Tym razem, wspomagany łaską Bożą, pod czujną opieką kierownika duchowego, byłem w stanie zdobyć się na odrobinę pokory, aby przestać ciągnąć Jezusa tam, gdzie ja chciałem – wmawiając sobie nieustannie, że taka jest wola Boża – a zacząć iść do miejsc, gdzie On pragnął mnie zaprowadzić. Radykalne przesunięcie akcentu w życiu duchowym z „ja” na „Ty” doprowadziło do zdefiniowania na nowo takich elementarnych pojęć jak: świętość czy sens życia, oraz do przewartościowania wielu spraw.
Idąc za Jezusem, doszedłem pod krzyż. Tutaj powróciły, i to ze wzmożoną siłą, pytania o sens mojego cierpienia. Czy uzyskałem odpowiedź na pytanie: Dlaczego? Nie! Jednak tygodniowa kontemplacja męki Pańskiej przyniosła owoc, który przerósł moje najskrytsze oczekiwania. W głębi serca zrozumiałem, że każdy, nawet najmniejszy ból, niesprawiedliwość czy krzywda to zaproszenie Jezusa do wzięcia czynnego udziału w dziele Odkupienia. Dotarło do mnie, że nigdy nie będę w stanie zrozumieć swojego krzyża. Mogę go jedynie przyjąć jako Tajemnicę, wprowadzając w ten sposób moją relację z Jezusem na głębszy stopień zażyłości i intymności.
W moim doświadczeniu rekolekcji ignacjańskich, podobnie jak i w życiu Jezusa, krzyż nie miał ostatniego słowa. Po wielkosobotniej ciszy nadeszła chwila radosnego Alleluja! Jednakże nie było mi łatwo przyjąć z otwartym sercem nadziei nowego życia. Cóż, podobnie jak Apostołowie, potrzebowałem czasu, by zrozumieć, że ze Zmartwychwstałym można wszystko zacząć od początku.
3. Dzisiaj, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że miesięczny pobyt w Czechowicach-Dziedzicach to powrót do korzeni, do głęboko ukrytych pragnień, do pierwszej miłości. A wszystko dokonało się za pomocą prostych, wszystkim dobrze znanych środków, takich jak: ewangeliczna medytacja, kierownictwo duchowe czy przedłużona adoracja eucharystyczna. Ważną rolę w moim miesięcznym wędrowaniu za Chrystusem odegrała Jego Matka. Wcześniej moja więź z Maryją ograniczała się do wypełniania zaleceń pobożności ludowej. I dopiero na rekolekcjach ignacjańskich spotkałem się osobiście, bez pomocy gotowych formułek, z Tą, która pod krzyżem przyjęła mnie jako swoje dziecko.
Na koniec pozostaje mi podziękować organizatorom, bez których niemożliwe byłoby moje duchowe odrodzenie. Mam nadzieję, że ta piękna idea będzie rozwijać się w Polsce, przynosząc kolejne owoce.
Nie byłbym sobą, gdybym też nie zachęcił innych do uczestnictwa w trzydziestodniowych rekolekcjach. Przede wszystkim chciałbym obalić tezę, z jaką zetknąłem się w środowisku zakonnym, że rekolekcje ignacjańskie są jedynie dla przeżywających głębokie kryzysy lub będących na wysokim stopniu świętości. Sądzę, że dla każdego mogą one stanowić ważne doświadczenie duchowe. Ja osobiście polecam je takim jak ja – trzydziestolatkom z pokolenia JP II, którzy być może mają za sobą doświadczenie utraconego raju lub żyją, jak im się wydaje, w zgodzie z samymi sobą, ale w środku duszą się i czują się jak zmęczeni życiem staruszkowie po przejściach. Spotkanie z Jezusem może odmienić każdego z nas, bo przyczyną niejednej depresji wcale nie jest kryzys ekonomiczny czy zmiany klimatyczne, ale puste, spragnione Boga serce.