi:
„Jeśli nie znasz drogi, ja cię podprowadzę;
masz dość siły, żeby za mną pójść,
od czasu do czasu krzyknę na ciebie,
aż do tamtej góry, gdzie widać cyprys na szczycie
i gdzie stoi krzyż”.
Na to ja odrzekłem: „Niech będzie… chociaż dziwne, że mnie wiedzie, kto nie widzi”.

Stara wzięła mnie za rękę i westchnęła: „Idźże”. A była to wiara. 

 

Więcej w książce: Dlaczego Bóg dopuszcza cierpienie