Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim (J 3,1-2).
Sztuką sztuk słuchanie Boga
Są różne sztuki i umiejętności, których nawet utalentowani uczą się latami. Nie tylko gra na skrzypcach czy pianinie, ale i inne umiejętności wymagają lat studiów i praktyki. Do bardzo wymagających umiejętności należy również słuchanie Boga. Oczywiście, mowa tu o słuchaniu angażującym. Takim, które zwykłego zjadacza chleba i egocentryka, zwykle zajmującego się tylko sobą, przemienia w teocentryka – w kogoś, kto o Bogu nie tylko chętnie myśli, ale i z pasją pielęgnuje serdeczną z Nim więź żywej wiary, radosnej nadziei i uskrzydlającej miłości!
Tymczasem nie tylko mistrzowie życia duchowego, ale i my (choć trochę) zatroskani o jakość słuchania Bożego Słowa dobrze wiemy, że nie jest ono dziecięco proste. Z pewnym smutkiem (a i zadumą) stwierdzamy, że słuchanie Boga całym umysłem i sercem nie jest dla nas sprawą ani oczywistą, ani łatwą! Teoretycznie, z upływem lat powinniśmy nabierać wprawy w dobrym przyjmowaniu Bożego Orędzia. Jednak nie jest to regułą. Nierzadko bywa tak, że Jezusowa Ewangelia staje się tak bardzo osłuchana, że za którymś tam razem przyjmowana bywa byle jak. W konsekwencji nie dotyka, nie porusza i nie odmienia serca.
Warto w różnych aspektach (np. uważności, czasu poświęcanego, regularności) porównać nasze podejście do słów pochodzących od Boga i tych, które kierują do nas dziennikarze i publicyści w gazetach, w radio, telewizji i Internecie. Czy aktualnie dbamy o „wysoką jakość” słuchania Boga, czy raczej trwamy w poczuciu kryzysu słuchania i kontaktu z Bogiem poprzez Jego Słowo?
Lekcja Nikodema
Jezus spotykał w swym ziemskim życiu ludzi bardzo różnych. Były ich tysiące. Jednym z nich był Nikodem – faryzeusz, dostojnik żydowski. Ten mądry i pobożny Żyd potraktował Jezusa bardzo poważnie. Wprawdzie nie pokazywał się w Jego towarzystwie za dnia, jednak tak bardzo zależało mu na spotkaniu z Jezusem, iż przyszedł (przychodził) do Niego nocą. Swoim szczerym wyznaniem sprowokował Jezusa do zasadniczych pouczeń i odsłonięć tego, co dla człowieka na ziemi najważniejsze.
Najpierw wybrzmiało to wyznanie: „Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim”. Tym stwierdzeniem Nikodem zdystansował wielu swoich braci faryzeuszów i uczonych w Prawie. Nikodem, baczny i uczciwy obserwator Mistrza z Nazaretu, uznał za oczywiste, że Jezus przyszedł od Boga w sposób wyjątkowy. I że przyszedł właśnie jako nauczyciel. Wyznanie Nikodema na pewno sprawiło Jezusowi radość. Było ono dla Niego tym cenniejsze, iż przyjdzie Jezusowi ze strony faryzeuszy usłyszeć nikczemny zarzut, że „ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3, 22). Doprawdy, w zestawieniu z narastającą wrogością wielu faryzeuszów i uczonych w Piśmie – Nikodem jawi się jako ktoś wyjątkowy, kto wzbudza nasze uznanie.
Zauważmy jednak, że wyznanie Nikodema wygląda znacznie „skromniej”, gdy zestawimy je z wyznaniem Piotra. Gdy pewnego razu Jezus zadał uczniom pytanie: „A wy za kogo Mnie uważacie?”, wtedy „odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego (Mt 16,16). Wyznanie Piotra musiało sprawić Jezusowi ogromną radość, gdyż przybliżało ono Piotra i innych uczniów do najistotniejszej Prawdy. Jezus nazywa Piotra błogosławionym i od razu uświadamia mu, komu zawdzięcza tak głębokie poznanie Mistrza: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16, 17).
Dwa znakomite i dopełniające się wyznania (Nikodemowe i Piotrowe) na temat osoby Jezusa, a także zasygnalizowane sprzeciwy i zarzuty wobec Niego, upoważniają nas do stwierdzenia, że do pełnego poznania osoby Jezusa nie dochodzi się ani łatwo, ani szybko. I co jest jeszcze ważniejsze: nikt nie zgłębi tajemnicy Jezusa bez łaski. To Bóg Ojciec jest dawcą uprzedzającej łaski, która pozwala wejrzeć w tajemnicę Wcielonego Syna Bożego.
O Nikodemie i Piotrze można śmiało powiedzieć, że Jezus był dla nich obu kimś bardzo ważnym. Zbliżali się oni do Jezusa różnym drogami. Zajęli przy Nim różne „miejsca”. Oddali Mu różne usługi… Przypomnijmy choćby tylko to, jak Nikodem dzielnie bronił Jezusa przed napastliwością i stronniczością arcykapłanów i faryzeuszy (por. J 7, 50n), a po śmierci Nauczyciela, wraz z Józefem z Arymatei, oddał Mu ostatnią posługę (por. J 19, 39n).
A my?
Dla nas Jezus też jest bardzo ważny. Szliśmy do Niego (nieco czy bardzo) różnymi drogami. Wciąż zbliżamy się do Jego osoby w sposób sobie właściwy i niepowtarzalny… Zawsze jednak, w dotąd przebytej drodze i obecnym trwaniu przy Jezusie, ważny jest (że tak to nazwę) „moment Nikodemowy”. Mam na myśli świadomie pielęgnowaną otwartość umysłu i serca oraz wciąż świeżą rzetelność w poznawaniu kogoś tak Wyjątkowego jak Jezus Chrystus!
Jezus pełen niezliczonych skarbów – tak bardzo fascynujący Nikodema i tym bardziej Piotra – winien i nam jawić się jako ktoś, kogo poznaliśmy w stopniu raczej niewielkim, by nie powiedzieć minimalnym. I nie powinniśmy mniemać, że oto w kimś innym niż Jezus Chrystus (tym mniej w czymś innym niż Jego Ewangelia) znajdziemy upragnione dobro i olśniewające piękno oraz wytęsknioną miłość!
Od Nikodema warto pobrać jeszcze jedną lekcję i pilnie nauczyć się czegoś, co dzisiaj na dużą skalę zatracane jest za sprawą wszelkich odmian „celebrowanego” relatywizmu i lekceważenia czegoś tak fundamentalnego, jak wnioskowanie ze skutku o przyczynie! To Nikodemowe „coś”, to po prostu konsekwentne i uczciwe wnioskowanie z niezwykłych czynów Jezusa o „niezwykłości” i wyjątkowości Osoby Jezusa! Tę wyjątkowość dookreślił św. Piotr, otrzymawszy od Ojca objawienie o Synu.
Zwykłe „wnioskowanie”…
W pewnym sensie niezależnie od wszelkich myślowych zawirowań (np. relatywizm, agresywny sekularyzm, lekceważenie mądrości i zasad zdroworozsądkowych, itp.) mamy, jako wierzący, nieustanny dostęp do osoby Jezusa. Możemy w każdej chwili wejść do Jego szkoły, a słuchając Go, patrząc na Jego czyny, mądrze i precyzyjnie wnioskować, wyciągać (jak Nikodem, jak Piotr) rewelacyjne wnioski…
Znakomitą szkołą, w której – w ciszy, na medytacjach i kontemplacjach ewangelicznych – można uczyć się poznawać Jezusa, miłować Go i iść Jego drogą, są Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli, zwane potocznie Rekolekcjami Ignacjańskimi. W tej szkole („ufundowanej” przez wielkiego mistyka Ignacego Loyolę) nie można spodziewać się doświadczeń w ścisłym sensie mistycznych; można jednak spodziewać się hojnego udzielania się Boga, a dokładniej tego, że On ogarniać będzie swoją Miłością i sposobić do lepszej służby Jemu. Pomoże też uporządkować bezładne życie.
…i mistyka
A gdy chodzi o jakiś ożywczy powiew mistyki, to (choć można by odwołać się do raczej powściągliwych świadectw św. Ignacego) posłuchajmy, jakie cudne rzeczy daje poznać Bóg św. Faustynie Kowalskiej: „Są w życiu chwile i momenty poznania wewnętrznego, czyli światła Boże, gdzie jest dusza pouczona wewnętrznie o takich rzeczach, których ani nie wyczytała w żadnych książkach, ani ją nikt o tym nie pouczył z ludzi. Są to chwile wewnętrznych poznań, których Bóg sam udziela duszy. Są to wielkie tajemnice… Często otrzymuję światło i poznanie wewnętrznego życia Boga i [poznaję] wewnętrzne usposobienie Boże, i to mnie napełnia niewypowiedzianą ufnością i radością, której pomieścić w sobie nie mogę, pragnę się rozpłynąć cała w Nim”( Dzienniczek 1102).
„O Boże niepojęty. Jak wielkim jest miłosierdzie Twoje, przechodzi wszelkie pojęcie ludzkie i anielskie razem; wszyscy aniołowie i ludzie wyszli z wnętrzności miłosierdzia Twego. Miłosierdzie jest kwiatem miłości; Bóg jest miłością, a miłosierdzie jest Jego czynem, w miłości się poczyna, w miłosierdziu się przejawia. Na co spojrzę, wszystko mi mówi o Jego miłosierdziu, nawet sama sprawiedliwość Boża mówi mi o Jego niezgłębionym miłosierdziu, bo sprawiedliwość wypływa z miłości” (Dz 651).