SŁOWO BOŻE:
„Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: Wszyscy Cię szukają. Lecz On rzekł do nich: Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy” (Mk 1, 29-39).
OBRAZ DO MODLITWY:
Poczujmy „dotyk Jezusa”.
PROŚBA O OWOC MODLITWY:
Prośmy, by Jezus nas dotknął i uzdrowił z naszej gorączki.
PUNKTY POMOCNE DO MODLITWY:
1. W DOMU PIOTRA
Wszyscy trzej synoptycy opisują uzdrowienie teściowej Piotra. Każdy z nich kładzie jednak akcent na inny aspekt. Prostota i żywość opowiadania Marka przywodzą nam na myśl zwieńczenie katedry romańskiej; sposób narracji Łukasza przypomina raczej jakąś gotycką rzeźbę Zbawiciela; bardziej dostojny tekst Mateusza przywołuje majestatyczną mozaikę z Rawenny (P. Mourlon Beernaert). Opowiadanie o uzdrowieniu jest bardzo bliskie pierwotnej wspólnocie chrześcijańskiej. Ewangeliści nie podają imienia teściowej Piotra; była więc ona dobrze znana. W czasie powołania Piotr byłby więc żonaty. Św. Paweł sugeruje, że żona Piotra towarzyszyła mu w jego późniejszych podróżach apostolskich (por. 1 Kor 9, 5).
Wydarzenie ma miejsce w Kafarnaum, małym miasteczku na brzegu Jeziora Galilejskiego, które było mocno powiązane z działalnością Jezusa. Znajdowała się w nim synagoga, w której Jezus głosił słowo i egzorcyzmował (Mk 1, 21-28) oraz dom Piotra, w którym często przebywał i uzdrawiał chorych (Mk 1, 29-34; 2, 1-12). Ze względu na położenie w pobliżu traktu karawan z Syrii posiadało urząd celny, w którym Jezus powołał Mateusza (Mk 2, 13-18) oraz garnizon rzymski, którego sługę setnika Jezus uzdrowił (Mt 8, 5-13). W Kafarnaum mieli swój warsztat rybacki Apostołowie Piotr i Andrzej, po emigracji z Betsaidy. W synagodze Jezus wygłosił słynną „mowę eucharystyczną” (J 6, 24-69). Było ono również miejscem pierwszych konfrontacji Jezusa z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie (np. Mk 3, 1-6).
Dom Piotra w Kafarnaum, który można oglądać do dziś, należał do zamożniejszych; składał się z trzech podwórek, na które wychodziły poszczególne izby. Dom był bardzo dobrze zlokalizowany; blisko jeziora, z głównym wyjściem na „cardo”, w pobliżu synagogi. Jedna z zachowanych izb była otaczana szczególną czcią od I wieku, jako miejsce przebywania Jezusa. Stanowiła dla pierwszych chrześcijan „domus ecclesia”.
Jezus często przebywał w domu Piotra. Stanowił on dla Niego „bazę wypadową” i noclegową w pierwszych miesiącach posługi w Galilei, po powołaniu uczniów. Tutaj Jezus mógł wypocząć i przebywać w rodzinnej atmosferze życzliwości, przyjaźni i miłości. Ewangeliści nazywają go po prostu „domem”. Podobną rolę pełnił później dom w Betanii.
Marek, który przekazuje fakty wprost od Apostoła Piotra, mówi o typowym dniu ewangelizacyjnym Jezusa w Kafarnaum (Mk 1, 29-38). Jezus naucza w synagodze, ewangelizuje, uzdrawia ludzi, wypędza złe duchy, modli się. W tym typowym dniu jest element walki, trudu ale także element kontemplacji. Jest czas dla ludzi i czas samotności. Klamrą, która spina cały dzień jest modlitwa.
Jednym z uzdrowień, którego dokonuje Jezus w Kafarnaum jest uwolnienie od gorączki teściowej Piotra. W tym czasie teść Piotra przypuszczalnie już nie żył. Szymon przygarnął owdowiałą matkę żony do swojego domu. Jej statut wdowy, podobnie jak innych w czasach Jezusa, nie był godny pozazdroszczenia. Dobra małżeńskie były zazwyczaj uważane za własność rodziny męża. Wdowa musiała żebrać lub podejmować się najniższych, ciężkich i mało opłacalnych prac. Z drugiej jednak strony Prawo zapewniało jej ochronę (podobnie jak starożytne wspólnoty chrześcijańskie). Zaś opiekowanie się dalszą rodziną było zjawiskiem o wiele częstszym niż współcześnie. Szczególnie relacje z teściowymi znacznie odbiegają od przykładów biblijnych (np. Rut i Noemi). Teściowe stają się na ogół tematem niewybrednych żartów, deprecjonujących ich godność. Wynika to zwykle z uwarunkowań kulturowych. Zdaniem Zygmunta Freuda jest niemal pewne, że w sytuacji psychologicznej między zięciem i teściową istnieje coś, co sprzyja wrogości między nimi i utrudnia współżycie.
Jakie jest moje ulubione miejsce na świecie? Dlaczego? Co stanowi „moją bazę wypadową”? Z czym kojarzy mi się spontanicznie słowo „dom”? Jak wygląda mój dom? Jaka atmosfera w nim panuje? Czy jest gościnny i otwarty? Czy inni czują się dobrze, komfortowo w moim domu (mojej obecności)? Jak wygląda mój typowy dzień? Ile jest w nim miejsca dla Boga i bliźnich? Co stanowi klamrę spinającą mój dzień? Co sądzę o mojej dalszej rodzinie? Czy troszczę się o znajdujących się potrzebie duchowej lub materialnej? Z jakich motywów? Jaka jest moja relacja do teściowej (teścia)?
2. UZDROWIONA Z GORĄCZKI
Celem pobytu Jezusa w domu Piotra nie było bezpośrednio uzdrowienie jego teściowej. Jezusa poinformowano o chorobie, gdy już przebywał w domu. Kobietę trawiła wysoka gorączka (Łk 4, 38). Dla starożytnych była ona bardziej chorobą niż symptomem choroby. Słowo określające „gorączkę” („pyretos”) tak wyraźnie odsyłało do żaru ognia („pyr”), że rabini potocznie używali zwrotu „ogień kości” dla określenia gorączki, która mogła być czasami chorobą śmiertelną. Wyobraźmy sobie obecnie ciężką malarię! W tamtych czasach chętnie przypisywano gorączce, jak tylu innym chorobom, pochodzenie demoniczne, a więc trzeba było odprawić egzorcyzmy (P. Mourlon Beernaert).
Wobec prośby czterech uczniów: samego Piotra i jego brata Andrzeja oraz braci Jana i Jakuba, Jezus podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, tak iż gorączka ją opuściła (Mk 1, 31). Jezus podszedł do kobiety. Niektórzy pobożni Żydzi w ogóle unikali dotknięcia kobiet, aby nie utracić czystości rytualnej, chyba, że mogli ustalić, w jakim stanie się znajdują (por. Kpł 15, 19). Stąd na przykład wypływa reakcja Szymona faryzeusza na widok grzesznej kobiety, która dotyka Jezusa i całuje Jego stopy (Łk 7, 36nn). Jezus przełamał rodzinne tabu i występując przeciw tradycyjnemu rozumieniu nieczystości chciał potwierdzić wolność człowieka (J. P. de Roux). Dla Jezusa zawsze ważniejszy jest człowiek, niż normy prawne.
Następnie Jezus podniósł kobietę, ująwszy za rękę. Podobnie uczynił wobec córki Jaira (Mk 5, 41) i chłopca chorego na epilepsję (Mk 9, 27). Nie jest to przypadek, ponieważ istnieje powiązanie między tą ręką, która podnosi, i Bogiem życia, który podnosi z martwych. Już Stary Testament mówił o Bogu, jako ujmującym za prawicę tego, któremu chce udzielić swojej mocy, a nawet wprowadzić go do swojej chwały (Ps 73, 23; Iz 41,, 13; 42, 6) (P. Mourlon Beernaert).
Opisując uzdrowienie teściowej Piotra, Ewangeliści posługują się greckim słowem „egeirein”, (Łukasz „anastasis”), które oznacza „podniesienie”, „wskrzeszenie”. To samo słowo zostaje użyte w opisie zmartwychwstania Jezusa. Teściowa, która leży w gorączce przykuta do łoża jest symbolem niemocy, bierności, braku życia, obumarcia. Nie może nic dla siebie uczynić. Może tylko czekać i cierpieć. Ale może także z ufnością otworzyć się na Jezusa i przyjąć Jego uzdrowienie. Jezus w swoim geście dobroci uzdrawia: wskrzeszając, daje nowe życie, pozwala wrócić do codzienności i pełni życia. Jean du Mesnil próbuje wczuć się w przeżycia teściowej Piotra: Wówczas Jezus zbliżył się do mnie, ale w sposób odbiegający od zwyczaju, w jaki mężczyzna zbliża się do kobiety, która nie należy do niego. Jak wyrazić, co wtedy czułam? Był tu dla mnie. Moje życie miało znaczenie. Naprawdę chciałam, żeby to trwało i bardzo chciałam Go poznać. Jakże cenne było tych kilka sekund pod Jego spojrzeniem! Nigdy czegoś takiego nie doznałam. A potem wziął moją dłoń w swoją. To niesamowite, co może wyrazić dłoń! Jego czuła ręka wydawała się rozumieć całe moje strapienie i zmęczenie, unosiła mnie całą; brała na siebie całą moją wrażliwość. I tak Jego ręka powoli się uniosła i podniósł mnie… Jego dłoń mówiła mi, że jestem silna jak On.
Św. Łukasz mówi ponadto, że Jezus rozkazuje gorączce. Jest to egzorcyzm. Jezus oczyszcza kobietę od wszelkiej niemocy i zła, które wiązano z chorobą. On jest Panem życia i śmierci. Nie przyszedł jedynie po to, by uzdrowić nas z „gorączki”, a więc z doraźnych cierpień, trudności i problemów, ale również podźwignąć ze śmierci, uwolnić od grzechu i zła, które nas usidla jak nić pajęcza i wskrzesić do prawdziwego nieśmiertelnego życia.
Co jest moją największą „gorączką”? Jakiego dotyku pragnę? Kogo powinienem dziś „dotknąć”? W czym wyraża się moja niemoc, bierność, obumarcie? Co we mnie wymaga wskrzeszenia? Jak odnoszę się do egzorcyzmów?
3. DIAKONISA
Uzdrowienie teściowej Piotra jest równocześnie jej powołaniem. Wszyscy Ewangeliści kończą opis stwierdzeniem o jej usługiwaniu. Użyte słowo „diakonein” świadczy, że nie chodzi tutaj tylko o posługi materialne. Z początku były to zapewne skromne zajęcia wynikające z gościnności domu w Kafarnaum. Chociaż niektórzy egzegeci wskazują, że w judaizmie nie uznawano tego rodzaju służby kobiet wobec mężczyzn, a zwłaszcza rabbich (E. Adamiak).
Czasownik „diakonein” (który występuje ok. stu razy w Nowym Testamencie) wskazuje na stałą posługę. Chodzi więc o naśladowanie Jezusa, służbę Jemu. Teściowa Szymona dzięki uzdrowieniu stała się posługującą uczennicą Jezusa. Jako diakonisa służy w domu Piotra, a więc w centrum religijnej wspólnoty, którą założył Jezus. Jej misję będzie kontynuować Marta (por. Łk 10, 38-42). Kobieta, uzdrowiona i podniesiona, uosabia rzeczywiście wspólnotę chrześcijańską, w której zaczyna się odkrywać znaczenie wzajemnej posługi. Czyż my sami nie powinniśmy również służyć sobie wzajemnie? (P. Mourlon Beernaert).
Diakonia, służba jest istotnym elementem życia chrześcijańskiego. Postawy tej uczył Apostołów Jezus. Całe Jego życie było pochylaniem się nad człowiekiem potrzebującym. Najwymowniej wyraża to właściwy niewolnikom, pokorny gest umycia nóg uczniom w czasie Wieczerzy Pożegnalnej (J 13, 1nn). Podobną bezinteresowną, nic nie oczekującą w zamian służbę Jezus zaleca swoim uczniom. W jednej z przypowieści naucza: Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: Pójdź i siądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać (Łk 17, 7-10).
Z kolei najpiękniejszą przypowieścią o bezinteresownej służbie jest historia miłosiernego Samarytanina (Łk 10, 30-37). Ojcowie Kościoła interpretują ją w sposób symboliczny. Samarytaninem z przypowieści jest sam Chrystus, który bierze potrzebującego, obolałego i obumarłego człowieka na swoje ramiona i niesie go. Wcześniej jednak opatruje jego rany, zalewając je oliwą miłości i winem radości i mocy.
Odnosząc te symbole do codziennego życia, Ojcowie Kościoła wskazują, że życie chrześcijańskie powinno być zbliżaniem się do ludzi poranionych, leżących przy drodze, ograbionych przez życie, porzuconych… Naśladować Jezusa Dobrego Samarytanina oznacza mieć litość i współczucie, wlewać w ludzkie rany oliwę i wino miłości, brać bliźniego na ramiona i nieść go. Pisze św. Paweł: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe. […] W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze (Ga 6, 2.9-10).
Jaki rodzaj diakonii pełnię w moim życiu? Jakie posługi podejmuję w Kościele? Czy powinienem bardziej zaangażować się w posługi duchowe czy fizyczne? Czy umiem i chcę służyć, czy raczej oczekuję, aby mnie obsługiwano? Czy jestem czasem bezinteresowny? W jaki sposób naśladuję Jezusa, Dobrego Samarytanina? Jaki znak zostawia moje życie? Do kogo powinienem się bardziej „zbliżyć”?
ROZMOWA KOŃCOWA:
Prośmy o uzdrowienie wewnętrzne. Módlmy się o umiejętność „dotykania innych” dobrocią i miłością.
Stanisław Biel SJ