IV. KOBIETA KANANEJSKA (Mt 15, 21-28)

 

 

Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Lecz On odpowiedział: Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: Panie, dopomóż mi! On jednak odparł: Nie dobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów. Wtedy Jezus jej odpowiedział: O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz! Od tej chwili jej córka była zdrowa.

 

Kobieta kananejska pochodzi z okolic Tyru i Sydonu. Tyr i Syjon to miasta bogate i pyszne, dumne ze swojej potęgi, megalopolis bez Boga. Tło życia Kananejki jest mroczne. Pochodzi z ludu pogrążonego w nonsensie, pustce; ludu pozostającego w niewoli bóstw. Możemy powiedzieć, że pochodzi z nas. Wszyscy należymy do rodzaju ludzkiego, który zniewolony, ustawicznie poszukuje sensu, odczuwa ciągłą potrzebę prawdziwych i trwałych wartości.

            Ten dramat kobiety kananejskiej potęguje dodatkowo jej cierpienie. Kobieta kananejska bardzo cierpi. I mówi o tym Jezusowi: Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Spróbujmy wczuć się w przeżycia kobiety. Mówi moja córka. Prawdopodobnie jest samotną matką – wdową albo opuszczoną przez ojca dziecka, być może z powodu choroby córki. Samotność w cierpieniu sugeruje przygnębienie i smutek.

            Córka tej kobiety jest dręczona przez złego ducha. Egzegeci sądzą, że chodzi tu o poważne depresje psychiczne. Kard. Martini komentując ten fragment Ewangelii, pisze: Zły duch oznacza tu nieprzychylną rzeczywistość, która powoduje zniechęcenie: dziewczyna rzuca się, płacze bez przerwy, z nikim nie chce rozmawiać, nic jej nie odpowiada itd. Jest kimś, kto staje się uciążliwy, nieznośny, a komu trudno pomóc. Każdy z nas zna tego typu przypadki: osoby, które na wszystko się uskarżają, nigdy dobrze nie śpią, jedzenie im nie smakuje, ciągle coś im przeszkadza (Kobieta pośród, s. 22).

            I dalej: My sami jesteśmy tą córką, z tym wszystkim, co jest w nas złorzeczeniem, nieufnością, kłótniami, boczeniem się. Cała dzisiejsza ludzkość jest jako ta córka, przypomina jej niezadowolenie z siebie, te jęki, które nie zawsze są jękami nadziei, ale często złości, rozpaczy, sceptycyzmu ( s. 24).

            Zastanówmy się w czasie tej modlitwy, jakie cechy, postawy, zachowania świadczą o naszym podobieństwie do kobiety kananejskiej. A w czym jesteśmy podobni do jej córki? Co jest naszym demonem, który nas dręczy? Jak długo?     

Po wyczerpaniu wszystkich ludzkich środków Kananejka przychodzi do Jezusa i błaga: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha.

Jezus, zawsze miłosierny i litościwy,  wydaje się jednak niewrażliwy i nieczuły na jej biedę. Traktuje ją w sposób wręcz niegrzeczny, z chłodem, z obojętnością. Nie słucha jej, nie zwraca się do niej ani jednym słowem.

Kananejka jest kobietą  wielkiej pokory. Nie narzeka na plany Boga, nie złorzeczy Jezusowi, Bogu. Nie wyraża żadnych oznak zniechęcenia czy agresji. Kananejka pada na twarz przed Jezusem i błaga: dopomóż mi. Jest w niej upór, cierpliwość, wytrwałość, ufność i pokora. Jako kobieta i kochająca matka nie rezygnuje za żadną cenę. Nawet za cenę największych upokorzeń. Kananejka jest też pewna Jezusa. Jest pewna miłosierdzia i miłości Jezusa, które przekraczają nawet Jego twarde słowa. W swojej intuicji zdaje się mówić: Ja Cię znam i wiem, że możesz i chcesz mi pomóc, ale wiem, że chcesz mnie wypróbować. Kananejka przechodzi próbę wiary i rozumie jej oczyszczający charakter. Dzięki temu przeżywa ją w pokorze, ze zdecydowaniem i spokojem.

            Możemy przypomnieć sobie sytuacje życiowe, kiedy Bóg próbował naszą wiarę, kiedy wydawało nam się, że odmawiał nam spełnienia dobrze uzasadnionych po ludzku próśb. Czy nie należę do ludzi, którzy w takich sytuacjach łatwo poddają się zniechęceniu, rezygnacji, podświadomie czują się zapomniani, opuszczeni, choć o tym otwarcie nie mówią?

Czy nie obrażam się, nie zamykam się w sobie i nie wycofuję z życia? Zauważmy również, że takie obrażanie się na Boga ściąga na nas jeszcze większe cierpienie, większą samotność, ból i udrękę.

             Na błaganie kobiety, Jezus odmawia ponownie, tym razem w sposób niezwykle ostry: Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. Jezus odwołuje się w tych słowach do ludowej teologii Żydów, w której poganie byli uważani za nieczyste psy. Słowa te brzmią jak zniewaga narodowa.

Jednak ta kobieta zamiast przeklinać czy burzyć się przeciwko Jezusowi, zdobywa się nawet na poczucie humoru: Tak Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Jest to wspaniała odpowiedź człowieka, który wierzy w Jezusa, wierzy w miłosierdzie Boga.  Ta wiara odnosi zwycięstwo. Jezus chce zostać zwyciężony w taki właśnie sposób: poprzez wiarę. Jeden z żydowskich apologetów rabinistycznych pisze: Bóg jest zadowolony, gdy zostaje pokonany przez swoich synów.

W tej walce zwycięża zarówno Jezus jak i kobieta. Jezus zwycięża, udoskonalając w niewyobrażalny sposób wiarę i zaufanie człowieka. Kobieta zwycięża, gdyż dzięki jej wierze, Jezus dokonuje cudu – uzdrawia jej córkę i objawia swą boską moc.

Zadajmy sobie w tej modlitwie pytanie, czy potrafimy w wierze do końca walczyć z Bogiem? Jaka jest moja wiara? Czy jest wytrwała, niezłomna, ufna, pewna, pokorna?

            Prośmy o głęboką wiarę, ufność. Prośmy też o intuicję tej kobiety kananejskiej, dzięki której zrozumiemy różne próby wiary i potrafimy przeczuć, jaki jest cel działania Boga wobec nas.