Informujący czy dezinformujący?
TV: Ale ja, mimo wszystko, jestem środkiem informacji i jestem tak bardzo ważny, że wszyscy starają się mnie mieć po swojej stronie. A ja w tej sprawie nie robię nic innego, jak tylko zwielokrotniam służbę pełnioną od jakiego wieku przez periodyki i dzienniki.
Tak, przyznaję: wielkie jest twoje znaczenie. I rzeczywiście siły polityczne i potężne grupy ekonomiczne chcą cię mieć w swojej służbie. Musi liczyć się z tobą każdy, kto chce utrzymać władzę albo kto chce obalić władzę kogoś innego. Obrońcy ustalonego porządku, jak i zwolennicy zmian szukają twojego wsparcia.
Uznają twoją funkcję informacyjną, a rozumiem przez ten termin dane, wiadomości, informacje, które nam przekazujesz. Taka twoja rola była szczególnie podkreślana w twoich pierwszych latach życia. Osoby w pewnym już wieku pamiętają dobrze program pod tytułem: „Nigdy nie jest za późno”, służący dokształcaniu analfabetów. Była również „Telewizja dziewcząt i chłopców” z programami specjalnie dla nich przygotowanymi. Ta „szkolna” funkcja radia, TV i dzienników nie powinna być w żaden sposób pomniejszona. Można też powiedzieć, że unifikacja językowa naszego kraju stała się możliwa tylko dzięki telewizji, po stu latach od uzyskania jedności politycznej.
To prawda, że Pasolini oskarżył telewizję o wykorzenienie dialektów, a co za tym idzie: ludzkich, narodowych, kulturowych odmienności w naszym kraju, i wytworzenie płaskiej i banalnej „homogenizacji”. Ale i tutaj trudno byłoby tylko mówić o twojej winie, zapominając o twojej roli informacyjnej.
Jednakże termin „in-formować” znaczy dosłownie: dawać formę, modelować jakąś rzeczywistość. To naszą świadomość media „informują”, czyli modyfikują, znaczą, kształtują. Z naszą świadomością poddaną oddziaływaniu mediów dzieje się coś podobnego, jak w zabawach dzieci na plaży. Mokry piasek, włożony do foremki, przyjmuje jej kształty, zostaje u-formowany. W tym sensie media „in-formują” — kształtują — przede wszystkim dlatego, że nadają jakąś formę rzeczywistości, reinterpretują rzeczywistość wedle dokładnych, interesownych kryteriów. Informacja telewizyjna nie wymyka się ograniczeniom właściwym dla informacji prasowej. Wiemy dobrze, że wybór wiadomości do przekazania oraz sposoby ich przekazania odpowiadają wymogom atrakcyjności samego nagłówka.
Każdego dnia redakcja dziennika staje wobec ogromnej ilości danych, wydarzeń. Które z nich wybrać, które wyeksponować, a które „ocenzurować” lub zepchnąć na margines? Wybór ten sam w sobie jest pełen znaczenia, zakłada bowiem uprzednie rozstrzygnięcie, co jest ważne. Rządzi następnie tym wyborem prawo „atrakcyjności” i popytu (chodzi o to, czy jakieś wydarzenie może stać się wiadomością przyciągającą uwagę publiczności i zwiększającą sprzedaż gazety). Pierwszeństwo daje się wiadomościom, które mogą zaszokować, poruszyć, najczęściej o wymowie negatywnej. „Czarne sprzedaje się lepiej niż białe” to reguła każdego redaktora kroniki, i dotyczy ona wszystkich mediów. Jeżeli filtr przepuszczający wszelkie wiadomości o społeczeństwie jest negatywny — czy to gdy się mówi o polityce, o ekonomii, czy o niepewności socjalnej itp. — to nie powinien nas dziwić wzrost ogólnej nieufności obywateli względem społeczeństwa i jego instytucji. Nie jest bezzasadne twierdzenie, iż istnieje związek między postępującym spadkiem zaufania do wszystkich instytucji publicznych i prywatnych, jaki obserwuje się w wielu krajach od lat sześćdziesiątych, także w naszym, a powyżej ukazanym stylem komunikacji medialnej.
Poza tym dziennikarze coraz częściej korzystają z materiałów już uprzednio opracowanych przez agencje i dostarczanych przez wielkie sieci banków danych. Przez pięć największych agencji prasowych przechodzi co najmniej 80 procent wiadomości upowszechnianych na całym świecie. Agencje te narzucają w rzeczy samej, przynajmniej implicite, swoje wartościowanie i swój model kulturowy. Niebezpieczeństwo jest bardzo konkretne: oddalenie od źródeł — i w konsekwencji od zadania właściwego dziennikarzowi — zwiększa dystans między piszącym a rzeczywistością. Dziennikarz staje się coraz bardziej swego rodzaju wyspecjalizowanym technikiem: z dziennikarza-informatora przemienił się w dziennikarza ograniczającego się do opracowania informacji, w dziennikarza-drukarza.
Gdy chodzi o banki danych, najbogatszym i najwydajniejszym jest New York Times. Nie trzeba podkreślać, że gromadzi on tylko materiały w języku angielskim. Wynika stąd, że jeżeli żaden anglojęzyczny dziennik czy periodyk nie mówi o jakimś konkretnym wydarzeniu, to owego wydarzenia jakby nie było dla tego, kto czerpie dane z banku New York Timesa. To tylko jeden z przykładów „kolonizacji kulturowej”, która dokonuje się także poprzez produkcje telewizyjne, zwłaszcza seriale, takie jak: Dallas, Dynasty, Beautiful itp., sprzedawane lub udostępniane bezpłatnie krajom biedniejszym.
W wielu szkołach została wprowadzona lektura gazety jako forma edukacji dzieci, po to by rozumiały logikę, według której tworzy się informacje. Ks. Lorenzo Milani i jego szkoła Barbiana nauczyli nas takiej lektury, i dzięki temu potrafimy rozerwać mur z drukowanego papieru, który zamiast przybliżać nam rzeczywistość, oddala nas od niej. Taka edukacja jest również potrzebna, gdy chodzi o świat obrazu.
Media i świadomość
TV: Sądzisz więc, że jestem, jak się to mówi, „ukrytym przekonywaczem”, głosem i poglądem, który się podstępnie wciska?
Z pewnością masz wielkie możliwości perswazji i każesz nam wyobrażać sobie jako prawdziwe te rzeczy, które nie istnieją. Czy to przypadkiem nie twoja siła perswazji przekonała mężczyzn i kobiety Europy Wschodniej i basenu Morza Śródziemnego, żeby podejmowali absurdalne podróże do cudownych i opływających w dobrobyt krajów, które widzieli w telewizji, nie myśląc, że także w tych krajach istnieje znój, niesprawiedliwość i bieda?
Świadomość wystawiona na przekazy telewizyjne poddana jest ryzyku, że fikcji spektaklu nada znamiona rzeczywistości i w końcu pomyli jedno z drugim; na takie ryzyko narażona jest przede wszystkim świadomość niepewna i delikatna najmłodszych oraz świadomość z nieukształtowaną orientacją co do wartości. Możemy powiedzieć, że nasza świadomość, jeżeli jest niedojrzała czy bezbronna, przypomina gąbkę, która wchłania to, co jest w otaczającym ją środowisku.
Opinie wygłoszone z twojego małego ekranu czy z kolumn gazet cieszą się na ogół wielką wiarygodnością. Słyszy się często: „to powiedziała telewizja, to czytałem w gazecie”. Ten kto pojawia się na małym ekranie, aby wyrazić swoją opinię, czy ten kto przemawia przez radio lub pisze w dzienniku, zyskuje certyfikat autorytetu i, co za tym idzie, wiarygodności, bez względu na solidność jego argumentów. W stosunku do mediów zaznacza się powszechne i stałe zaufanie, a opiera się ono nie na rzeczowych dowodach, ale na perswazyjnej sile tychże mediów. Tylko w sytuacjach politycznych, w których system mediów znajduje się trwale w rękach władzy publicznej — władzy, której podstaw masowo się nie uznaje — można stwierdzić osłabienie tego instynktownego zaufania. Próby informacji alternatywnej czy kontr-informacji — zarówno radiowej, jak i prasowej — nie przyniosły poważniejszego uszczerbku wiarygodności mediów najbardziej rozpowszechnionych i dominujących.
Czy uratuje nas pilot?
TV: Prawda, że my, mass media, wykazujemy skłonności do narzucania się. Mamy przed sobą osoby, które, jak gąbki, mogą wchłaniać wszystko lub prawie wszystko. Ale w ostatnich latach coś się zmienia. Od połowy lat siedemdziesiątych pojawiają się na naszych ekranach programy niektórych TV zagranicznych; następnie zaczęły sie pojawiać stacje lokalne i prywatne, co przełamało monopol sieci RAI. Obecność wielu stacji spowodowała ruch, przyczyniła się do odświeżenia informacji. Pojawił się także pilot, który pozwala „skakać” z jednego programu na drugi z dużą łatwością.
Nie wydaje ci się, że w tym wszystkim tkwi jakaś wartość, godna zauważenia? Zmienianie kanałów za pomocą pilota może być narzędziem kontroli mediów przez publiczność. My, media, jesteśmy niemal „zakładnikami” naszej publiczności, która za pomocą pilota może nas unicestwić. Jeżeli jakiś program nie osiągnie pożądanego wskaźnika oglądalności, zostanie zawieszony. Takie jest nieubłagane prawo rynku: jeżeli twój produkt nie ma nabywców, to jest nic nie wart. Paradoksalnie, właśnie pomnożenie się mediów tworzy sytuację możliwego odwetu ich użytkownika, każdego użytkownika, który nie jest już biernym odbiorcą jednokierunkowej komunikacji. I myślę, że najbliższa przyszłość, przyszłość, która się już zaczęła, pomnoży możliwości wolnego wyboru i personalistycznego użytkowania mediów. Wystarczy pomyśleć o magnetowidach, posiadających zdolność selekcji oraz utrwalania dowolnie wybranych programów.
Pozwól mi wyznać, że twoja obrona mediów jako środków powiększania wolności wyboru — wcale mnie nie przekonuje. Wyjaśnię to. Z pilotem w ręku mamy wrażenie panowania nad medium telewizyjnym. Niemniej kończy się to swoistą fragmentaryzacją, ciągłym poszukiwaniem miłych obrazów; tworzy się coś, co specjaliści nazywają „strumieniem” telewizyjnym, to jest powodzią obrazów bez głowy i ogona.
Decyzje o programach i ich treści zostają w ten sposób poddane jednemu żelaznemu prawu: prawu oglądalności. Poszczególne stacje dbają, żeby nie stracić widzów, gdyż ze spadkiem wskaźnika oglądalności obniża się automatycznie cena za reklamę u konkretnego nadawcy. Spazmatyczna troska o to, żeby nie utracić widzów, idzie najczęściej w parze z obniżeniem poziomu programów, pogonią za widowiskowością, z łatwizną i banałem.
Uczynienie programów bardziej widowiskowymi jest z pewnością dla mediów wybiegiem najprostszym i najniebezpieczniejszym. Tworzy swoistą logikę, która zmusza, by każdą rzecz relacjonować powierzchniowo, z wykorzystaniem technik upraszczających całą jej złożoność i pogonią za wszystkim, co szokuje sensacyjnością. Posiadanie magnetowidu może stać się okazją do wybierania i rejestrowania produkcji mniej wartościowych.
Wielość ośrodków nadawczych sama z siebie niekoniecznie sprzyja faktycznemu pluralizmowi. I ostatnie, ale nie mniej ważne spostrzeżenie o rzeczywistości świata mediów. Chodzi o niepokojące zjawisko koncentracji tytułów gazetowych i stacji telewizyjnych, co zakłóca równowagę w tak delikatnej sferze, jaką jest informacja.
TV: Niemniej widowiskowość znaczy również: przyciągnięcie uwagi, zainteresowanie. Bez widowiskowości media nie dotarłyby do szerokiej publiczności.
Na pewno media posiadają wymiar „popularności”, powszechności, którego znaczenia nie można nie doceniać. Dają one różnym warstwom, nie tylko elicie, dostęp do informacji, możliwość bycia uczestnikami; tyle że logika widowiska ma też swoją niebezpieczną stronę. Weźmy przykład: śmierć z głodu, z nędzy endemicznej lub jednostkowej, czy w ogóle zwyczajna śmierć nie tworzy widowiska, spektaklu i dlatego nie będzie się o niej dużo mówić; natomiast śmierć w katastrofie może ewentualnie zainteresować. Dyskusja polityczna, z natury swej trudna do pokazywania w mediach, staje się coraz bardziej widowiskiem, dla którego poszukuje się elementów sensacyjnych i skandalizujących.