Pierwszym i najważniejszym owocem odprawienia całych Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli winno być przede wszystkim głębokie pragnienie modlitwy, które byłoby stopniowo wcielane w naszą codzienność. Ćwiczenia duchowe pomagają nam rozeznawać nasze warunki życiowe oraz wezwania i natchnienia, poprzez które Bóg zaprasza nas do coraz głębszego zjednoczenia z Nim.
Najbliższe trzy rozważania poświęcimy modlitwie. W obecnej konferencji będziemy mówić o potrzebie poświęcenia czasu oraz pielęgnowaniu pragnień modlitwy. W następnej będziemy mówić o potrzebie czy wręcz konieczności modlitwy dla naszego życia. W trzeciej konferencji zaś będziemy mówić o metodach modlitwy, dzięki którym możemy coraz pełniej łączyć modlitwę z naszym życiem.
1. Modlitwa wymaga czasu
Życie modlitwy wymaga czasu. Od wszystkich: od duchownych i od świeckich. Modlitwa wymaga czasu, ponieważ Bóg działa w czasie. Sam istniejąc od wieków umieścił człowieka w czasie.
Modlitwą zostaje objęty cały czas człowieka. Zawsze się módlcie i nigdy nie ustawajcie — mówi Jezus (por. Łk 18, 1). Modlitwa nie jest tylko zbiorem pojedynczych aktów, ale jest wierną relacją, trwałą więzią pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
Modlitwa, tak samo jak ludzka miłość, wymaga czasu. Nierzadko dobrze zapowiadające się małżeństwa, rodziny, przyjaźnie rozpadają się właśnie dlatego, iż kochającym się osobom brakuje czasu dla siebie. Pełna spontaniczności miłosna fascynacja łatwo zamiera, jeżeli nie podtrzymuje jej i nie rozwija wzajemne obcowanie i dialog.
Modlitwa posiada swój dynamizm. Jeżeli pragniemy, aby życie duchowe rozwijało się w nas, trzeba go odkryć i uszanować. Wejść w życie modlitwy, to wejść na drogę. Chrześcijaństwo jest drogą. Droga modlitwy wymaga czasu poświęcanego jej systematycznie i regularnie. Niemowlę nie może w jednym dniu nasycić się miłością matki na kilka tygodni. Ono potrzebuje jej codziennej obecności, rozmowy, codziennej pociechy i ciepła. Człowiek przed Bogiem jest jak niemowlę u swej matki i potrzebuje również co dzień Jego obecności i miłości.
Jak modlić się regularnie w naszym codziennym zabieganym życiu? Jak wykroić czas na systematyczną modlitwę w nadmiarze zajęć i obowiązków, którymi nierzadko czujemy się przytłoczeni?
Oto, jaką radę daje doświadczony ojciec duchowny człowiekowi bardzo zapracowanemu, który nosi jednak w sobie głębokie pragnienie modlitwy:
Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasięgnięcia rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozsądną porę, a gdy to zrobisz, trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl się zawsze o tej samej porze. Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych, kiedy zbliża się ta pora. Po prostu niech wtedy będzie dla ciebie niemożliwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawała ci się pilna, ważna i decydująca. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli się przekonasz, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich rozstrzygnąć w tym czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: Ponieważ nie mam teraz nic do roboty, mogę się modlić. I tak modlitwa stanie się równie ważna jak jedzenie i spanie; wolny czas, przeznaczony na to stanie się czasem uwalniającym, do którego przywiążesz się w dobrym sensie tego słowa (H. J. M. Nouwen).
Powyższa propozycja z pewnością jest bardzo trudna, szczególnie wówczas, gdy prowadzimy nieregularny, a może nawet chaotyczny tryb życia. Ale odczucie, że dłuższa, regularna, codzienna modlitwa jest w naszym życiu rzeczą nierealną, może być oznaką, iż zepchnęliśmy modlitwę na margines naszego życia. Takie odczucie mówi nam również, że wiele mamy jeszcze do zrobienia, aby przywrócić modlitwie jej właściwe miejsce.
Potrzebę systematyczności w modlitwie dobrze podkreśla słowo ćwiczenia, często używane przez św. Ignacego Loyolę w jego książeczce Ćwiczeń duchownych. Pod mianem Ćwiczenia duchowne — pisze św. Ignacy — rozumiem wszelki sposób odprawiania rachunku sumienia, rozmyślania, kontemplacji, modlitwy ustnej i myślnej. (…) Albowiem jak przechadzka i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak podobnie ćwiczeniami duchownymi nazywam wszelki sposób przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszelkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu do szukania i znalezienia woli Bożej (ĆD, 1).
Nie tylko sport, ale każda inna dziedzina życia, w której pragniemy być kompetentni, wymaga ciągłych ćwiczeń. Jeżeli pragniemy wzrastać w modlitwie, trzeba się nam w niej ćwiczyć. Modlitwa odruchowa i spontaniczna winna być dopełnieniem modlitwy regularnej i systematycznej. Nie można przeciwstawiać potrzeby spontaniczności w modlitwie potrzebie systematyczności i wysiłku. Obie potrzeby są ważne. Dopiero wówczas, kiedy spotkają się w nas te dwa nurty modlitwy, możemy mówić o pełnym życiu modlitwy.
Modlitwa odruchowa i spontaniczna będzie w nas coraz głębsza, jeżeli równocześnie będziemy systematycznie podejmować ćwiczenie się w modlitwie. Wrażenie, jakie towarzyszy wielu ludziom, iż można w modlitwie odwołać się tylko do spontaniczności, jest złudne i prowadzi do zamierania w człowieku pragnienia modlitwy.
2. Modlitwa domaga się walki
Modlę się kiedy mam ochotę! Dlaczego mam się modlić na siłę, wbrew sobie? Takie stwierdzenia wydają się być bardzo humanitarne i bardzo ludzkie. Zawierają one jednak w sobie pułapkę. Oto pewna analogia mogąca nam pomóc zrozumieć istotę tej pułapki.
Czyż w sytuacji konfliktu w małżeństwie, w rodzinie, w przyjaźni możemy powiedzieć podobnie: Dlaczego mam kochać wbrew sobie? Dlaczego mam przebaczyć na siłę? Jeżeli pragniemy uzdrawiać, a przez to pogłębiać nasze więzi z ludźmi, których kochamy, trzeba nam pokonywać wiele oporów na siłę, wbrew sobie. Podobnie, jeżeli chcemy pogłębiać naszą więź z Bogiem, trzeba nam się modlić nieraz wbrew sobie. I chociaż pojęcie modlitwy wbrew sobie nie oznacza jedynie woluntarystycznego wysiłku, to jednak naprowadza nas ono na potrzebę zaangażowania, ofiary i walki wewnętrznej w nawiązywaniu naszej więzi z Bogiem.
Ojcze, która cnota lub dzieło jest najtrudniejsze ze wszystkich? — zapytali mnisi sławnego z mądrości ojca pustyni, Agatona. Ten odrzekł: Wybaczcie — wydaje mi się, że nie ma trudu tak wielkiego jak modlitwa. Bo zawsze, kiedy człowiek chce się modlić, nieprzyjaciele starają się mu przeszkodzić. Wiedzą bowiem, iż mogą mu zaszkodzić tylko wówczas, kiedy powstrzymają go od modlitwy. I w każdym innym ćwiczeniu, jakiego by się człowiek podjął, jeżeli jest wytrwały, zdobywa łatwość. W modlitwie zaś, aż do ostatniego tchu potrzeba walki.
Stwierdzenie, iż w modlitwie aż do ostatniego tchu potrzeba walki, może wydać się nam przytłaczające i pełne pesymizmu. Kiedy jednak głębiej zastanawiamy się nad ludzkim życiem, dochodzimy do wniosku, iż wiele ważnych dla człowieka spraw potrzebuje walki aż do ostatniego tchu. To samo stwierdzenie możemy odnieść do ludzkiej miłości. Ona także wymaga walki aż do ostatniego tchu. Nierzadko rozbicie małżeństwa, rodziny, przyjaźni, wspólnoty wynika właśnie z tego, iż łatwo popada się w rezygnację i nie walczy się o prawdziwe oddanie, o wzajemną ofiarność, przezwyciężenie urazów, o wzajemny dialog. Na pytanie, czy walka o prawdziwą miłość jest tylko udręką, może odpowiedzieć sobie tylko ten, kto naprawdę kocha.
Zakochani młodzi ludzie, kochający się małżonkowie, kochający swoje dzieci rodzice, a przede wszystkim mistycy wiedzą najlepiej, iż jarzmo walki o miłość jest słodkie, a jej ciężar jest lekki. W modlitwie aż do ostatniego tchu potrzeba walki, bo modlitwa jest także wyrazem miłości. O naszą odpowiedź dawaną Bogu i o wierność w niej trzeba walczyć. Tylko ci, którzy znają naprawdę życie ludzkie wiedzą dobrze, iż wierność w miłości, jakiejkolwiek miłości, nie jest tanią cnotą, za którą wystarczy zapłacić odrobiną dobrej woli.