Reklama

„Nie wszystko, co mieni się chorobą, jest rzeczywiście chorobą”, powiedział niedawno ktoś, kto ma bogate doświadczenie w dziedzinie zaburzeń psychicznych. Chciał przez to powiedzieć: Nie wszystkie formy wyrazu cierpienia czy przygnębienia są depresjami w sensie klinicznym.

 

Istnieją również formy przygnębienia i smutku, które trzeba nazwać „ludzkimi” – wtedy mianowicie, kiedy są one bezpośrednim, odczuwalnym wyrazem życiowej melancholii, kiedy zatem pojawiają się pytania o wartość, sens i oparcie, które należą do najważniejszych pytań w życiu.

 

Dlatego najwyższy czas postawić sobie pytanie, czy znaczną część coraz częściej występujących „depresji” należy istotnie kwalifikować jako chorobę, czy niejednemu cierpiącemu nie odbiera się tego, co najlepsze, uznając błędnie jego wewnętrzny mrok za objaw patologiczny. Oczywiście, granica między depresją o charakterze chorobowym a cierpieniem „ludzkim” jest bardzo wąska. Gdyby jednak na odmienne przyczyny i podłoże obu tych postaci cierpienia zwrócono większą niż dotychczas uwagę, poszukano by też odmiennych dróg rozwiązania.

 

W wielu przypadkach jednak „to, co mieni się chorobą, jest rzeczywiście chorobą”. Zastanowił mnie artykuł w „Die Zeit”10, w którym dziennikarz i lekarz Werner Bartens zwraca uwagę na dwa zjawiska:

 

  • Z jednej strony ludzie są coraz zdrowsi, tak że stan zdrowotny ludzkiej populacji jest bardziej zadowalający niż kiedykolwiek dotąd, a przeciętna długość życia nieustannie wzrasta.
  • Z drugiej strony co drugi pacjent cierpi na choroby, których nie można wytłumaczyć przyczyną organiczną ani infekcyjną, ani biochemiczną, jak na przykład alergie, syndromy wyczerpania, szumy uszne, zespół jelita drażliwego, bóle we wszystkich mięśniach i stawach, ból głowy, duszność, gwałtowne bicie serca, problemy z kręgosłupem itd.

Wniosek autora jest taki: „Wraz ze zmianą obrazów choroby wzrastają też oczekiwania pod adresem medycyny. Jednocześnie zmniejsza się gotowość do tego, by spostrzegać cierpienie i różne dolegliwości jako element egzystencji (podkreślenie autora). A przecież recepty na wszechstronną beztroskę nigdy nie uzyskamy. Nawet gdybyśmy pewnego dnia mieli całkowicie rozszyfrować genetyczne podstawy życia”.

Czy może być tak, że występowaniu znacznej części zaburzeń i chorób, których przyczyny nie daje się znaleźć, sprzyja frustracja egzystencjalna? Brak sensu dotyka wszak istoty człowieka, a tym samym jego całości. Przecież gdyby nawet pojawianie się owych zjawisk patologicznych nie miało nic wspólnego z frustracją egzystencjalną, to niewątpliwie człowiek mający poczucie sensu znacznie lepiej może sobie radzić z owymi dolegliwościami niż osoba sfrustrowana.

 

Więcej w książce: Co jest ważne. Wartości w twoim życiu – Uwe Böschemeyer