Wiele jest różnic między kobietą i mężczyzną, którzy mimo wszystko zdecydowali się żyć razem i tworzyć jedność. Wiele też powinno być podobieństw, czy raczej spraw, na które podobnie spoglądają; dzięki nim ich życie, każdego dnia, niemal wbrew logice, układa się w całość jak puzzle o tysiącach części.
On i ona…
Różnią się – to przecież jasne – wyglądem, ale w ludzkim znaczeniu nie są doskonali, bo każde na coś narzeka i każde chciałoby za wszystkie skarby świata coś w sobie zmienić. Zbyt duży nos, piegi, karnacja za jasna, a może za ciemna, odstające uszy, wielkie stopy, kilka nadliczbowych kilogramów, włosy nie w takim odcieniu, jak trzeba, za krótka szyja i jeszcze to, a być może i tamto… W tym wszystkim jest tylko jeden ratunek – miłość, ich własna, która, jeśli jest prawdziwa, potrafi wszystko u kochanej osoby zaakceptować. Wtedy takie błahostki nie są ważne: te niby “ułomności” mogą stać się najpiękniejszymi elementami wyglądu ukochanej czy ukochanego. Nie chodzi tu, bynajmniej, o “ślepą miłość”. Najważniejsze i tak kryje się wewnątrz człowieka.
On i ona…
Ich temperamenty to najczęściej woda i ogień. Ona spontaniczna, żywa, szybko podejmuje decyzje, łatwo się do wszystkiego zapala i łatwo wygasa. Wszędzie jej pełno i sama o wszystkim chce decydować, każdej rzeczy dopilnować. On cichy, spokojny, wyważa najdrobniejszą decyzję, a zanim ją podejmie, jeśli w ogóle, analizuje każde jej “za i przeciw”. Nie należy do tych, co walczą o swoje rękami i nogami. Pokornie przyjmuje, co los przyniesie. Nie chce się nigdzie przesadnie wychylać… Może być też odwrotnie lub w zupełnie innej konfiguracji, lecz te właśnie różnice, dodane do siebie uzupełniają ich, dopasowują, wypełniają luki – tworzą całość, której razem lepiej efektywnie funkcjonować. Spokój temperuje zbytnią żywiołowość, spontaniczność nadaje wyważonym decyzjom odrobinę szaleństwa, pokora mimo wszystko potrafi walczyć o swoje, odważne stanowienie o sobie pozwala jednak czasem się wychylić.
On i ona…
Niektóre różnice pomimo wysiłków i starań na zawsze pozostaną różnicami. Niezbyt chętnie chcą się załagodzić, ułaskawić i często utrudniają codzienność. Wtedy jest jeszcze coś, co łączy tak naprawdę: podobne zapatrywanie na wspólne życie. Podobne spojrzenie na świat i na toczące się w nim sprawy. Podobnie ułożony system wartości. To, że się wspólnie modlą, czynią znak krzyża przed posiłkiem czy podróżą, że uczą swoje dzieci miłości do Boga i ludzi, że wspólnie chcą przeżywać dar Eucharystii i wspólnie klękać przed konfesjonałem, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chcą wyjść razem na spacer, wyjechać gdzieś daleko od zgiełku miasta, żeby porozmawiać, pobyć razem, porozmawiać i pomilczeć… W całym galimatiasie niezgodności, które – wydawać by się mogło – uniemożliwiają komunikację i wspólne życie, właśnie to pozwala im trwać ciągle przy sobie każdego dnia na nowo, jeszcze silniej i z jeszcze większym oddaniem się tej drugiej osobie.
On i ona – jedno i prawie to samo.