Model ten może tłumaczyć pojawianie się sadyzmu, nawet jeśli ludzie z natury brzydzą się krzywdzeniem innych. Za pierwszym razem, kiedy ktoś zada ból lub zabije drugą osobę, następuje u niego silnie negatywna reakcja, ale jeśli w dalszym ciągu dopuszcza się takich czynów, to proces przeciwstawny stopniowo przynosi coraz więcej przyjemności. Bez wątpienia sporadyczne obserwacje na temat sadyzmu pasują do tego modelu. Czerpanie przez siebie przyjemności z aktów sadyzmu relacjonują lub uważają za dopuszczalne ci, którzy robią tak od dłuższego czasu.
Dlaczego nie wszyscy stają się sadystami?
W końcu każdy ludzki organizm działa na zasadzie homeostazy i w każdym zachodzą procesy przeciwstawne. W zasadzie więc każdy mógłby zostać sadystą. Ale oczywiście większość przestępców nie staje się sadystami, nawet jeśli wielokrotnie dopuszcza się aktów przemocy.
Jedną z możliwych odpowiedzi jest to, że poczucie winy chroni większość ludzi od uznania, że mogliby czerpać radość krzywdząc innych. Większość ludzi w jakimś stopniu posiada sumienie, które potępiłoby ich za czerpanie przyjemności z zadawania innym cierpienia. Dlatego nawet jeśli zaczęli odczuwać emocjonalną przyjemność płynącą z procesu przeciwstawnego, kiedy krzywdzili kogoś, nie pozwoliliby sobie na upodobanie w takiej przyjemności, nie mówiąc już o dążeniu do niej.
Są pewne oznaki mówiące, że niektórzy ludzie mogliby się stać sadystami, gdyby nie ograniczało ich własne poczucie winy. Kiedy jednak poczucie winy nie funkcjonuje, ludzie wydają się być bardziej zdolni do czerpania przyjemności z cierpienia innych ludzi.
W Stanach Zjednoczonych na przykład upodobanie do pełnych przemocy filmów i pokazów uważa się za dopuszczalne, i w rzeczywistości są one często niezwykle dochodowe. Podobnie, wielu ludzi uczy się czerpać radość z polowania, nawet jeśli doświadczają pewnego cierpienia, kiedy zabijają zwierzę po raz pierwszy. Nie oznacza to, że myśliwi czy zwolennicy filmów przemocy są sadystami. Jednak idea czerpania przyjemności z oglądania zranień lub śmierci nie jest tak naciągana, jak mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy zostaje wyeliminowane poczucie winy.
I znowu są to jedynie spekulacje snute post factum, tak by pasowały do mnóstwa potocznych obserwacji. Są one sensowne w świetle naszej obecnej wiedzy, ale jeśli idzie o dane, to są one dalekie od tego, żeby być przekonywującymi.
Więcej w książce: Dobro i zło. Z perspektywy psychologii społecznej – Arthur G. Miller