Gdy przebaczę, uczucie nienawiści do osoby, która mnie uraziła, zniknie

 

Nieprawda. Jeśli doznaliśmy bolesnego urazu, zasadniczo będziemy odczuwać nienawiść do osoby, która nas zraniła.

 

Podczas gdy czujemy na kogoś, kto nas obraził, gniew, nie pozostajemy na długo pod wpływem negatywnych uczuć. Część naszej pracy w procesie przebaczania dotyczy właśnie uwolnienia, wypuszczenia na wolność uczuć wynikających z urazy. Aby to zrobić, od samego początku musimy się sami przed sobą i innymi przyznać, że doświadczamy tego typu silnych emocji. Później, w miarę postępów na drodze do przebaczenia ze szczerego serca, uzdalniamy się do uwolnienia z siebie naszej złości i gniewu.

 

Jeśli przebaczam, to w pewnym sensie oświadczam, że nie jest ważne, co mi się przydarzyło

 

Nieprawda. Mimo że może się nam wydawać, że przebaczając pobłażamy szkodliwym czynom, to nie pobłażamy w żadnym wypadku złu. Przebaczenie wcale nie czyni ze złego postępowania czegoś godnego zaakceptowania. W rzeczywistości proces przebaczenia oznajmia coś przeciwnego. Głębia naszego smutku i gniewu bezpośrednio odnoszą się do rozmiaru niesprawiedliwości, z jaką przyszło nam się zmierzyć. Tylko rozpoznając nasz ból, smutek i gniew jesteśmy gotowi postąpić na drodze do przebaczenia.
 
Nasza obawa przed przebaczeniem złych czynów pochodzi z naszego duchowego zmysłu sprawiedliwości i równości. Nie chcemy, aby przebaczenie mogło być odebrane jako pobłażanie.
Wygląda to trochę tak, jakbyśmy zbyt łatwo zwolnili drugą osobę z odpowiedzialności, jeśli jej przebaczymy. Odruchowo domagamy się, aby zapłaciła ona jakoś za zło, które uczyniła! Wydaje się nam, że jeśli wybaczymy naszym winowajcom, zwalniamy ich całkiem z tego obowiązku.

Tymczasem nawet jeśli doznajemy podobnych emocji, prawda o przebaczeniu głosi, że wybaczając, nigdy nie uważamy grzechu za coś stosownego. Przebaczenie nigdy nie przemieni zła w dobry uczynek.
 
Chociaż protestujemy, myśląc że przebaczenie ułatwia złoczyńcom życie, nasze wybaczenie w żadnym wypadku nie zwalnia ich z odpowiedzialności. Jedynie umożliwia nam umorzenie długu, jaki jest nam ten ktoś winien, którego prawdopodobnie i tak nikt nie jest w stanie pokryć. My sami stajemy się przez to uwolnieni od oczekiwań wynagradzania nam strat, które ponieśliśmy.

 

Przebaczenie jest właściwie jednorazową decyzją. Albo przebaczam, albo nie

 

Nieprawda. Albo przynajmniej częściowo nieprawda. Przebaczenie jest zarazem decyzją i procesem. Nie udawane przebaczenie wymaga czasu.
 
Ogólnie rzecz biorąc, im wcześniej w życiu miał miejsce dany uraz, i im głębsza była rana, tym dłużej trwa zwykle okres przechodzenia przez żal w procesie przebaczania. Jednocześnie potrzebujemy w tym czasie towarzyszenia prawdziwie świętych ludzi, ponieważ nie chcemy zagubić się w goryczy i złości żałoby. Potrzebujemy kogoś obiektywnego, komu ufamy, z kim dzielimy nasz ból i kto mógłby nam kiedyś powiedzieć, że żałoba została dopełniona i że czas podjąć decyzję wybaczenia.

 

Powinienem wybaczyć, nawet jeśli druga osoba nie jest skruszona

 

Tym razem odpowiedzią jest prawda. Jeśli moje przebaczenie zależy od woli skruchy drugiej osoby, jestem zamknięty w pozycji ofiary, a druga osoba trzyma kontrolę nad tą sytuacją. Przebaczenie jest aktem dokonywanym przez osobę doznającą jakiejś niesprawiedliwości. Winowajca jest nam dłużny wiele, lecz może nie być w stanie nam tego zadośćuczynić, nawet jeśliby zechciał.

 

Jeślibyśmy musieli włączać w nasz proces przebaczenia naszych winowajców, to jak mógłbym wybaczyć memu ojcu, który zmarł już ponad dwadzieścia lat temu? Albo jak moglibyśmy wybaczyć komuś, kto odmawia przyznania się do zła, jakie uczynił? Przebaczenie przynosi uwolnienie od ponoszenia ciężaru długu, który może nigdy nie zostać spłacony, nawet jeśli winowajca mógłby spełnić jakieś formy zadośćuczynienia. Złożenie całej władzy w ręce winowajcy mogłoby okazać się słuszne pod warunkiem, że uznałby on winę i za nią żałował, ale jeśli tego odmówi, staniemy się jedynie ofiarami i to już nie po raz pierwszy.

Więcej w książce: Wybaczyć niewybaczalne – David Stoop