Wszystko, co jest głęboko ludzkie, jak praca, życie społeczne, miłość itd., od zawsze było udziałem człowieka, lecz w każdym okresie swej historii człowiek przeżywał to odmiennie i różny nadawał temu wyraz, zależnie od czasu, miejsca i kultury.
Wraz z triumfem techniki i postępem w dziedzinie środków społecznego przekazu człowiek uświadomił sobie wyraźniej swoją osobistą samotność i trudność nawiązania głębokiej duchowej łączności nawet z najbliższymi. Wystarczy włączyć telewizor, i w jednej sekundzie przenosimy się do Los Angeles, stając się widzami igrzysk olimpijskich. Zagłębieni w fotelu, z własnego domu możemy się przyglądać efektownym skokom małej Amerykanki Mary Lou Retton, złotej medalistki w gimnastyce. Teleks w chwil parę wystuka nam relację z przebiegu wyprawy ratunkowej na stok masywu Illimani, gdzie rozbił się samolot linii Eastern.
Łatwo jest nacisnąć guzik i stwierdzić, co się dzieje po przeciwnej stronie globu. Dla niektórych okazuje się to łatwiejsze niż zdobycie informacji o tym, co dzieje się w ich własnym domu. A już najtrudniej im się dowiedzieć, co dzieje się w ich własnej duszy lub w duszach osób na pozór dobrze znanych, bo mieszkających pod tym samym dachem. Niezdolny do nawiązania kontaktu z żywymi ludźmi, których ma wokół siebie, współczesny człowiek rozprasza swą samotność ułudą przebywania w towarzystwie postaci z telewizora.
Jakże często żona nie ma pojęcia o obawach i niepewnościach dręczących męża w związku z jego pracą zawodową: zawsze był przecież wcieleniem spokoju i pewności siebie! Mąż z kolei nigdy się nie zapuścił w tę otchłań zniechęcenia przygniatającego żonę, której domowe czynności nigdy nie były uznane ani docenione, gdyż nie będąc wynagradzane, ceny nie posiadają. Żadne z dzieci nie zwierzyło się nigdy ze swoich kłopotów. Pewnego pięknego dnia jedno z nich wychodzi z domu pozostawiając kartkę: „nie czekajcie na mnie”. Już nigdy więcej nie wróci, nie zasiądzie przy rodzinnym stole, i nikt nie spostrzegł, że nie było go już od bardzo dawna, bo tak naprawdę, to odeszło dużo, dużo wcześniej, zanim jeszcze spakowało swą walizkę… W pewnej rodzinie jedna ze starszych sióstr wraca skądś blada, z podkrążonymi oczami, i prosi, by przekazano wiadomość i zaświadczenie lekarskie do miejsca jej pracy, gdzie w najbliższych dniach nie będzie mogła się stawić. Nikt z jej najbliższych nie wiedział, że musiała się poddać zabiegowi lekarskiemu w związku z ciążą, której nie była w stanie donosić.
W życiu wszystkich ludzi zawsze jest jakaś wielka samotność. Wielu przywykło do niej i ci nawet nie widzą, że są w ich duszach te rozległe puste przestrzenie, jak zamknięte na głucho komnaty starego opuszczonego domu. Oni sami zajmują w nim zaledwie ciasną izdebkę, z oknem na ulicę, co pozwala im zaczerpnąć trochę światła i popatrzyć na przechodzących ludzi. Nie spodziewają się nikogo, kto by zapukał do ich drzwi i wszedłszy do środka, zechciał się rozgościć.
W powieści Obcy Albert Camus opisuje dramat samotności współczesnego człowieka, starając się ukazać tę ciemną strefę, jaką wszyscy mamy w sobie. Meursault, bohater książki, to ktoś, kto przygląda się życiu i nawet w nim bierze udział, ale z obojętnością lub zdziwieniem obcego. Nie istnieje nic, co by nim wewnętrznie wstrząsnęło lub go poruszyło. Z nikim nie czuje się związany. Nie posiada korzeni, które by go z czymś łączyły, ani żadnych projektów skłaniających do budowania przyszłości. Asystuje niczym postronny widz w pogrzebie własnej matki, a następnego dnia zabawia się z Marią, z której robi swą kochankę, nie mając zamiaru angażować się głębiej.
Jakimś fatalnym zrządzeniem losu zostaje zamieszany w śmierć zupełnie mu nie znanego Araba: nagłe błyśnięcie noża pozbawia go równowagi, w wyniku czego odruchowo, jak automat, naciska pięciokrotnie spust rewolweru. Zostaje osądzony i skazany, na mocy i w obronie systemu, w którym umieszczono go bez pytania o zgodę. Człowiek ten przemierza drogi życia pod bezlitosnym słońcem zenitu, którego blask utrzymuje rzeczy w ich raniącej obiektywności, gdzie nie ma cienia ani tajemnicy, ani półmroku poezji.