Serdeczny a szorstki

 

Badania nad korespondencją Ojca Pio i świadectwami na jego temat odkrywają kolejne aspekty jego emocjonalnej osobowości. Wskazują przede wszystkim na wiele przejawów serdecznej miłości, szczególnie w stosunku do współbraci, a okazywanej poprzez uprzejmość, dyskrecję i dyspozycyjność. Zakonnik nie wstydził się obdarzać ich czułymi gestami na powitanie, tak jak traktuje się członków bliskiej rodziny. Obejmował ich i całował z radością, a zanim się rozstali, przesyłał dłonią pocałunki na znak sympatii. Cieszył się, gdy go odwiedzali i robił się smutny, gdy nadchodził czas pożegnania. Oto jedno z takich powitań: „Gwardianie z moich stron, pójdź, ucałujmy się!” – zawołał pewnego razu, przyciskając mocno do piersi o. Lucę da Vico del Gargano, pierwszego przełożonego klasztoru Kapucynów w jego rodzinnej Pietrelcinie.

Ogromną radość sprawiały mu również drobne podarunki, którymi cieszył się jak małe dziecko, nawet w podeszłym wieku. Był szczęśliwy, gdy któryś z zakonników ofiarował mu szczyptę tabaki lub poczęstował go zimnym piwem.

Z ojcowską troską zabiegał o zdrowie współbraci i karcił tych, którzy przesadzali w stosowaniu praktyk pokutnych, narażając się na jego utratę. „Uważaj, żebyś nie przesadził z dyscypliną, bo jeśli zaczynamy chorować, jesteśmy ciężarem dla innych i dla siebie” – przestrzegał przed nieroztropnymi działaniami brata Modestino.

 

Znany był również ze swej wrażliwości na cierpienia fizyczne oraz publiczne kary wymierzane zakonnikom. Żalił się swemu przełożonemu, o. Carmelo da Sessano, że jedyną rzeczą, której nie może znieść, jest widok upokorzonych karceniem współbraci. Dlatego usilnie go prosił: „Posłuchaj, kiedy musisz dać upomnienie publicznie w refektarzu, proszę cię, uprzedź mnie o tym, abym tam przyszedł później”. Uczucia, jakie żywił do wspólnoty, najlepiej streszczają słowa ojca Pellegriniego: „W życiu braterskim był górą cukru”.

  

Czy równie serdeczna miłość rozlewała się na tłumy ludzi przybywających do San Giovanni Rotondo? Dla tych, którzy byli pełni uwielbienia dla niego, posuwając się w tym aż do pocięcia nożycami jego habitu, paska czy zakonnej peleryny, był szorstki i gburowaty. Nieraz tego typu akty bałwochwalstwa doprowadzały go do bardzo gwałtownych i żywych reakcji. Rozsierdzony wołał do tłumu: „Ależ to jest pogaństwo! To czyste pogaństwo!”. Podobnie, w sposób dość niekonwencjonalny, reagował na tych, którzy podążali za nim, gdy opuszczał konfesjonał. Zaniepokojony pytał ich na przykład: „Co to? Czy dzisiaj wybuchła rewolucja? A może to pole minowe?”. Po czym uderzał w nich sznurem od habitu, by zrobić sobie przejście.

Oczom fanatyków i ciekawskich jawił się więc jako surowy, trzymający dystans dość ponury zakonnik, chłoszczący nie tylko słowem. Takim też widział go o. Fernando da Riese, który twierdził, że „poznaniu jego osobowości szkodziło jego postępowanie, niekiedy szorstkie. Niektóre z jego zachowań – malująca się na twarzy powaga, chowanie dłoni, wyrywanie ich osobom pragnącym je ucałować i mierzenie surowym wzrokiem, cierpkie słowa, nawet groźne machanie franciszkańskim sznurem – burzyły wszelkie oczekiwania kogoś, kto się łudził, że ujrzy «świętego»”. Zachowanie i słowa Ojca Pio były obroną wobec wszędobylskich tłumów. Co o tym sądził on sam? Pewnemu seminarzyście z Varazzo tłumaczył: „Widzisz, czasami słowa muszą wydawać się szorstkie z pozoru, inaczej zamęczyliby mnie. Jednak mogę cię zapewnić, że w środku pogoda ducha nigdy mnie nie opuszcza i gdybyś wiedział, jak kocham wszystkich”.

Tę miłość do grzeszników okupił wielkim cierpieniem i łzami. Kiedy otrzymał dekret ze Stolicy Apostolskiej zakazujący mu publicznego sprawowania Mszy świętej i spowiadania, po prostu się rozpłakał. Następnego dnia podczas odwiedzin o. Agostina da San Marco in Lamis, który przyszedł, by go pocieszyć i prosić o ofiarowanie tego cierpienia za nawrócenie grzeszników, powiedział: „Ja właśnie płaczę za grzeszników, nie za siebie, ale za nich, ponieważ oni nie mogą się już u mnie wyspowiadać”.

 

Duchowość franciszkańska ma wymiar uczuciowy i jest skoncentrowana na Bogu, który jest Miłością. Zapewne także dla formacji Ojca Pio nie pozostawała ona bez znaczenia i wycisnęła na nim swe piętno, nadając jego człowieczeństwu łatwość wyrażania uczuć i emocji.

Fascynacja jego osobą wynikała także ze sposobu traktowania innych, tworzenia międzyludzkich relacji i szczególnego klimatu. Tak rodziła się swoista więź, niezależnie od tego, czy spotkanie było dla kogoś przyjemne, czy wręcz przykre i bolesne. W rzeczywistości Ojciec Pio nie tylko obdarzał innych uśmiechem i rozdawał cukierki, ale potrafił być człowiekiem twardym i zdecydowanym. Zawsze jednak przemawiał wprost do ludzkiego serca.

Wydają się dziś nie do rozstrzygnięcia pytania o to, czy Ojciec Pio był bardziej drażliwy czy uprzejmy, szorstki czy łagodny, surowy czy czuły, gburowaty czy towarzyski. Zapewne był i taki, i taki. Co więcej, miał świadomość owego dualizmu uczuć i nastrojów, który uzasadniał jednym stwierdzeniem: „Łagodniejszym mama nie mogła mnie urodzić, ale i surowszym również nie”. Czasami był szorstki zewnętrznie, a równocześnie niezwykle dobry wewnętrznie.