2. Śmierć Jezusa
Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Są to ostatnie słowa Jezusa na krzyżu. Po tych słowach Jezus skonał. W tym momencie, podobnie jak czynimy to w czasie czytania Męki Pańskiej w Wielkim Tygodniu przerwijmy modlitwę na chwilę i uklęknijmy, aby w ciszy oddać chwałę Jezusowi umierającemu na krzyżu.
Zauważmy, iż w swej ostatniej modlitwie Jezus wymienia imię Ojca: Ojcze. Pierwszy raz Jezus użyje tego imienia już jako dwunastoletni chłopiec. Zatroskanym rodzicom, którzy szukali Go przez trzy dni w Jerozolimie, powie: Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca? (Łk 2, 49). Są to pierwsze słowa Jezusa zanotowane przez Ewangelistów. Tym imieniem Jezus posługiwał się całe życie. Także na Górze Oliwnej, w momencie decydującej walki wewnętrznej, swoją modlitwę rozpocznie od słowa: Ojcze, (…) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42). Z tym imieniem na ustach Jezus umiera na krzyżu.
W obecnej kontemplacji powróćmy raz jeszcze do wielu momentów życia Jezusa, w których zwracał się On do swojego Ojca. W sposób szczególny chciejmy towarzyszyć Jezusowi w Jego długich modlitwach, na które udawał się nocą lub wczesnym rankiem. Wsłuchajmy się w to jedno Słowo. Zauważmy całą miłość i oddanie, z jakim je wymawiał.
Bezwarunkowe, synowskie oddanie Ojcu było jedyną treścią i pokarmem Jezusa tak w ciągu całego życia, jak również w chwili Jego śmierci. Oddając swojego ducha Ojcu, Wcielony Syn Boży jednoczy się z Nim na zawsze. Jednoczy się z Nim także w swoim człowieczeństwie. Śmierć Jezusa na krzyżu jest tajemnicą ostatecznego spotkania Wcielonego Syna ze swoim Ojcem. Krzyż, czas najokrutniejszego cierpienia i hańby, miejsce przeklęte (por. Pwt 21, 23) staje się dla Jezusa czasem i miejscem pełnego spotkania z Ojcem, czasem i miejscem naszego zbawienia.
Dziękujmy Bogu, że poprzez śmierć krzyżową Jezusa zostaliśmy dopuszczeni do tajemnicy oddania Syna Ojcu; że dzięki tajemnicy Paschalnej możemy całkowicie powierzać siebie Jemu pomimo wszystkich naszych słabości, niewierności i grzechów.
Podobnie jak Jezusowi w czasie męki, tak i nam — choć na inny sposób i w innym wymiarze — życie nie oszczędza ciosów i ran. Mają one różny charakter i występują w różnej formie. Od jakichś dolegliwości i chorób fizycznych po dotkliwe i ciężkie rany emocjonalne i psychiczne. Rany te pozostają nieraz długo otwarte. Najmniejsze dotykanie ich powoduje dotkliwy ból. I choć każde cierpienie bardzo trudno zaakceptować, to jednak wydaje się, iż nieraz łatwiej radzimy sobie z cierpieniem natury fizycznej. Możemy sobie jakoś wytłumaczyć ograniczenia i dolegliwości fizyczne. O wiele trudniej jest nam pogodzić się z głębokimi ranami emocjonalnymi: z odrzuceniem przez najbliższych, z wieloletnią manipulacją, z wykorzystaniem w wielorakiej formie, z czyimś znęcaniem się fizycznym czy też psychicznym nad nami. To tylko przykłady możliwych cierpień.
Nieraz chcielibyśmy sądzić, że zranienia nas nie dotyczą. Nie jest to jednak prawdą. Nasze niepokoje, poczucie krzywdy, smutki czy wręcz rozpacz są objawami istniejących w nas głębokich ran emocjonalnych. Samo jednak odkrywanie naszych ran oraz ich źródeł, nie zmniejsza bynajmniej uczucia bólu i cierpienia. Wpatrywanie się w nie, rozważanie ich powiększa jedynie zgorzknienie wewnętrzne, odczucie beznadziejności i upokorzenia.
Kiedy dotkliwie cierpimy, rodzi się w nas pytanie, co możemy zrobić z naszymi ranami? Jak zaradzić, aby nie powodowały one w nas jakiejś wewnętrznej destrukcji: zamykania się w sobie, buntu wobec Boga i Jego woli, agresywnego nastawienia do innych? Na te pytania ostatecznie może nam odpowiedzieć tylko krzyż Jezusa Chrystusa. Naszym złożeniem całej nadziei w Jezusie ukrzyżowanym możemy jak On uczynić nasze rany miejscem spotkania z Ojcem.
Dziękujmy także, że tajemnica Jezusowego krzyża sprawia, iż czas i miejsce naszego cierpienia i upokorzenia może stać się czasem i miejscem spotkania z Bogiem na wzór spotkania Syna z Ojcem. Przyjąć lub przynajmniej chcieć przyjąć wszelkie krzywdy, zniewagi, ubóstwo i cierpienia ze względu na Jezusa, znaczy dorastać do coraz pełniejszej jedności z Ojcem.
3. Przebicie serca włócznią
Po śmierci Jezusa zostało już tylko kilka godzin do końca dnia. Po zachodzie słońca rozpoczynał się wielki dzień — Dzień Paschy. I chociaż zdarzało się, że skazani na ukrzyżowanie wisieli na drzewie hańby przez kilka dni, to jednak w tym wypadku z powodu wielkiego święta Żydzi poprosili Piłata, aby ukrzyżowanych zdjęto i pogrzebano jeszcze tego dnia. Sprawa Jezusa, także po Jego śmierci była nadal kłopotliwa. Cały Jego proces odbywał się nie tylko w trybie przyspieszonym, ale także wśród kłamstw i matactw politycznych. Faryzeusze drwiąc z Jezusa wiszącego na krzyżu nacieszyli się już swoim niechlubnym zwycięstwem. Teraz roztropniej było sprzątnąć sprzed oczu widomy znak ich zbrodni.
Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Piłat wyraził zgodę. Dla niego również skazanie Jezusa musiało pozostawić niesmak i poczucie przegranej, tym bardziej, że nawet jego własna żona usiłowała go przekonać o niewinności Jezusa. Także dla namiestnika było lepiej, żeby zniknęły szybko ślady jego porażki politycznej w walce z Sanhedrynem.
Wysłani żołnierze połamali golenie tak pierwszemu jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Łamanie goleni, gruchotanie kości było u Rzymian torturą tak powszechną jak łamanie kołem w czasach średniowiecznych. Była to tortura barbarzyńska przynosząca niewątpliwie naddatek cierpienia, ale dla ludzi wyczerpanych męką krzyża mogła być tylko rodzajem łaski (H. Daniel–Rops), ponieważ przyspieszała śmierć w tych nieludzkich warunkach.
Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Przebicie boku Jezusa nie było jakimś dodatkowym masakrowaniem ciała, ale było jedynie odruchem żołnierskiej skrupulatności, który miał jedynie potwierdzić zgon powieszonego. Jeżeli Tomasz Apostoł po Zmartwychwstaniu prosił Jezusa, aby mógł włożyć całą rękę do Jego boku (J 20, 27), to widocznie rana spowodowana przebiciem włóczni musiała być bardzo szeroka.
Sam św. Jan Ewangelista a za nim Ojcowie Kościoła i teologowie nadają scenie przebicia Jezusa włócznią duchowy i mistyczny charakter: Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili.
Przebicie włócznią boku Jezusa jest ostatnią zadaną Mu raną. Nie przysparza ona cierpienia, gdyż została zadana po śmierci, lecz jest to rana najbardziej znacząca, najbardziej rozważana i najszerzej komentowana. Z otwartego boku Chrystusa płynie krew zmieszana z wodą, tak jak w czasie konania w Ogrójcu z Jego czoła spływał krwawy pot: oto źródło życia chrześcijańskiego, połączone dwie substancje Odkupienia, woda chrztu i krew Eucharystii (J.–P. Roux). Nabożeństwo do Serca Pana Jezusa oraz współczesne nabożeństwo do Miłosiernego Jezusa swoją zasadniczą inspirację czerpią właśnie ze sceny przebicia boku Jezusa włócznią żołnierza.
Będą patrzeć na Tego, którego przebili. W obecnej kontemplacji patrzmy z wiarą i miłością na Jezusa ukrzyżowanego i Jego przebity bok. Otwarcie Serca Jezusa jest bowiem ostatnim i jednocześnie najmocniejszym znakiem nieskończonej miłości Wcielonego Syna Bożego do człowieka. W symbolu otwartego Serca Jezus jeszcze raz mówi do każdego z nas, iż pragnie naszej miłości (por. J 19, 29): Pragnę, abyś przyjął moje Wcielenie, całe moje życie, moją naukę, a teraz moją nieludzką mękę i śmierć jako dowód miłości do ciebie, jako źródło prawdziwego życia.
Przypominam ci córko moja — mówi Jezus w prywatnych objawieniach do Bł. S. Faustyny — ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim, uwielbiając i wysławiając je, wzywając je, wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych. W tej godzinie stała się łaska dla świata całego — miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość.