Głód Bożego Miłosierdzia wiąże się chyba z ogromną falą zła i grzechu, która zalewa świat. XX wiek naznaczyły dwie straszliwe wojny, totalitaryzmu, dzieciobójstwo. Zło nie tylko nas otacza, wdziera się w nasze życie, ale bywa, że sami w nim uczestniczymy. Ludzie, którzy chcą z nim zerwać, zwracają się z ufnością do Bożego Miłosierdzia, prosząc o przebaczenie i szansę na nowe życie – rozmowa z Ewą K. Czaczkowską.

 

Alina Petrowa – Wasilewicz: Mamy już kilka biografii św. Faustyny. Co nowego można o niej jeszcze powiedzieć?

Ewa K. Czaczkowska: Wbrew pozorom temat nie jest zamknięty. Nawet kilkadziesiąt lat po śmierci, gdy zmarli już niemal wszyscy, którzy znali siostrę Faustynę, można ustalić nieznane fakty z jej życia. Zostały przecież dokumenty, listy, wspomnienia. Myślę, że każda analiza Dzienniczka może jeszcze przynieść coś nowego, a niezwykle ciekawa historia rozwoju kultu miłosierdzia wciąż się toczy.

Jakie fakty udało się Pani ustalić?

Na mapie jej wędrówki dodałam nowe miejsce: ul. Chmielna 30 w Warszawie. Jestem pewna, że w tym budynku zamieszkała Helena Kowalska, gdy w 1924 roku na polecenie Pana Jezusa przyjechała z Łodzi do Warszawy, żeby wstąpić do zakonu. Zaczęła wówczas pracę u rodziny Lipszyców i szukała klasztoru, który by ją przyjął. Skorygowałam zapis przebiegu pierwszych godzin pobytu Heleny w Warszawie, a także dzienną datę jej modlitwy na Jasnej Górze w 1933 roku. Oddałam jedyne zdjęcie s. Faustyny przed wstąpieniem do zakonu do kryminologa. Budziło ono wątpliwości, gdyż zdjęcia z lat zakonnych były retuszowane, a choroba pod koniec życia bardzo zmieniła jej wygląd. Miałam wątpliwości, czy osoba na zdjęciu to rzeczywiście ona. Ekspertyza potwierdziła, że tak. A zatem wiemy, jak wyglądała jako 18-, 19-latka. Malarze i hagiografowie trochę ją „ulizali”. Helena była pełną temperamentu, wesołą osobą, którą choroba i życie w zakonie „utemperowały”, ale do końca życia miała mocną osobowość.

Są też mało znane świadectwa sióstr…

Tak, część nie była wcześniej drukowana. Wspomnień zachowało się wiele, gdyż tuż po wojnie siostry ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia zaczęły przygotowywać materiały do procesu beatyfikacyjnego Faustyny. Ze wspomnień rodziny, zakonnic, spowiedników można ułożyć jej portret. Duże wrażenie robi na przykład świadectwo s. Samueli Wasilewskiej, z którą Faustyna modliła się w jednej z warszawskich cerkwi. Faustyna powiedziała jej, że Bóg jest wszędzie, a Kościoły kiedyś się zjednoczą. Na spełnienie tego proroctwa wciąż czekamy.

Treść książki ułożona jest „stacjami” – według miejsc, w których przebywała, poczynając od rodzinnego Głogowca aż po łagiewnicki klasztor, gdzie w 1938 roku zmarła. Dlaczego?

 

Coraz więcej osób jeździ szlakiem św. Faustyny. Ja również, jeszcze zanim zajęłam się pracą nad książką, odwiedzałam te miejsca. Pomyślałam, że taki układ książki pomoże lepiej poznać to, co wydarzyło się w danym miejscu w życiu Faustyny, jakie miała tam objawienia, jak opisała je w Dzienniczku. Nie pozostawiam tego w próżni – ale pokazuję na szerszym tle społecznym i historycznym.

Równocześnie opisuje Pani drogę dojrzałości duchowej Faustyny – oczyszczenie, mistyczne zaręczyny i zaślubiny, całe jej ukryte życie.

Faustyna wiedziała, że najważniejszym jej zadaniem jest przekazanie światu orędzia o Bożym Miłosierdziu, ale dla jej życia najistotniejsze było łączenie się w miłości z Bogiem. Ona osiągnęła szczyty życia mistycznego. Nie znała teorii mistyki ani tekstów mistyków, narzekała, że językiem zmysłów trudno jest opisać „zetknięcia duszy z Bogiem”, ale dzięki temu jej Dzienniczek jest niezwykłym, autentycznym świadectwem.

W odrębnej części opisuje Pani rozwój kultu Bożego Miłosierdzia, trudną drogę Faustyny na ołtarze oraz rolę, jaką odegrał Jan Paweł II.

 

Myślę, że jest to pierwszy tak pełny opis rozwoju kultu Miłosierdzia Bożego. Zaczął się on szerzyć spontanicznie z chwilą wybuchu drugiej wojny światowej. I pomimo zakazu, jaki w 1958 roku ogłosiła Stolica Apostolska, kult ten nie zamarł. Nowy mocny impuls do jego rozwoju dał Jan Paweł II, który jako biskup krakowski zaczynał proces beatyfikacyjny s. Faustyny, a zakończył go, a potem ją kanonizował jako papież. To jedyna taka sytuacja w dziejach Kościoła. Ciekawe, że Karol Wojtyła zgłębiał tajemnicę Bożego Miłosierdzia niezależnie od s. Faustyny – jeszcze zanim przeczytał Dzienniczek, ogłosił encyklikę Dives in misericordia. Ten święty tandem łączyło pokrewieństwo duchowe.

 

Jak wytłumaczyć fenomen kultu? Całkiem odmienni ludzie – Koreańczycy, Meksykanie, Francuzi, Węgrzy… – rozumieją ten język?
 

Głód Bożego Miłosierdzia wiąże się chyba z ogromną falą zła i grzechu, która zalewa świat. XX wiek naznaczyły dwie straszliwe wojny, totalitaryzmu, dzieciobójstwo. Zło nie tylko nas otacza, wdziera się w nasze życie, ale bywa, że sami w nim uczestniczymy. Ludzie, którzy chcą z nim zerwać, zwracają się z ufnością do Bożego Miłosierdzia, prosząc o przebaczenie i szansę na nowe życie. A ci, którzy otrzymali miłosierdzie, oddają je innym…

 

Które z proroctw Faustyny zrobiło na Pani największe wrażenie?

 

„Świat już długo istnieć nie będzie” – powiedziała pod koniec życia. Zamarłam, gdy przeczytałam to pierwszy raz. Niedługo – co to znaczy? Trudno odgadnąć, bo czas w pojęciu św. Faustyny biegnie inaczej. Pisała na przykład, że w przyszłości nadejdzie moment, w którym kult Bożego Miłosierdzia będzie jakby „w zupełnym zniszczeniu”. Ten „moment”, czyli zakaz kultu, trwał… 20 lat.