Przykładem pokory stosowanej w codziennym życiu jest „Mała droga dziecięctwa duchowego” świętej Teresy z Lisieux. W liście do siostry Marii od Najświętszego Serca Teresa ukazuje jej istotę: Jezus upodobał sobie wskazać mi jedyną drogę, która prowadzi do Boskiego żaru, tą drogą jest zdanie się małego dziecka, które zasypia bez obaw w ramionach swego Ojca. „Mała droga” to całkowite zdanie się na Boga Ojca, zaufanie Jemu i odpowiedź miłości na Jego miłość. Droga ta jest właściwa małym i pokornym. Aby należeć do Jezusa, trzeba być małym, małym jak kropelka rosy – pisze św. Teresa.

„Mała droga” zrodziła się z pragnienia świętości. W Dziejach duszy Teresa pisze: Ty wiesz, moja Matko, że zawsze pragnęłam być świętą, ale cóż! kiedy porównuję się ze świętymi, stwierdzam nieustannie, że między nami ta sama różnica, jak między niebotyczną górą, a zagubionym ziarnkiem pasku, deptanym stopami przechodniów. Lecz zamiast zniechęcać się, mówię sobie: Dobry Bóg nie dawałby mi pragnień nierealnych, więc pomimo że jestem tak małą, mogę dążyć do świętości. Niepodobna mi stać się wielką, powinnam więc znosić się taką, jaką jestem, ze wszystkimi swymi niedoskonałościami; chcę jednak znaleźć sposób dostania się do Nieba, jakąś małą drogę, bardzo prostą i bardzo krótką, małą drogę zupełnie nową. Żyjemy w wieku wynalazków, nie ma już potrzeby wchodzić na górę po stopniach schodów; u ludzi bogatych z powodzeniem zastępuje je winda. Otóż i ja chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości. Teresa odkryła swoją „windę”: Windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! a do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się coraz mniejszą.

            Pokora na „małej drodze” polega na uznaniu, że żyje się w ramionach dobrego kochającego Ojca. „Mała Teresa” zrehabilitowała oblicze Boga. Oblicze, które odkrywa się jedynie poprzez twarz miłości Jezusa, aby dojść do palącego ognia miłości Trójcy Świętej (C. Tonnelier). Istota tej drogi nie wymaga doświadczania specjalnych łask, czy podejmowania nadzwyczajnych czynów. Wystarczą te, które wynikają z powołania i codziennych obowiązków i zwykłego szarego życia, związanego z trudem i cierpieniem. Droga do Boga nie zwalnia z wysiłku, który wszyscy bez wyjątku muszą podejmować, by być wierni Bogu. „Winda” chroni przed niepowodzeniem, nie przed wysiłkiem. Czyni skuteczną walkę, ale z niej nie zwalnia (J. Gogola).

Duchowa droga Teresy ostatecznie sprowadzała się do czystej bezinteresownej i ufnej miłości. Św. Teresa poszukiwała swojego miejsca w Kościele; jako młoda dziewczyna, a potem karmelitanka, marzyła o bohaterstwie męczenników, o wielkich czynach, które pragnęła podjąć dla Jezusa na wzór Joanny d’Arc. Swoje pragnienia wyraziła w osobliwym, bardzo szczerym wyznaniu: Czuję w sobie powołanie wojownika, kapłana, apostoła, doktora, męczennika… czuję w mej duszy odwagę krzyżowca, żuawa papieskiego, pragnę umrzeć na polu bitwy w obronie Kościoła… Jednak stosunkowo szybko zrozumiała sens wielkości: wielkie jest tylko to, co będzie trwać wiecznie; wielkim staje się człowiek jeśli zdobywa chwałę, która nigdy nie przeminie […] Nad wiek dojrzała duchowo, przenikliwa i skłonna do refleksji, z właściwym sobie autentyzmem bardzo wcześnie poznała również kruchość własnej istoty, swoją słabość, „maleńkość”, swoją niewystarczalność. To bardzo cenne poznanie będzie w niej stale wzrastało i sprawi, że będzie się czułą istotnie i w całej prawdzie najmniejszym, najsłabszym ze stworzeń, drobnym ziarnkiem piasku (s. Elżbieta od Ducha Świętego).

            Mała Teresa nie odnalazła swej drogi w żadnych wielkich czynach ani charyzmatach. Dopiero hymn św. Pawła o miłości (1 Kor 13) otwarł jej oczy: Zrozumiałam, że jeśli Kościół jest ciałem złożonym z wielu członków, to nie brak w nim członka najbardziej szlachetnego i koniecznego; zrozumiałam, że Kościół ma serce i że to serce pała gorącą miłością. […] Zobaczyłam i zrozumiałam, że miłość zawiera w sobie wszystkie powołania, że miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i miejsca; słowem, miłość jest wieczna. Wtedy to w uniesieniu duszy zawołałam z największą radością: O Jezu, moja Miłości, nareszcie znalazłam moje powołanie: moim powołaniem jest miłość. O tak, znalazłam już swe własne miejsce w Kościele; miejsce to wyznaczyłeś mi Ty, Boże mój. W sercu Kościoła, mojej Matki, ja będę miłością. Miłość jest ostatecznym celem życia człowieka i życia duchowego, a więc również pokory.