2. Nasze duchowe udręki
Usiłując wczuć się w te bolesne przeżycia świętych musimy jednak mieć świadomość, że są one w najlepszym wypadku dalekim przybliżeniem niepojętej dla człowieka tajemnicy męki i krzyża Syna Bożego. Doświadczenie Jezusowej ciemnej nocy, opuszczenie przez Ojca, jest unikalnym, jedynym doświadczeniem, niemożliwym do powtórzenia przez jakiekolwiek stworzenie na ziemi. Jezus bowiem jest Synem Bożym. To, co przeżył Bóg–Człowiek na krzyżu, nie może być przez nas poznane do końca.
Z pewnością jeszcze mniej możemy zrozumieć i poznać doświadczenie Jezusa na krzyżu, kiedy odwołamy się tylko do naszego rozumu. Rozum nic nam nie powie. Trzeba nam tutaj odwołać się do naszego osobistego doświadczenia, do udręk ducha, które nieraz przeżywaliśmy. Z pewnością naszych udręk wewnętrznych nie można porównać całkowicie do mistycznych przeżyć ciemnej nocy, jakich doświadczali mistycy i święci. Ale to, co my przeżywamy — choć może z innych motywów i dla innych racji — jest także często bardzo bolesne, pełne udręki, lęku, opuszczenia, samotności i bólu. Odwołajmy się więc do naszych bolesnych wewnętrznych przeżyć, jakichś udręk psychicznych i duchowych, aby choć troszeczkę odczuć, choć troszkę zrozumieć Chrystusa ukrzyżowanego, który woła do Ojca: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?
Takie rozważanie męki Chrystusa będzie nie tylko myśleniem o męce, ale współodczuwaniem z Jezusem. Do takich rozważań i do takiej kontemplacji zachęca nas św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych. Każe nam prosić o boleść wespół z Chrystusem pełnym boleści, o udrękę serca z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie (ĆD, 203).
Prośmy Jezusa, abyśmy w naszych kontemplacjach Jego męki i śmierci byli prawdziwi. Prośmy także, byśmy szczerze otwierali się na przyjęcie Jego pragnień poznawania Go coraz pełniej, kochania Go coraz głębiej i naśladowania Go coraz wierniej. Nie powinniśmy zanosić próśb, których naprawdę wewnętrznie jeszcze nie czujemy, które wydają nam się jedynie pustymi dźwiękami. Jeżeli czujemy w sobie małoduszność naszych pragnień, chciejmy ją uznać z całą pokorą i prośmy pokornie, aby On sam obdarzał nas większymi pragnieniami i hojniejszymi prośbami.
3. Współuczestnictwo w cierpieniu Jezusa na krzyżu
Św. Franciszek z Asyżu prosił, aby mógł odczuć to, co sam Jezus przeżył na krzyżu, by mógł wejść w serce Jezusa ukrzyżowanego. I Bóg hojnie odpowiedział na jego prośby. Obdarzył go stygmatami. Ale ten zewnętrzny znak męki, stygmaty, były jedynie uzewnętrznieniem jego wewnętrznych cierpień z Chrystusem cierpiącym. W naszych czasach ojciec Pio, wierny swemu powołaniu zakonnemu i kapłańskiemu, dążył konsekwentnie do doskonałej miłości. Starał się zgłębić tajemnicę miłości Boga wyrażoną w męce Jezusa. Często prosił, aby stać się ofiarą dla miłości Boga. Bóg również hojnie odpowiedział na jego prośbę. W jednym z jego życiorysów czytamy: Nadszedł piątek 20 września 1918 roku. Ojciec Pio jak zwykle klęczał na chórze przed Ukrzyżowanym i odprawiał dziękczynienie. Przez chwilę jakby się zdrzemnął. Wszystkie zmysły i uczucia doznały jakiegoś wielkiego ukojenia. Wtedy zobaczył tajemniczą postać, którą oglądał wcześniej. Tym razem miała ona jednak ręce, nogi, klatkę piersiową ociekającą krwią. Ten widok napełnił go przerażeniem. Czułem — mówi ojciec Pio — że chyba umrę, jeżeli Pan nie przyjdzie mi z pomocą. Postać na chwilę cofnęła się, a ja zauważyłem, że moje ręce, nogi i pierś zostały przebite i ociekały krwią. Możecie sobie wyobrazić ból, jaki przeżyłem i odczuwam po dziś dzień. Rana serca wyrzuca nieustannie porcje krwi. Dzieje się to od czwartku wieczorem do soboty. Umieram wprost z bólu i zawstydzenia, lękam się, że umrę na skutek upływu krwi, chyba, że Pan wysłucha westchnienia mego biednego serca. Proszę Go, by przynajmniej usunął to zawstydzenie, jakiego doznaję każdego dnia przez te zewnętrzne znaki. Będę Go błagał, zaklinał na wszystko, aby zesłał na mnie najgorsze bóle i cierpienia, ale aby odsunął ode mnie te zewnętrzne znaki, które są dla mnie potwornym zawstydzeniem i nieopisanym upokorzeniem.
Bóg hojnie odpowiada na prośby swoich świętych. Każdy z nas niech prosi o to, o co powinien prosić, co dyktuje mu jego własne serce. Miejmy świadomość, że nasza prośba może stać się naszą pułapką. Bóg może bowiem na serio potraktować nasze prośby, tak jak na serio potraktował prośbę św. Franciszka z Asyżu, św. Maksymiliana Kolbego, bł. Damiana, o. Pio i wielu innych świętych.
A oto pragnienie Karola de Foucauld, szaleńca Bożego naszych czasów, które wyraził w swoim dzienniczku. Pisał tak: Pragnij i myśl o tym, że musisz umrzeć jako męczennik, obrabowany ze wszystkiego, rozciągnięty na ziemi, nagi, pokryty ranami i krwią, zabity gwałtownie, boleśnie. Pragnij, żeby się to stało dzisiaj. I stało się tak, jak pisał w swoim dzienniku i jak tego pragnął. Pierwszego grudnia 1916 roku został w sposób gwałtowny i brutalny zabity w swej pustelni przez Beduinów.
Prośmy Jezusa ukrzyżowanego, abyśmy mogli — choć w bardzo ograniczonych i zawężonych warunkach — przeżyć to, co przeżył w czasie swojej męki i śmierci. Wyraźmy pragnienie towarzyszenia Jezusowi w Jego drodze od Ogrójca aż po krzyż, prosząc Go, aby otworzył nam nasze serce i ukazał nam to, czego wówczas doświadczał. Prośmy także, aby nasze współuczestnictwo w Jego cierpieniu i udręce On sam przemieniał w doświadczenie radości i pociechy z Jego Zmartwychwstania