Reklama

Głęboko zakorzeniony w nas instynkt życia trzeba odróżnić od miłości do własnego życia. O ile sam instynkt jest naturalnym wyposażeniem wpisanym w ludzkie geny, o tyle miłości do własnego życia musimy się dopiero nauczyć. Nienawidzi swego życia ten, kto nie nauczył się kochać samego siebie. Tam, gdzie brakuje miłości, wdziera się nienawiść. Nienawiść do siebie jest bezpośrednią konsekwencją braku miłości.


Dlaczego ludzie nienawidzą siebie?

 

Ponieważ nie czują się kochani ani przez ludzi, ani przez Boga. Aby pokochać siebie, trzeba najpierw doświadczyć miłość innych. Jak niemowlę nie jest w stanie samo nakarmić siebie, tak człowiek – także dorosły – nie jest w stanie sam siebie obdarzyć miłością. Pokochać siebie może jedynie ten, kto otworzył się na miłość i czuje się w pełni kochany. Nienawidzi zaś swego życia ten, kto czuje się odrzucony, poniżony, znienawidzony przez innych. Nasz stosunek do własnego życia jest w pewnym sensie odbiciem naszego doświadczenia miłości innych: Boga i ludzi.


Aby wyleczyć się z nienawiści do życia, potrzebujemy zarówno miłości Boga, jak i ludzi.
Człowiek nie jest w stanie ofiarować bliźniemu takiej miłości, którą może dać mu jedynie Bóg, ale i Bóg nie może dać człowiekowi tego, co daje mu bliźni. Stwórca bez pomocy człowieka, matki nie nakarmi niemowlęcia, nie jest w stanie go pielęgnować, nauczyć ludzkiej mowy. On, Wszechmogący, zawarł przymierze z człowiekiem i tylko z jego pomocą może kochać człowieka. Dla naszych bliźnich jesteśmy twarzą Boga, Jego rękami, nogami, uszami, ustani, Jego ciałem. Kiedy matka odrzuci własne dziecko, Bóg w swojej miłości do niego staje się bezradny, niemocny, bezręki, beznogi, „bezustny”. Może jedynie cierpieć z cierpiącym dzieckiem i umierać razem z nim.

Dlaczego ludzie nienawidzą siebie?


Ponieważ zbyt wiele mówią o dawaniu miłości innym, a rzadziej (lub wcale) o pokornym przyjmowaniu miłości Boga i ludzi. Dawać miłość innym może jedynie ten, kto ją przyjmuje. Kto nie przyjmuje miłości, jest do niej niezdolny. Człowiek nie jest źródłem miłości. Jezus powiedział, że bez Niego nie możemy nic uczynić. Jak więc bez Niego moglibyśmy pokochać siebie? Usiłowanie dawania miłości innym, jeżeli nie jest poprzedzone przyjmowaniem miłości, rodzi wypalenie, którego przejawem jest między innymi niechęć i nienawiść do własnego życia.


Gdy nie czujemy się kochani przez Boga i ludzi, usiłujemy sami zarabiać na miłość do siebie.
Stawiamy sobie zbyt ambitne wymagania, aby zabłysnąć w oczach innych i tak przekonać samych siebie, że zasługujemy na miłości. Spełnienie własnych wygórowanych wymagań stawiamy sobie jako warunek miłości siebie. A ponieważ nie możemy ich spełnić, cały nasz wysiłek kończy się frustracją.

 

Nic tak nie pogłębia nienawiści do siebie, jak zawiedzione, chore ambicje. Pogarda do siebie jest jedynie przedłużeniem sfrustrowanej pogoni za własną wielkością. Aby wyleczyć się z nienawiści do siebie, trzeba nam zrezygnować najpierw z pysznego serca i wyniosłych oczu, które gonią za własną wielkością, a następnie w postawie bezradnego niemowlęcia otworzyć się na miłość Boga i człowieka (por. Ps 131). Jeżeli nie staniemy się jak dzieci, nie wyleczymy się z nienawiści do siebie, nie pokochamy swego życia, nie wejdziemy do królestwa miłości.