Odwzajemnianie to sztuka

 
Składanie podziękowania zasadza się zarówno na umiejętności przyjmowania jak i dawania, dwóch równobrzmiących strunach miłości. Jeśli jedna z nich zacznie szwankować lub zerwie się, wdzięczność gaśnie. Egoista wprawdzie otworzy ręce na podarek, ale zatrzyma się tylko na radości, że coś dostał. Nie dopuści do siebie, że jest coś komuś winien. I że taka „powinność” to jak by nie było miła rzecz. „Pycha nie chce być dłużna” (La Rochefoucauld). Dlatego wdzięczność najbujniej krzewi się w człowieku pokornym.
 
Przyjęcie daru zobowiązuje. Dobro do czegoś wzywa. Na pewno nie do handlu wymiennego w myśl zasady: ja tobie tyle ile ty mi. Nie chodzi również o wyprany z uczuć „moralny obowiązek” w duchu kantowskiej etyki. Odwzajemnienie to coś więcej niż spontaniczny odruch.
 
Według św. Tomasza z Akwinu wdzięczność to cnota społeczna, która buduje i pielęgnuje relacje. Inspirując się myślami Seneki, święty Doktor Kościoła uczy, że wdzięczność zapuszcza korzenie w miłości i „dołącza się” do sprawiedliwości, czyli należy do jej wielodzietnej rodziny, chociaż zachowuje swoją specyfikę. Zdaniem Akwinaty, człowiek sprawiedliwy oddaje każdemu to, co się jemu należy na zasadzie równoważności lub międzyludzkiej umowy (dogadania się). Jeśli płacę 100 zł, powinienem otrzymać towar odpowiadający tej wartości. Wdzięczność również dąży do oddawania i ten akt wznosi człowieka na wyższy szczebel doskonałości.
 
Jednakże często wskutek obdarowania a nie zapożyczenia się na amen, człowiek staje się tak wielkim dłużnikiem, że w żaden sposób nie jest w stanie zrekompensować wyświadczonego mu dobra. W wielu sytuacjach zachodzi niedająca się zniwelować dysproporcja między wielkością daru i darczyńcy a możliwością odwzajemnienia. Niepodobna bowiem „oddać” coś równorzędnego Bogu za dar stworzenia, a rodzicom za to, że nas poczęli, zrodzili i wychowali.
 
Dlatego wdzięczności nie można stawiać na równi ze sprawiedliwością, ponieważ jest ona specyficznym zwróceniem długu, nie w znaczeniu prawnym, lecz moralnym. Często odwzajemnienie bardziej polega na dobrej woli niż na samym skutku, gdyż zdarza się, iż nie mamy takiej możliwości, aby w pełni odwzajemnić dar, ale jesteśmy zobowiązani, by uczynić to cząstkowo, okazując wdzięczność na naszą miarę. W stosunku do Boga będzie to religijność (cześć, adoracja, uwielbienie); wobec rodziców – szacunek, poważanie i pomoc, gdy tego potrzebują; w relacji do Ojczyzny i społeczeństwa – zachowywanie prawa tak, by nie zakłócić społecznego porządku. Św. Tomasz celnie zauważa, że należy również zwracać uwagę na dyspozycję i intencję dobroczyńcy, a nie tylko na wielkość daru. Ktoś może nam dać materialnie niewiele, ale z ogromnym zaangażowaniem – od serca. Z tego punktu widzenia, dar staje się wtórny, a kluczowe jest nastawienie darczyńcy.
 

Szczypta filozofii zalecana

 
Etymologia słowa „wdzięczność” dostarcza nam kolejnej ważnej cechy, wpisanej w tę cnotę. Słowa „dzięki” i „dziękować” to echa czeskiego „diek” i „dekovat”, przejęte z kolei od niemieckiego „danken”, blisko spokrewnionego z „denken” – myśleć. Martin Heidegger mawiał, że „myślenie jest dziękowaniem”. (Denken ist Danken). Podobnie wyrażał się Graham Chesterton, upatrując w dziękowaniu „najwyższą formę myśli”.
 
Już w Starym Testamencie wdzięczność ściśle związana jest ze wspominaniem i przywoływaniem chwalebnych dzieł Boga z przeszłości, które ufundowały podwaliny Narodu Wybranego. Św. Ignacy Loyola przywiązuje w „Ćwiczeniach Duchowych” ogromną wagę do „pamiętania” o Bożych dobrodziejstwach, które uwidaczniają się w widzialnym świecie i w życiu poszczególnych ludzi. Jak bardzo leży mu to na sercu, widzimy zwłaszcza w strukturze jego kontemplacji dla uproszenia miłości. Właśnie tam człowiek przeżywający rekolekcje na najpierw wspomnieć, co otrzymał i zadać sobie trud nazwania owych darów. Wdzięczność w przymierzu z pamięcią zaprasza człowieka do podróży w przeszłość, aby przeszyć ją swym rozświetlającym spojrzeniem jak noktowizor w środku nocy. A wszystko po to, by przekonać człowieka, że nie wziął się znikąd i ktoś go podtrzymuje.
 
Ignacy wie, że rzeczywistość stworzona utkana jest z łańcucha powiązanych ze sobą przyczyn. Kto patrzy wnikliwie na świat, zauważy, że nic ani nikt poza Bogiem nie pochodzi od siebie samego. Wszelkie istnienie jest łaską, a przynajmniej nie pozwala się łatwo i banalnie wytłumaczyć. W tym sensie, wdzięczność ćwiczy zarówno pamięć jak i  ponad-naukowy wymiar naszego myślenia, w którym nie tyle chodzi o dociekanie skomplikowanych filozoficznych zależności, lecz o rozpoznawanie wywołane zdziwieniem i zachwytem. Rzadki to rarytas w naszych czasach.
 
W  wierszu „Słońca wieczorny blask w rzece” Leopold Staff pisał:
„Spiętrzono z myśli górę mądrości uczoną
Wśród nocy na ślęczeniu spędzanych bezczynnie
I, dociekając cudu Twego, przeoczono
Cud największy, że cudy dzieją się codziennie”.
 
W świecie pozostawione są ślady tajemnicy, sygnały, które ona ciągle wysyła w naszą stronę. Tylko, że to my musimy je zauważyć i wychwycić. I wcale nie potrzebujemy do tego usilnego wytężania wzroku z mikroskopem elektronowym w ręku. Zostawmy to specjalistom. Wystarczą nam nasze oczy, słuch, dotyk i rozum. Ponadto, zastanawianie się nad sobą i nad swoim życiem chroni przed wirusem powierzchowności, który zaszczepia w człowieku infantylne przekonanie, że właściwie nikomu nic nie jest dłużny, bo wszystko się w życiu należy.
 
Św. Ignacy Loyola stawia dziękczynienie na pierwszym miejscu w rachunku sumienia. Wbrew pozorom nie jest to modlitwa mająca na celu „rachowanie” grzechów, lecz zauważanie Boga działającego w codzienności, a także obserwowanie sposobu, w jaki odpowiadamy na Jego działanie. Pierwszym krokiem w tej metodzie modlitwy jest nazwanie i wypowiedzenie darów, łask i radości, które dostrzegłem w minionym dniu. I uwielbienie Boga. To coś w rodzaju „rekonesansu”, czynności zaczerpniętej z nomenklatury wojskowej, a oznaczającej przeszukiwanie i ekplorowanie czegoś w celu zebrania informacji. Ignacy zaleca, aby coś podobnego czynić w odniesieniu do własnego życia i otaczającej rzeczywistości. Oczywiście, takie uważne badanie wymaga wysiłku, zwłaszcza, że na ogół otrzymujemy od Boga codziennie „to samo”, więc łatwo możemy się do darów przyzwyczaić.
 

Symptomy zaawansowanej choroby

 
Jeśli człowiek nie zauważa darów, to znaczy, że jego uwaga biegnie gdzie indziej, w rejony nadętej niezależności i urojonej autonomii. Człowiek niewdzięczny ostrym cięciem przecina pępowinę zależności, łudząc się, że właściwie to już niewiele go łączy z Bogiem i ludźmi, a przy tym zazwyczaj czuje się niewiarygodnie pewny siebie.
 
Przeciwieństwem wdzięczności jest nie tylko egoizm, ale również zgorzknienie, użalanie się nad przeszłością, która bezpowrotnie minęła oraz zniechęcenie. Niewdzięcznik chciałby cofnąć czas. Nie godzi się na zastaną rzeczywistość. Tymczasem wdzięczność często opiewa to, co było, bo niczego nie można już powtórzyć. Każda chwila, nawet jeśli nie została należycie wykorzystana, została nam przekazana w prezencie. Jej samo zaistnienie jest wystarczającym powodem do wdzięczności. Niewdzięczny bez ustanku kwęka, że jego pięć minut w życiu jeszcze nie nadeszło albo że już dawno się skończyło. I tak czeka po próżnicy. Wpatruje się w zamgloną przyszłość, zamykając oczy na to, co już jest. Jeśli człowiek żyje chwilą obecną i wie, że innej nie ma, cała jego przeszłość będzie również błogosławieństwem.
 
Karykaturą wdzięczności jest również lizusostwo, przekupstwo i służalcze płaszczenie się przed kimś, od kogo człowiek otrzymał wiele, ale ciągle mu za mało i nadal spodziewa się profitów. Taka załgana cnota przeszyta jest interesownością i subtelnie zawoalowanym egoizmem.
 

24 h na dobę

 
Jeśli cnota jest dobrym nawykiem, który wyraża się nie tylko od wielkiego dzwonu, lecz stale, wdzięczność nie powinna ograniczać się do zwykłej, spontanicznej reakcji wobec otrzymania tego, czego chcemy, a nawet tego, czego się nie spodziewaliśmy. Cnota wdzięczności nie wyraża się jedynie w chwilowych gestach okazywanych na poczekaniu, lecz raczej w usposobieniu nacechowanym wyczuleniem na dobro. Chodzi o wdzięczność “na okrągło”, czyli taką, w której zauważamy małe rzeczy i nie nużymy się szukaniem dobra, nawet w nieprzyjemnych sytuacjach. Marelisa Fábrega pisze na swoim blogu: „Zacznij wnosić wdzięczność do twojego doświadczenia zamiast czekać na pozytywne wydarzenia po to, aby dopiero wtedy poczuć się wdzięcznym”.
 
Sobór Watykański II w Konstytucji o Kościele “Lumen gentium” czyni dziękczynienie jednym z istotnych zadań królewskiego kapłaństwa wszystkich wiernych (LG 10). Anselm Grun OSB pisze, że „gdy wychwalamy Boga, Stwórcę całego świata, stworzenie ukazuje się nam w nowym, innym świetle. Nie skupiamy się już na problemach świata”. Nie jesteśmy duchowymi daltonistami, lecz rozróżniamy w świecie niezliczoną gamę kolorów, nie tylko w odcieniach czerni i szarości. Życie tętni w nas coraz bardziej.
 
Nic dziwnego, że Mistrz Ekhart pisał do swoich podopiecznych: „Gdyby twoją jedyną modlitwą powtarzaną przez całe życie było “dziękuję”, nic więcej nie byłoby potrzebne”.