Potrzeba nowego narodzenia

 

Także w Ewangelii nawrócenie przyjmuje wiele postaci. Wspólne jest im otwarcie się na programową prawdę Jezusa: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże (Mk 1, 15), a właściwie nie tyle „królestwo”, jak gdyby chodziło o jakiś obszar, ile Boże królowanie jako panowanie Jego miłości. Nawrócenie ma być odpowiedzią na tę właśnie Dobrą Nowinę.

Dlatego wystarcza dopowiedzenie: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! (Mk 1, 15). Mimo wszystko, w obliczu różnych reakcji na Dobrą Nowinę, Jezus objaśnia cierpliwie, jakiej postawy potrzeba do jej przyjęcia. Z jednej strony słyszymy Jego modlitwę: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Mt 11, 25). Z drugiej strony Jezus jeszcze wyraźniej oznajmia swym uczniom: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3).

Co oznacza postawa „prostaczków” i „dzieci”? Biblijne pojęcia wymagają powrotu do źródła, do greki Nowego Testamentu. Ludzkie sformułowania są ułomne, nierzadko raczej utrudniają dostęp do prawdy, niż pomagają w jej odkrywaniu. Słysząc o „prostaczkach” w przekładach współczesnych, obruszamy się, myśląc, że chodzi o małych „prostaków”… Staropolski przekład Jakuba Wujka SJ mówił o „maluczkich” i było to bliższe greckiego népios, oznaczającego małe dziecko, zgoła niemowlę. Zresztą tak właśnie zostało przełożone to słowo w innych miejscach Nowego Testamentu. Jedno zwłaszcza jest znamienne i ważne dla sensu powyższej wypowiedzi Jezusa. Gdy Jego przeciwnicy oburzali się na „dzieci (pajdas) wołające w świątyni: «Hosanna Synowi Dawida»”, On odpowiedział: Tak. Czy nigdy nie czytaliście: „Z ust dzieci i niemowląt (népión) zgotowałeś sobie chwałę?” Z tym ich zostawił (Mt 21, 16-17).

 Oczywiście, gdy Jezus utożsamia niejako wysławiające go dzieci z „niemowlętami”, nie miesza ze sobą różnych pojęć, tylko wskazuje ważną prawdę. Nawiązuje do psalmu, z pewnością znanego Jego przeciwnikom, gdzie Boże objawienie w przyrodzie jest przyrównane do dźwięku z ust niemowląt (por. Ps 8, 3), czyli do niezrozumiałego gaworzenia, jakby bełkotu… Podobne wyobrażenie pojawia się w innym psalmie, wspominającym najpierw o Bożym objawieniu w kosmosie „bez mówienia i bez słów, głosem, którego nie słychać” (aczkolwiek polskie tłumaczenia Ps 19, 4 mówią coś przeciwnego!), by następnie określić owo bezsłowne wysławianie Boga jako bełkot (kaw), oznajmiając dosłownie: „Bełkot stworzenia rozchodzi się na całą ziemię” (por. Ps 19, 5).

Szokujące sformułowania mają nam otworzyć uszy na niezwykłość objawiania się Boga w samej naturze-przyrodzie, niezrozumiałego dla tych, którzy pozostają zamknięci na tajemniczą mowę niemowląt, małych dzieci! Przemawiają one przecież nie tylko nieporadnymi dźwiękami, ale mówią „niewerbalnie” samą swą dziecięcością – kruchą, bezradną, budzącą w dorosłych ukrytą czułość i wrażliwość… Jeśli zatem objawiają Boga, można Go wysławiać, jak Jezus, za to właśnie, że On objawia siebie w taki przedziwny sposób, wymagający również od dorosłych, aby stali się – jak dzieci.

Sprawy komplikują się w przejściu do innych wypowiedzi Pisma Świętego. Małe dzieci jako niemowlęta nie stanowią bynajmniej ideału, więcej, wszystkie pozostałe miejsca, w których w oryginale pojawia się népios, ostrzegają chrześcijan, aby wyzbyli się tej postawy. Skoro mamy dorastać do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa (Ef 4, 13), to nie możemy pozostawać dziećmi (népioi), którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi (Ef 4, 14).

 Chrześcijan w Koryncie spotyka z kolei zarzut św. Pawła, że nie może do nich zwracać się jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie (1 Kor 3, 1); dlatego: Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, bo byliście słabi; zresztą i nadal nie jesteście mocni (1 Kor 3, 2). Dalej Apostoł ukazuje wszakże drogę prawdziwej mocy – miłości, która wymaga dojrzałości: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce” (por. 1 Kor 13, 11).

W ostatnim zdaniu, przytoczonym za potocznym przekładem, lepiej byłoby zakończyć słowami: „wyzbyłem się tego, co dziecinne”. Skoro bowiem Jezus ukazuje właśnie postawę dziecięcą jako niezbędną, by przyjąć Ewangelię o Bożym królowaniu, zachęca z pewnością nie do wyzbycia się, ale do przyjęcia tego, co dziecięce… Dlatego w greckim brzmieniu Jego słów nie pojawia się népios, element dziecinny, tylko pajdion i różne jego formy. Przypomnijmy: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci (pajdia), nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Nie chodzi zatem o powracanie do niemowlęctwa czy dzieciństwa jako regres, cofnięcie się w rozwoju; mamy się raczej rozwinąć, dorosnąć do tego, co nam objawia Jezus – Dziecko Boże.

Dochodzimy do jeszcze jednego pojęcia, które najgłębiej oddaje dziecięcą postawę wskazaną przez Jezusa: teknon oznacza dziecko nie jako małe – w niemowlęctwie czy dzieciństwie, z którego się wyrasta – tylko w relacji do rodziców, a więc trwającej do końca życia. Tak właśnie stosuje to pojęcie Ojciec z przypowieści Jezusa do swego dorosłego syna jako dziecka. Dopowiedzenie dokonało się w ostatniej Ewangelii. Umiłowany uczeń ostatecznie wyraził to, co leżało na sercu Jezusowi. Wielu wprawdzie nie pojęło i nie przyjęło wcielonego Słowa: Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi (tekna Theou) (J 1, 11-12).

 Dopełnia się Jezusowe wskazanie postawy, która wprowadza do królestwa Bożego – poddaje człowieka Jego królowaniu. Trzeba się stać dziećmi Bożymi, a Prolog Ewangelii dodaje, że są nimi ci, którzy z Boga się narodzili (J 1,13). Kolejne dopowiedzenie pojawia się w rozmowie Jezusa z Nikodemem. Gdyby stary człowiek usłyszał, że ma się stać jak dziecko, pewnie by go to nie zdziwiło, skoro starzenie się samo prowadzi do zdziecinnienia… Jezus znalazł inny sposób, aby go zadziwić, mówiąc o potrzebie nowego narodzenia.

Greckie sformułowanie jest wieloznaczne, dlatego Nikodem uległ nieporozumieniu, które nasuwa także potoczny przekład: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3, 3). Nie dziwimy się starcowi, gdy słysząc o „powtórnym” narodzeniu, musi pytać: Jakżeż może się człowiek narodzić, będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się? (J 3, 4).

 Nieporozumienie wzięło się stąd, że w greckiej wersji Ewangelii Jezus mówi o narodzeniu anóthen, co znaczy wprawdzie także „powtórnie”, jednak istotniejsze, bardziej pierwotne jest: „z góry, od początku, od nowa”. To głębsze znaczenie przyświeca niewątpliwie Jezusowi, skoro mówi dalej jednoznacznie już o narodzeniu „z Ducha” czy „z wody i z Ducha” (por. J 3, 5.8).

Również o sobie powiada następnie, że pochodzi „z góry” (anóthen) i dlatego „panuje nad wszystkim” w odróżnieniu od tych, którzy pochodzą „z ziemi” (por. J 3, 31). Jego i nasze narodzenie się z Boga stanowi jedność, o której uczeń umiłowany mówi w końcu, że ktokolwiek się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie tknie (1 J 5, 18).

 Nasze narodzenie się z Boga jako Jego dzieci dokonuje się w nawróceniu, którego tajemnicę wyraża sakramentalny znak chrztu świętego: po zanurzeniu się w wodzie, znaku złączenia ze śmiercią Jezusa, znoszącego grzechy „starego” człowieka, wychodzi, wyłania się nowy człowiek, odrodzony do życia mocą Ducha Świętego. Nowo narodzony człowiek „nie grzeszy”, jest święty i niepokalany, skoro strzeże go „Narodzony z Boga”, czyli Jezus jako Syn Jednorodzony. Takiego człowieka zło „nie dotyka”… Czy to jednak istotnie takie proste? Przed nami kolejny krok inicjacji – wtajemniczenia w dziecięctwo Boże.