2. Zdławiony świat emocji
Wielu rodziców i wychowawców pojmuje wychowanie dzieci przede wszystkim jako wpajanie mechanizmu represji uczuciowej. Jako głównego narzędzia takiego wychowania używa się prawnego systemu zakazów i nakazów. Dziecko wychowywane w takim systemie nigdy nie odkrywa sensu własnych postaw i zachowań, ponieważ odkrywa jedynie nagrody i kary, których rozdzielaniem zajmuje się autorytet mający nierzadko postać policjanta. Taka forma wychowania odwołuje się przede wszystkim do lęku przed brakiem miłości i odrzuceniem. Kara w wychowaniu dziecka ma sens wówczas, kiedy nie wyraża odrzucenia emocjonalnego, ale ukazuje jedynie negatywne skutki pewnych zachowań dziecka. Akceptacja i miłość nie powinna zależeć od zachowania dziecka.
Dziecko wychowywane w systemie kar i nagród, od niemowlęcych lat słyszy przede wszystkim zakazy i nakazy, które najczęściej uzasadnia się odwołaniem do poczucia zagrożenia. A ponieważ dziecko jest małym, bezradnym i bezbronnym człowiekiem, nietrudno wzbudzić w nim takie właśnie uczucia. I chociaż postawienie dziecku wielu ograniczeń jest pewną koniecznością, to jednak nie mogą być one uzasadniane lękiem przed odmową akceptacji i przyjęcia, lecz przede wszystkim troską i miłością, wyrażaną nie tyle w słowach, ale przede wszystkim w postawie i zachowaniach.
Dorośli często mówią dziecku: nie wolno złych i brzydkich rzeczy myśleć, mówić, robić, nie wolno ich nawet odczuwać. Kiedy zakazane rzeczy pojawiają się w polu zainteresowań dziecka, dąży ono do jak najszybszego ich usunięcia. Często zakazy te dotyczą nie tylko zachowania moralnego, ale zainteresowań dziecka związanych z jego naturalnymi potrzebami. I tak np. zachowania dotyczące higieny i całej sfery biologicznej nierzadko klasyfikowane są w kategoriach moralnych zła i dobra, które bywają nagradzane lub karane postawą emocjonalną: przyjęciem lub odrzuceniem. Dziecko chcąc być kochane musi więc dławić wiele swoich najbardziej naturalnych odruchów i zainteresowań.
I tak zdarza się, że całymi latami, dziesiątkami lat wrzucamy do trzeciego pomieszczenia bardzo wiele brzydkich, złych, przykrych i bolesnych doświadczeń, których boimy się lub wstydzimy na poziomie naszej świadomości i których też głęboko nie akceptujemy. Głównym uczuciem, które najczęściej dławimy, jest ból odrzucenia i rozczarowanie brakiem miłości i akceptacji osób, od których spodziewamy się miłości.
Jako pierwszy owoc takiej represji emocjonalnej pojawia się nieuświadomiona postawa wrogości i nienawiści wobec siebie i wobec innych. Innym gorzkim owocem zdławionych potrzeb i pragnień miłości i akceptacji jest ciągły smutek, zniechęcenie do życia, zgorzknienie, agresja. Człowiekowi, który zdławił swoje potrzeby miłości, nie chce się żyć, ponieważ istotą życia jest właśnie miłość. Niemal wszystkimi krokami człowieka zdławionego emocjonalnie kieruje poczucie niższości oraz mało uświadomione chore poczucie winy i lęku. Podświadomie wymierza on sobie kary za spełnianie swoich najbardziej ludzkich pragnień i potrzeb.
Człowieka zdławionego emocjonalnie wypełnia również odczucie wrogości do innych. Jeżeli nie stać go na otwarte atakowanie, wówczas dokonuje wewnętrznie surowych osądów moralnych. Człowiek zdławiony ma w sobie policjanta psychicznego, który surowo kontroluje, oskarża i osądza zarówno jego samego jak i jego bliźnich.
Innym niszczącym skutkiem zdławionych uczuć jest zatrzymanie się procesu rozwoju emocjonalnego człowieka i utrwalenie niedojrzałości. Ludzie z niedorozwojem uczuć próbują nieraz kompensować sobie własną niedojrzałość emocjonalną rozwijaniem swojej inteligencji rozumu, bogactwem materialnym, karierą, doświadczeniami zmysłowymi, itp. Erudycja, stopnie naukowe, bogactwo, doświadczenia zmysłowe stanowią wówczas w osądzie subiektywnym podstawowy probierz osobowej wartości człowieka. Jednak wszystko to, co człowiek posiada, bez posiadania wrażliwości serca staje się zimnym narzędziem, które może być użyte przeciwko sobie samemu i przeciwko drugiemu człowiekowi, szczególnie wówczas, kiedy żywi się ku sobie i ku innym uczucia zdławionej wrogości i nienawiści.
W czasie rekolekcji, kiedy wielu ludzi po raz pierwszy uświadamia sobie swoje własne nieuporządkowane uczucia, zamaskowane namiętności, spontanicznie nasuwa się im pytanie, które zadają zwykle w czasie rozmowy indywidualnej z kierownikiem duchowym: Proszę ojca, jak się tego pozbyć, jak to usunąć, jak to w sobie zniszczyć? Odpowiedź brzmi: w psychice ludzkiej nic nie da się zniszczyć, wszystko natomiast trzeba akceptować, porządkować, leczyć, uzdrawiać.
3. Rezygnacja z kreowania rzeczywistości emocjonalnej
Jeżeli poprzez całą historię naszego życia powstawały w nas pewne utrwalone zachowania i postawy wewnętrzne, pewne rysy naszego charakteru, to nie mogą być one zniszczone, usunięte, ale jedynie przekształcone, oczyszczone i uleczone. Chęć usuwania i niszczenia w nas przykrych emocji, nieuporządkowanych postaw i zachowań wewnętrznych kryje w sobie pragnienie kreowania własnej rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej. Kiedy nie akceptujemy naszej emocjonalności i psychiki, wówczas odruchowo próbujemy stwarzać je według naszych wyobrażeń, jakby nie licząc się z tymi, które już otrzymaliśmy przez nasze wychowanie i w ciągu całej historii naszego życia.
Rozwój emocjonalny i duchowy człowieka domaga się rezygnacji z kreowania rzeczywistości psychicznej i emocjonalnej. Cały świat naszych emocji winniśmy natomiast porządkować, uzdrawiać, leczyć. Rzeczywistość emocjonalna i psychiczna naszego życia jest nam już dana. Ona jest także naszym zadaniem, miejscem współpracy z Bogiem, miejscem pełnienia Jego woli.
Rozwój emocjonalny człowieka domaga się więc pełnej prawdy o naszym zranieniu i o naszym ludzkim ograniczeniu, domaga się pokory. Dla lepszego zrozumienia tego przesłania posłużmy się opowiadaniem A. de Mello:
Przypuśćmy, że któregoś dnia ktoś puka do drzwi mego pokoju:
— Proszę wejść — mówię. — Czy wolno zapytać kim Pan jest?
On zaś odpowiada:
— Jestem Napoleonem.
— Czy to nie ten Napoleon…
— Ten właśnie. Bonaparte. Cesarz Francji.
— Co też pan mówi! — odpowiadam i myślę, że lepiej wobec tego faceta mieć się na baczności.
— Może Wasza Wysokość raczy usiąść — mówię.
— Słyszałem, że ksiądz nieźle sobie radzi z rozwojem duchowym. Mam problem natury duchowej. Obawiam się, że teraz trudniej mi będzie ufać Bogu. Moja armia walczy w Rosji, a ja spędzam bezsenne noce, zastanawiając się, jak to się zakończy.
— No tak, Wasza Wysokość, mógłbym coś na to poradzić. Sugerowałbym raczej przeczytanie rozdziału szóstego według Mateusza: Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną, nie pracują ani przędą.
W tym momencie zaczynam zastanawiać się, kto jest bardziej szalony, ten facet, czy ja. Ale brnę dalej z tym lunatykiem.
Tak właśnie na początku postępuje wobec ciebie mądry guru. Towarzyszy ci, traktując serio twoje problemy. Otrze kilka łez z twoich oczu. Jesteś wariatem, ale jeszcze o tym nie wiesz. Wkrótce musi nadejść chwila, kiedy wytrąci ci z ręki broń i powie:
— Skończ z tym. Nie jesteś Napoleonem.
Aby wejść twórczo w świat ludzkich uczuć, trzeba powiedzieć sobie: Nie jestem Napoleonem. Nie mogę już więcej udawać. Jestem chory, poraniony, ubogi, zależny, jestem wariatem. Wejście w świat ludzkich uczuć domaga się więc od nas rezygnacji z kształtowania siebie na własny obraz i na własne podobieństwo, z pogoni za własną wielkością (Ps 131).
Wielkim niebezpieczeństwem życia duchowego jest posługiwanie się pewnymi metodami, technikami duchowymi dla przeprowadzenia własnych ludzkich celów i wyobrażeń, a nie dla szukania i znajdowania Boga i Jego woli. Uczciwe i głębokie wejście we własną sytuację egzystencjalną może nam pomóc odkryć, jak bardzo potrzebujemy oczyszczenia i uzdrowienia naszego serca.
Upomnienie Kościoła w Laodycei jest przestrogą dla każdego, kto wchodzi na drogę życia duchowego: Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi (Ap 3, 17). Jeżeli nie skończę z udawaniem w jakiejkolwiek formie i nie wejdę w świat nieuporządkowanych i nieraz bardzo poranionych uczuć, będę niezdolny do szukania, rozeznawania i pełnienia woli Bożej. Pełna świadomość własnych uczuć oraz dążenie do ich uzdrowienia jest początkiem życia zgodnie z wolą Bożą.