Pod sztandarem Jezusa
W Ćwiczeniach duchownych św. Ignacego Loyoli najważniejsze wyjaśnienie ubóstwa duchowego znajdziemy w Rozmyślaniu o Dwóch sztandarach (por. Ćd 136-147). W czasie drugiego tygodnia rekolekcji ignacjańskich właśnie to rozmyślanie w sposób szczególny uświadamia rekolektantom, że w życiu mamy do czynienia nie tylko z dobrym Bogiem czy innymi dobrymi duchami. Przyjaznym planom Boga wobec ludzi zaciekle i stale przeciwstawia się nieprzyjaciel ludzkiej natury. To jego sprzeciw oraz wydana Bogu i ludziom wojna sprawiają, że ludzka historia, zarówno w skali pokoleń, jak i pojedynczej osoby, rozwija się dramatycznie, a jej finałem może być niebo albo piekło.
Św. Ignacy z wielką starannością uświadamia ogromną różnicę między dwoma przywódcami, którzy z pasją podejmują walkę o człowieka radykalnie ubogiego. Obu przywódców i interpretatorów łączy tylko to, że odnoszą się do tego samego ubogiego człowieka. Poza tym wszystko w ich działaniu różni się, przeciwstawia i wzajemnie wyklucza. Jezus, nazwany przez św. Ignacego „najwyższym i prawdziwym Wodzem”, a także „Panem całego świata” mobilizuje „wszystkie swoje sługi i przyjaciół” do „pomagania wszystkim”. Można by się spodziewać, że każe im mówić najpierw o miłości Boga, o wiecznym szczęściu w Bogu. Tymczasem na początku pojawia się właśnie „najwyższe ubóstwo duchowe”.
Słudzy i przyjaciele Jezusa mają pociągać wszystkich „najpierw do najwyższego ubóstwa duchowego, a jeśliby to się podobało Jego Boskiemu Majestatowi i zechciałby ich do tego wybrać, to także i do ubóstwa zewnętrznego” (Ćd 146). Zdaniem Jezusa uwagę człowieka ma przykuć najpierw pełne znaczenia i obietnic „najwyższe ubóstwo duchowe”. W Rozmyślaniu o Dwóch sztandarach rekolektant winien zastanowić się, czy Bóg nie wybiera go także do „ubóstwa zewnętrznego”. W kontekście bogactwa, jakim jest „najwyższe ubóstwo duchowe”, także ubóstwo zewnętrzne może posłużyć zarówno byciu szczęśliwym „ubogim Pana”, jak też głoszeniu Ewangelii błogosławieństw.
Lucyfer natomiast – inaczej niż Jezus – zdaje się twierdzić, że ubóstwo duchowe tak naprawdę nic nie znaczy; na nic istotnego nie wskazuje. Właściwie jest przez niego ignorowane, pomijane milczeniem. Nie potrafi i nie chce objaśnić go w sposób autentyczny. Pośrednio sugeruje, że ubóstwo duchowe należy potraktować jak bezsensowne fatum i przekleństwo, które trzeba odwrócić bogaceniem się w rzeczy i we wszystko, ku czemu skłaniają się trzy pożądliwości (por. 1 J 2, 16).
Słudzy wysyłani przez Lucyfera mają być poganiaczami rozsianymi „po całym świecie, nie pomijając żadnej prowincji, żadnego miejsca, żadnego stanu ludzi ani żadnej poszczególnej osoby” (Ćd 141). Mają umiejętnie kierować wszystkich ku bogaceniu się – to jest dla nich najważniejsze. Mają sprawiać, by ubodzy duchem jako rzecz pierwszą poczuli chciwość bogactw, a nie pragnienie Boga. Działanie sług Lucyfera to także zachęcanie do bogacenia się we wszystko, co tylko możliwe. Bardziej chciwym i sprytniejszym mają za zadanie pomagać także wznosić się ponad prawo moralne i prawo stanowione przez ludzi.
Nauka głoszona w świecie przez sługi Jezusa jest zupełnie inna. To nauka o ubóstwie duchowym. Św. Ignacy Loyola nazywa ją „świętą nauką”. Ma ona dotrzeć do „ludzi wszystkich stanów i wszystkich pozycji społecznych”. Przecież wszyscy bez wyjątku zasługują na to, by zrozumieć, że w duchowym wymiarze nazwanym „najwyższym ubóstwem” czeka na człowieka Bóg i przyzywa go do siebie. Zaprasza do komunikacji i komunii.
Wypowiadając w Kazaniu na Górze słowa: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3), Jezus pragnie zaprosić każdego rdzennie u-bogiego człowieka do zamieszkania u Boga i do u-bogacenia się Nim. Jezus pragnie, byśmy wszyscy odkryli, że podobieństwo brzmienia słów „ubóstwo” i „Bóstwo”, przynajmniej w języku polskim, jest cenną wskazówką i wyraża głęboką intuicję co do rozumienia ludzkiego ubóstwa jako „odsyłającego” do Bóstwa, do Boga.
U kresu drogi zostaniemy poproszeni, jak Jezus na wzgórzu Golgoty, by z wewnętrzną wolnością już nie tylko posługiwać się rzeczami, ale także by w końcu wszystkie je oddać. Dosłownie: oddać wszystkie. W nasze osobowe istnienie, jako radykalnie skierowane ku Bogu i w Nim jedynie spełnione, wpisana została konieczność radykalnego ogołocenia. Prawo ogołocenia dotyczy i ma dotknąć w końcu samego życia w jego ziemskim kształcie.
Życie ludzkie – o ile przeżywamy je jako ubodzy duchem i jako bardzo przez Pana miłowani – jawi się jako nieustanne dbanie o wewnętrzną wolność dla Boga. To także podążanie do totalnej wolności, która ogołaca się z wszystkiego, co utrudnia jej jednoczenie się z Bogiem. Więcej – sama traci siebie, upodabniając się do siewcy, który płacząc, niesie ziarno na zasiew (por. Ps 126, 6). Ów zasiew ze łzami w oczach dokonuje się bardzo zwyczajnie, w codzienności: gdy rozdajemy siebie w aktach miłosnej służby, tej najzwyklejszej, ale za to bardzo konkretnej i wspomagającej bliźnich.
Gdy – jako ubodzy Pana i przez Pana miłowani – wystarczająco postąpimy na drodze czynnego oczyszczenia z grzechów i wad, Duch Święty zapewne zaprosi nas do ufnego ofiarowania się i na to, by sam Bóg – tak jak zechce – dopełnił dzieła ogołocenia, które przysposobi nas do oblubieńczych zaślubin. Może już tu, na ziemi, a na pewno w życiu wiecznym.