W Chrystusie Bóg w sposób radykalny potwierdził daną nam obietnicę, przez zbliżenie się do nas, zamieszkanie między nami i odmowę odpłacenia przemocą za przemoc, ponieważ Bóg widzi w nas więcej niż tylko nasze skłonności do złego.

Na czym polega nasz żródłowy problem? Chyba na tym, że nie do końca jesteśmy przekonani o bezwarunkowej miłości. A równocześnie bardzo jej pragniemy. Niby słyszymy o niej na okrągło w kościele i na kazaniach. Czytamy o miłości Boga w pobożnych książkach. Nawet przytakujemy tym pięknym słowom, ale w głębi serca coś każe nam myśleć, że taka miłość w tym świecie jest niemożliwa. A za to bardzo łatwo przychodzi nam bezkrytycznie wierzyć chociażby w to, o czym bez ustanku donoszą media. Nie mamy nawet ochoty tego sprawdzać. Po prostu ufamy, że tak jest, bo w telewizji powiedzieli, a w gazecie napisali.

Dlatego Jezus niestrudzenie przypomina nam, że prawdziwa miłość istnieje (święto Miłosierdzia jest jednym ze sposobów dotarcia do naszego serca, bo przecież Pismo św. mówi o tym samym nieco innym językiem).

Siostra Faustyna, doświadczając miłosiernego Jezusa, zaczęła inaczej spoglądać na samą siebie i innych. Spotkanie z Miłosierdziem sprawiło, że zmienił się jej sposób myślenia, czucia i dostrzegania drugiego człowieka. Najlepszym dowodem tej wewnętrznej transformacji jest jej przepiękna modlitwa, bliska temu, co Jezus wypowiedział w scenie Sądu Ostatecznego:

„Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.

Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.

Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.

Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.

Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.

Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój.

 
O Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz” (Dz. 163).

Podobnie jak kobiety, które towarzyszyły Jezusowi i były pierwszymi świadkami Jego Zmartwychwstania, siostra Faustyna dogłębnie zrozumiała, co jest istotą Ewangelii. Doświadczając miłosierdzia, w innym świetle postrzega się Boga, a następnie drugiego człowieka. Z przyjmującego posługę, człowiek staje się sługą. Bo nie można kochać Boga, nie kochając bliźniego. Ale najpierw trzeba doświadczyć miłości Boga, która objawia się najpełniej w miłosierdziu. I o to w gruncie rzeczy chodzi Chrystusowi. Zamiast szukać pseudośrodków na uzdrowienie relacji międzyludzkich, by osiągnąć pokój i pojednanie, wystarczy zbliżyć się do miłosiernego Boga. Zamiast szamotać się w sobie i walczyć bez końca ze swoimi słabościami, gdyż rzekomo możemy się sami zmienić, wystarczy stanąć w pokorze przed Bogiem, nie bojąc się, że się na nas pogniewa.

Takie proste, a jakie trudne. I dlatego mamy siostrę Faustynę, jej dzienniczek i święto Miłosierdzia.