Chciałam podzielić się moimi odkryciami czy przeżyciami z Fundamentu Ćwiczeń

duchowych w Zakopanem.

Zacznę od tego, że już od dłuższego czasu miałam pragnienie i zamiar się

wybrać na fundament, ale zawsze „się jakoś nie składało”. Czemu fundament?

Bo gdzieś podskórnie czułam, że brakuje mi jakiegoś fundamentu, czegoś

podstawowego, uporządkowania tego co najważniejsze. Pozornie  niby wszystko

ok., ale tak „żeby jakoś leciało”.

Cele/pragnienia, jakie z sobą przywiozłam na fundament to. m.in.:  zobaczyć

swoją wartość w oczach Bożych, odkryć ją, bo niskie poczucie wartości bardzo

mi doskwierało; Wykurzyć taką „letnią stabilizację”; „żeby

jakoś leciało”.

 

Fundament prowadził o. Kożuch. Ucieszyłam się, jak się o tym dowiedziałam,

bo wcześniej 2 razy miałam okazję słuchać jego wykładów i generalnie

wiele tym wykładom zawdzięczam. Sześć lat temu w jednej z parafii o. Kożuch

miał całodniową sesję o lękach i potrzebach. Wtedy po raz pierwszy w życiu

ktoś nazywał to, co ja podskórnie w sobie czułam, a nie umiałam nazwać. Tyle

takiego dobrego fermentu się po tej konferencji we mnie zrodziło,

stwierdziłam, że albo w jedną albo w drugą stronę

(tzn. albo pozostać na użalaniu się nad sobą, albo zacząć konkretnie

pracować nad sobą).  Nie wszystko szło mi wtedy gładko, ale ta konferencja

o. Kożucha była takim pierwszym impulsem do zmian, do szukania pomocy,

konkretnych rozwiązań. Od wtedy zaczęło się zmieniać moje życie.

No i teraz po tych kilku latach znów miałam okazję posłuchać o. Kożucha.

Część treści (zwłaszcza tych informacyjnych; było mi już znane),

bardzo dobre konferencje.

 

Jedno z moich mocnych doświadczeń fundamentu to to, ŻE BÓG CHCE ZE MNĄ BYĆ!

To niby takie oczywiste i w ogóle, ale dla mnie to było bardzo mocne

doświadczenie. Że po prostu chce być ze mną, przy mnie.  O. Kożuch

podkreślał, że chrześcijanin, to ten, kto zaprząta sobie głowę Bogiem. Ja

ostatnimi czasy/laty zaprzątałam sobie głowę wieloma rzeczami. No i

odrzucałam wiele natchnień do modlitwy, pragnień modlitwy, bo mi się

wydawało, że trzeba sobie zaprzątać głowę innymi sprawami. No i bardzo

silnie doświadczyłam, że Bóg chce być ze mną, chce bym żyła w Jego

obecności.

Przez pierwsze dni, zwłaszcza na adoracji wieczornej Bóg mi dawał takie

mocne doświadczenie Jego miłości, taką pewność, że mnie kocha, że chce ze

mną być. Aż się dziwiłam, że to jest takie silne. Widocznie Bóg wiedział, że

tego potrzebuję . Jezus dawał mi doświadczyć, że kocha mnie tak, jak Ojciec

Jego! Jaka niesamowita skala! Bezmiar!

 

Bardzo ciekawe dla mnie było spojrzenie na  przypowieść o Krzewie Winnym

J15, a zwłaszcza to ujęcie CO ZNACZY TRWAĆ W MIŁOŚCI JEZUSA. Na konferencji

przedstawiono, że trwać w Jezusie, tzn. uznawać to co jest, tzn. grzech

nazywać grzechem, za dobro dziękować; że nie tyle chodzi o to, by być

idealnym, ale uznawać prawdę o sobie.

To dla mnie było takie odkrywcze.

Kolejne „wow” to to, że moje PIERWSZE POWOŁANIE, TO POWOŁANIE DO JEDNOŚCI Z

BOGIEM, każde inne jest jakby pochodną, uszczegółowieniem tego pierwszego.

 

O służeniu Bogu- przyszedł do mnie tekst z 2Kor 6,4nn

” okazujemy się sługami Boga przez wszystko: przez wielką cierpliwość, wśród

utrapień, przeciwności i ucisków,  w chłostach , więzieniach, podczas

rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach,  przez czystość i

umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego

i miłość nieobłudną,  przez głoszenie prawdy i moc Bożą, przez oręż

sprawiedliwości zaczepny i obronny,  wśród czci i pohańbienia, przez dobrą

sławę i zniesławienie. Uchodzący za oszustów, a przecież

prawdomówni, niby nieznani, a przecież dobrze znani,  niby umierający, a oto

żyjemy, jakby karceni, lecz nie uśmiercani,  jakby smutni, lecz zawsze

radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie

mają, a posiadają wszystko.”

 

To, że chwalić Boga i Jemu służyć, to nie tylko, gdy jest dobrze, miło,

przyjemnie. ZAWSZE.

Ja teraz czuję się szczęśliwa i nieszczęśliwa. Spokojna i niespokojna.

Zadowolona i cierpiąca. Taka mieszanka jest we mnie. I ten tekst mi

powiedział, że mogę służyć Bogu też w tym moim poczuciu nieszczęścia.