Media — od „środków” ku środowisku

Minęło zaledwie trzydzieści lat od pierwszych programów telewizyjnych, ale media, przede wszystkim TV, nie są takie same jak wczoraj.

Obserwuję cię i zauważam, jak bardzo się zmieniłeś. Spróbuję wyrazić, na czym ta zmiana polega. Na początku spełniałeś miarodajnie funkcję informowania i formowania, środka i nośnika wiadomości. Dzisiaj jesteś jak krajobraz, determinujesz kulturę, sposób myślenia i życia. Radio, telewizja, komputer, magnetowidy itp. są umeblowaniem naszego domu, towarzyszą nam w każdym momencie. Na wielkich europejskich stacjach kolejowych, gdy czeka się na pociąg, wielość ekranów telewizyjnych wypełnia oczekiwanie reklamami czy videoclipami. Podobnie dzieje się w wielu domach towarowych. To już raczej nie my oglądamy, ale nas ogląda mnogość małych lub wielkich ekranów.

Ów pejzaż, otaczający nas ze wszystkich stron, posiada pewną charakterystyczną cechę: jest nią pobudzenie sensoryczne. Miejscem, gdzie cecha ta jest szczególnie widoczna — i nie przypadkiem jest to miejsce najbardziej lubiane i uczęszczane przez młodzież — jest dyskoteka z miksem muzycznym, efektami świetlnymi, wizualnymi. Język elektroniczny mediów nie zwraca się przede wszystkim ku inteligencji, ale ku zmysłom i emocjom. Jest on o wiele wcześniej pobudzeniem, niż myślą.

Media to nie tylko ekran, który się ogląda, radio, którego się słucha. Są media atmosferą, środowiskiem, w którym jest się zanurzonym; ono nas otacza i wchodzi w nas ze wszystkich stron. W tym świecie dźwięków, obrazów, kolorów, impulsów i wibracji tkwimy tak, jak człowiek pierwotny zanurzony był w lesie, jak ryby w wodzie. To jest nasze środowisko, media są nowym sposobem trwania przy życiu. Ale jakim życiu? Ostatnio została rozwinięta następująca teza: jak ideologia zwalnia od myślenia, a biurokracja zwalnia od działania, tak media zwalniają od czucia (por. M. Perniola, Del sentire, Einaudi, Torino 1991). Czy odczucia powierzchowne wyprą uczucia głębsze?

Parę lat temu, kiedy u nas pojawiły się pierwsze walkmany, wielu osłupiało na ich widok i odrzuciło je z pogardą. Te dzieci, które ze słuchawkami przyklejonymi do uszu, słuchają muzyki idąc ulicą czy jadąc na rowerze; co więcej, poruszają się i przyjmują pozycję ciała w rytm muzyki; te dzieci nie słuchają muzyki, ale stają się muzyką. Co wytwarza w nas, a zwłaszcza w dzieciach ten ekscytujący, silnie pobudzający język?

TV: Ale nie możesz zaprzeczyć, że poprzez media docierają słowa, treści, wiadomości, które skierowane są także do umysłu.

Tak, ale za słowami i obrazami jest modulacja, która najczęściej wymyka się spod kontroli naszej świadomości. Mówią eksperci, że w mediach modulacja stanowi 70 procent przekazu. Bardziej niż idee, bardziej niż treści poznawcze liczy się modulacja.

Komunikacja medialna nie jest zatem na pierwszym miejscu przekazywaniem treści poznawczych od nadawcy do odbiorcy. Komunikacja staje się coraz bardziej transmisją bodźców, uczestniczeniem w intensywnych wibracjach. I taka kultura, wytwór wibracji emocjonalnych, i dlatego mocno wciągająca — niesie w sobie poważne znaki zapytania, zwłaszcza w przypadku młodego pokolenia. Niebezpieczeństwo polega na spłaszczeniu prawdy o własnych wrażeniach, o własnych przeżyciach, odczuciach.

Często zdarza się nam słyszeć: „To prawda, bo ja czuję, że to jest prawdziwe”. Ile osób wiąże swoje wybory, także religijne, z nastrojem, z faktem „czuję, że…”. W ten sposób przyjmuje się za prawdziwe tylko to, co zostało przefiltrowane przez własne subiektywne i wrażeniowe widzenie. Niemało doświadczeń religijnych świeżej daty jest wynikiem bardziej „zarażenia” się emocjonalnego od grupy, wibracji odczuć, niż poddania się obiektywnej i przekonywającej sile Słowa. Dlatego też w tych latach zapraszaliśmy wszystkich, a przede wszystkim młodych do Szkoły Słowa. Biada temu, kto lekceważy twórczą i formacyjną siłę Słowa.

Słowa i obrazy

TV: Mówisz tak, ponieważ zostałeś wychowany na książkach. Dzisiaj książka ustępuje kulturze obrazu. Ale nie wierzę, żeby można było powiedzieć, iż kultura obrazu, szczególnie TV, oduczyła od czytania. Jest odwrotnie. Wystarczy jedna statystyka: w 1982 roku osiem najbardziej popularnych dzienników we Włoszech sprzedawano w ilości około 2 484 000 egzemplarzy, a w 1990 roku liczba ta osiągnęła 3 350 000. Czytelnictwo, przynajmniej dzienników, zdecydowanie wzrosło.

Ja, a także osoby mojego pokolenia jesteśmy wychowani na książkach i w kulturze słowa. Dzisiaj młodzież — urodzona i dorastająca w kulturze audiowizualnej — jest bardziej oswojona ze światem obrazu niż ze światem słowa.

Spróbuję wskazać ograniczenia kultury wyraźnie zdominowanej przez obrazy. Piękna stronica z encykliki Evangelii nuntiandi Pawła VI ukazuje wartość słowa: „Wiemy, że dzisiaj ludzie są już przesyceni mowami, bardzo często znudzeni słuchaniem, a co gorsza, nieczuli na słowa. Znamy też zdania wielu socjologów i psychologów, którzy utrzymują, że cywilizacja słowa, jako nieskuteczna i nieużyteczna, już się przeżyła, a obecnie następuje nowy styl życia, cywilizacja obrazu… Niechęć, wywołana dziś nadmiarem pustych mów, i aktualność całkiem innych form przekazu społecznego nie powinny osłabić mocy słów, ani odebrać im zaufania. Słowo zawsze posiada swą wyższość i skuteczność, zwłaszcza gdy niesie ze sobą moc Bożą” (nr 42).

Kiedy jakaś rzeczywistość staje przed moimi oczami poprzez obrazy, to natychmiast chce przybrać moc prawdy. Widzę ją i zatem twierdzę, że jest prawdziwa. Jakże inny jest proces, gdy chodzi o słowo. Wykształcenie poprzez książkę i słowo jest przeważnie krytyczne i dialogiczne; przyzwyczaja do pokonywania różnych etapów, do stopniowego zbliżania się do rzeczywistości, poprzez stałą weryfikację własnych twierdzeń, przedstawianie dowodów, obalanie argumentacji przeciwnych.

Wykształcenie oparte jedynie na obrazie jest intencjonalnie niezdolne do rozwijania dowodów, do oceny argumentacji i do sądu o naszych wypowiedziach, zawsze jednostronnych w relacji do prawdy. Najpiękniejszą syntezę słowa i obrazu znajdziemy w Biblii: słowa głębokie i ostre — które tworzą obrazy, opowiadania i symbole — zdolne są angażować emocjonalnie i skłaniać do myślenia.

Na przeciwnym biegunie jest skrajne uproszczenie, właściwe komunikacji poprzez media, sprowadzanie całej złożoności do formuł, sloganów i stereotypów.

TV: To, co mówisz o obrazach, jest prawdą, ale częściowo. Ja chciałbym podkreślić wpływ, jaki media, przede wszystkim TV, wywarły na komunikację prasową. Można by powiedzieć, że pomiędzy informacją wizualną i informacją drukowaną ustalił się już skomplikowany związek, pozytywny i negatywny.

Informacja telewizyjna przyśpieszyła rytm informacji drukowanej: wiadomości podane przez TV są już za stare dla gazet. TV narzuciła także dziennikom swoje kryterium spektakularności, spychając na margines to, co owego kryterium nie spełnia. Również dla gazet wiadomością staje się to, co spektakularne. I ponieważ pole informacji jest pokryte przez TV, gazety czują się zmuszone do zmiany swego charakteru: nie mogą zadowolić się podaniem wiadomości, ale mają rzecz samą drążyć i zgłębiać. Widzę w tym pozytywny wpływ telewizji na świat zadrukowanego papieru.

Tak, to spostrzeżenie wydaje mi się słuszne i raz jeszcze zobowiązuje nas do rozróżnienia w mediach skutków wyraźnie negatywnych od skutków problematycznych lub pozytywnych. Ale weź również pod uwagę fakt, że nie zawsze obszerne serwisy prasowe odznaczają się pogłębionym spojrzeniem.

TV: Chciałbym kontynuować obronę świata obrazów. Przyzwyczailiśmy się przypisywać światu obrazów każdą winę. Ale nie wolno zapominać, że również słowo może być użyte jako środek zwodzenia, ukrytej perswazji. Ileż razy, zwłaszcza na forum publicznym, posługiwano się słowem dla celów propagandy, dla wymuszenia zgody. Historia tego wieku pokazała, że dyktatorzy nie stosowali tylko okrutnej represji, ale i coraz to bardziej wyszukaną perswazję, i słowo stawało się wtedy nie narzędziem autentycznej komunikacji, tylko środkiem zwodzenia i kłamstwa. Papież w swojej encyklice Centesimus annus, odczytując wydarzenia 1989 roku, które głęboko zmieniły kraje Europy Wschodniej, odsłania negatywną rolę ideologii, to znaczy słowa bez prawdy.

Całkowicie się zgadzam z twoją opinią na temat oszukańczego charakteru ideologii. Również kultura słowa i książki, a nie tylko kultura obrazu, może służyć manipulacji sumieniami. Dlatego też nie powinniśmy przeciwstawiać kultury słowa i książki, która byłaby dobra i wychowawcza — kulturze obrazu i kulturze audiowizualnej, która byłaby zła i niepedagogiczna.

Chciałbym w tym kontekście zacytować Ewangelię św. Jana, pierwsze jej zdanie: „Na początku był Logos (Słowo)”. Zatem prymat Słowa. I tenże ewangelista, który zaczyna swoją Ewangelię od Słowa, kończy ją w taki sposób: „I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej książce, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w imię Jego” (J 20, 30-31). Słowo Wcielone wyraziło się poprzez słowa i znaki. Również Konstytucja dogmatyczna soboru watykańskiego II o Bożym Objawieniu stwierdza, że komunikowanie się Boga człowiekowi, w Jezusie, urzeczywistniało się gestis verbisque, przez czyny, wydarzenia i słowa.

Musimy przyznać, że nasza kultura zachodnia zbudowana została na prymacie komunikacji słownej; inne rodzaje komunikacji, pozasłowne, były w cieniu. A przecież każdy z nas doświadczył, że niekiedy komunikacja słowna okazuje się nieodpowiednia do przekazania tych doświadczeń, które nie mogą się zmieścić w obszarze pojęciowym. Myślę o doświadczeniach tak angażujących czy radykalnych, że sięgają granic możliwości ludzkich.

Dlatego sam Jezus, zanim zaczął mówić, działał; a kiedy chciał odsłonić tajemnicę Królestwa, czyli rzeczywistość poza zasięgiem naszych możliwości weryfikacyjnych, opowiadał przypowieści, posługiwał się językiem obrazów. Cały język religijny jest przepełniony symbolami, metaforami, obrazami; niemal jakby chciało się powiedzieć, że zasoby słowne nie wystarczają, gdy chcemy komunikować tajemnicę Boga i Jego Królestwa.

TV: Wydaje mi się, że zaczynasz odkrywać we mnie jakieś pozytywy, odkrywać, że również zwyczajny kontakt z krawędzią płaszcza Jezusa może wytworzyć autentyczną z Nim samym komunikację.

Tak, myślę, że rozmowa z tobą pomogła mi — przekonała, że nie powinienem cię demonizować, ale traktować cię serio.

TV: Do tego momentu inicjatywa w naszej rozmowie należała do ciebie. Teraz ja chcę zadać ci pytanie: dlaczego uwziąłeś się na mnie? Przypisujesz mi rolę nieproporcjonalną do moich możliwości.

To prawda, że in-formuję, kształtuję mentalność i zwyczaje, ale tak samo prawdą jest, że ukazuję wartości, oczekiwania, nastroje publiczności, to znaczy dominujący obyczaj. Ja i wszystkie inne media jesteśmy wewnątrz tego społeczeństwa. Można by powiedzieć, że społeczeństwo posiada media, jakich pragnie i na jakie zasługuje.

Dziękuję ci za zachętę do postrzegania mediów w szerszym kontekście społecznym, który one odtwarzają i z pewnością wzmacniają, ale są przecież tylko jednym z jego aspektów. Znaczy to, że nie wystarczy bardziej „chrześcijańskie” kierowanie mediami; trzeba przejść długą drogę kształtowania obyczaju etyczno-społecznego oraz drogę wychowania do uczestnictwa w życiu obywatelskim.

Podsumowując: rozmawiałem z tobą, bo ciebie uważam w jakimś stopniu za symbol tego babelskiego miasta mediów, w którym żyjemy i w którym, mimo wszystko, pragniemy się spotkać.

Rozmawiając z tobą, rozmawiałem także z prasą i radiem; zrozumiałem, że jeżeli tych środków używamy źle, to jest to w istocie nasza wina, ale jeżeli chcemy, możemy także dobrze ich używać.

Używać zaś ich dobrze, znaczy przede wszystkim: zdobyć krytyczną świadomość, czyli zdolność odróżniania prawdy od kłamstwa, kąkolu od dobrego ziarna, wraz ze zdolnością do obiektywizmu, żeby ani nie demonizować mediów, ani ich nie ubóstwiać. Trzeba wzrastać w wewnętrznej wolności, w dystansie wobec sensacji dnia, zbyt wciągających; trzeba narzucić sobie jakąś ascezę, być zdolnym do ofiar i wyrzeczeń. Tak odsłoniły się obowiązki tego, który w swoistym żargonie nazywany bywa „odbiorcą”, konsumentem, użytkownikiem mediów. Ale to tylko połowa problemu. Uczyńmy zatem następny krok w naszej rozmowie.