3. Sen Jezusa w łodzi
Kiedy na jeziorze szalała burza i uczniowie byli pełni niepokoju i lęku, Jezus spał w łodzi. Chrystus choć spał ze zmęczenia, był jednak obecny wśród uczniów. Do Jezusa śpiącego w łodzi możemy odnieść słowa Pieśni nad Pieśniami: Ja śpię, lecz serce me czuwa (Pnp 5, 2). Jezus śpiąc czuwa dyskretnie, czuwa delikatnie, czuwa z oddali.
Na kartach Ewangelii możemy odnaleźć jakby podwójną obecność Jezusa. Z jednej strony Chrystus działa, jest aktywny, jest zewnętrznie zaangażowany. Głosi Dobrą Nowinę, uzdrawia, wskrzesza umarłych, ucisza burzę na morzu, karmi tłumy chlebem, odwiedza przyjaciół, rozmawia, pociesza, karci. W tym pierwszym sposobie obecności Jezusa łatwo dostrzega się Jego Boską moc pracującą w Jego człowieczeństwie. Jego człowieczeństwo objawia wówczas Jego Bóstwo.
W Ewangelii spotykamy jednak także drugą formę obecności Jezusa. Jest to obecność bardziej pasywna, jakby bierna, milcząca; Chrystus oddala się od tłumów i swoich uczniów na nocną modlitwę lub odpoczynek, słucha, patrzy i obserwuje, śpi; wycofuje się i ucieka, kiedy przychodzi zagrożenie.
Milcząca i pasywna obecność Jezusa objawia się najpełniej w czasie Jego męki i śmierci. Zachowuje się On jak cichy baranek także wówczas, kiedy jest obrażany, maltretowany, biczowany, cierniem koronowany, krzyżowany. Jezus pokornie przyjmuje mękę i śmierć jako wolę swojego Ojca. Gdy Jezus jest obecny w ów drugi sposób, Jego Bóstwo jakby ukrywa się za zasłoną człowieczeństwa; Jezus wydaje się wówczas być bezsilny. Chrystus śpiący w łodzi wydaje się być nieobecny.
W obecnej modlitwie kontemplujmy oba sposoby obecności. Patrzmy z uwagą na Jezusa, który działa, jest aktywny, spieszy się, przemawia z zaangażowaniem, uzdrawia, wypędza kupców ze świątyni, gwałtownie napomina, pociesza. Ale przypatrujmy się też z uwagą Chrystusowi trwającemu w milczeniu i ciszy, zamyślonemu, Temu, który płacze, wypoczywa lub śpi.
Popatrzmy także z uwagą i miłością na Jezusa, który pozwala, aby Go obrażano, oskarżano, wyśmiewano, biczowano, krzyżowano. Prośmy, aby sam Chrystus objawił nam pełnię swojej obecności. Prośmy też, abyśmy odkryli i docenili tę drugą obecność — bardziej niewidoczną, bardziej dyskretną. Prośmy, byśmy poznali jej najgłębszy sens i znaczenie dla naszego życia duchowego.
4. Moje doświadczenie obecności Jezusa
Nasze doświadczenie Jezusa posiada również podwójny charakter. Z jednej strony doświadczamy działania Jezusa w sposób wyraźny, jasny, mocny, aktywny. Jego działaniu i obecności towarzyszą wówczas silne przeżycia emocjonalne, stany pocieszenia, pewności wewnętrznej, silnej nadziei i odwagi.
Pod wpływem Jego obecności i Jego działania rodzą się w nas silne pragnienia wewnętrzne, podejmowane są ważne decyzje życiowe, konkretne czyny i działania. W takich chwilach mocno doświadczamy sensu i celu obecności Jezusa w naszym życiu. Mamy wówczas silne poczucie bezpieczeństwa. Jasno i wyraźnie widzimy, iż nasza wiara w Jezusa ma sens i jest — mówiąc prostym językiem — bardzo przydatna do życia.
W obecnej kontemplacji spróbujemy odkryć tę właśnie wyraźną obecność Jezusa w naszym życiu. Chciejmy dostrzec, zauważyć mocne uczucia, które towarzyszyły takiej obecności Jezusa. Być może były to ważne i przełomowe momenty życia, chwile decydujące o kształcie całego życia, chwile decydujące o kształcie życiowego powołania. Spróbujmy przywołać te momenty obecności Jezusa, chciejmy je przeżyć ponownie. Spróbujmy jeszcze raz powrócić do tych głębokich przeżyć. Dziękujmy Bogu za nie.
Z drugiej strony Jezus ofiaruje nam także inny rodzaj swojej obecności. Jest to obecność cichego, pokornego Baranka Bożego, na którym spełnia się proroctwo Izajasza: Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich (Iz 53, 7).
Przypomnijmy sobie te momenty naszego życia, w których doświadczyliśmy Jezusa jako milczącego Baranka Bożego. Być może wołaliśmy głośno o jakiś znak, a On zdawał się być głuchy, nieobecny; być może prosiliśmy usilnie o jakiś cud, a On okazał się bezsilny. Być może prosiliśmy o uzdrowienie własne lub kogoś bliźniego, a On zdawał się być niewrażliwy. Kiedy ktoś śpi, zdaje się nic nie słyszeć, nic nie rozumieć, nic nie czuć. Takiej milczącej obecności Jezusa doświadczyła bardzo boleśnie kobieta kananejska. Kiedy usilnie wołała: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem (Mt 15, 22–23).
Kiedy łupinka orzecha naszego życia jest zagrożona, wydaje się nam, że Jezus powinien być obecny w sposób bardzo aktywny, widoczny dla naszego ludzkiego oka. Sądzimy wówczas, że powinien działać mocno i wyraźnie. Wydaje się także, iż konieczne są nam jasne znaki i mocne gesty. Nie uspokaja nas sama obecność Jezusa jako cichego Baranka Bożego. Brakuje nam wówczas wyraźnego oparcia w znakach zewnętrznych, ponieważ zbyt łatwo lekceważymy ciche i delikatne natchnienia wewnętrzne. Odruchowo rodzi się więc bunt przeciwko tej biernej, pasywnej obecności Jezusa. Rodzi się też podejrzenie, iż Jezus jest nieczuły i niewrażliwy. Jezus śpiący w łodzi wydaje się być obojętny na ludzki los. Ewangelista Marek szczerze opisuje, iż taka właśnie pretensjonalna i oskarżająca była reakcja uczniów wobec Jezusa śpiącego w łodzi. Mówili oni do Niego: Panie, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?
W chwilach zagrożenia jesteśmy kuszeni, by uwierzyć naszym odczuciom lęku, które zapowiadają nasz rychły koniec. Uczucia te mówią nam, że giniemy. Pod ich wpływem niecierpliwie budzimy Jezusa i usiłujemy Go przekonać o potrzebie nagłej interwencji. Chcemy dyktować Mu, jak winien się zachować; kiedy i jak powinien przyjść nam z pomocą; jakie gesty i znaki winien wykonać itp. Z budzeniem Jezusa łączą się nasze pretensje i oskarżenia. Zdajemy się powtarzać za uczniami: Panie, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?
Jezus pozwala się uczniom obudzić. I w tym właśnie fakcie przejawia się Jego Boska pokora. Daje się przekonać, że Jego milcząca obecność uczniom już nie wystarcza.
Chrystus wsłuchuje się w słowa uczniów zarówno wtedy, kiedy wyrażają one pokorną, cichą i uległą prośbą, jak i wtedy, kiedy są wyrazem ich żalów, pretensji czy wręcz wewnętrznego buntu. Jezus wie, że chociaż nie wiedzą, co mówią, to jednak przemawiają do Niego z całym zaufaniem, na jakie ich w tym momencie stać.
Prośmy o głębokie doświadczenie Jezusa jako cichego Baranka. Prośmy także o wiarę, że pomimo braku namacalnych dla nas znaków Jego aktywności w niektórych chwilach naszego życia, On jest obecny, On czuwa, On kocha, On działa. Przywołując w naszej pamięci konkretne burze naszego życia, wyraźmy wiarę, iż Chrystus był z nami obecny ze swoją nieskończoną miłością także wówczas, kiedy rodziły się w nas odczucia oddalenia i obcości.
5. Cud uzdrowienia serca
Zauważmy, w jaki sposób Jezus zaczyna działać, kiedy uczniowie Go obudzili. Nie zwraca najpierw uwagi na zagrożenia zewnętrzne: na przeciwny wiatr, na wzburzone fale jeziora, na wodę zalewającą łódź. Jezus zwraca uwagę na niewiarę uczniów. Chrystus zaczyna działać, ale nie według programu uczniów. Najpierw mówi im o rzeczywistym zagrożeniu, jakim jest dla nich ich mała wiara: Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary? Pierwszym zagrożeniem dla człowieka nie są niebezpieczeństwa płynące ze świata zewnętrznego, ale niebezpieczeństwa płynące z zalęknionego i niewiernego serca. Pierwszym zagrożeniem dla nas nie jest sama burza, ale lękliwy sposób jej przeżywania. Pierwszym zagrożeniem dla człowieka jest jego postawa odgradzania się od Boga i zamykania się w sobie samym.
Wewnętrzna przemiana człowieka nie rozpoczyna się od uciszenia zewnętrznych fal, na które często nie mamy wpływu, ale od uciszenia serca. Podstawowy błąd, jaki nieraz popełniamy, polega na tym, że w uzdrowieniu wewnętrznym zaczynamy najpierw zwracać uwagę na zewnętrzne reakcje, zachowania, odczucia. Usiłujemy najpierw zmienić rzeczy zewnętrzne, nie dotykając naszego serca.
Jezus ucisza burzę na życzenie uczniów. Potem wstał, rozkazał wichrom, jezioru, i nastała głęboka cisza. Tego właśnie oczekiwali uczniowie. To wydawało im się konieczne. I Jezus uczynił to, o co Go usilnie prosili. Jezus może zrobić w nas tylko to, na co jesteśmy otwarci i o co Go wyraźnie prosimy. Jezus może uzdrowić w nas tylko to, co Mu przedstawiamy jako przyczynę naszego nieszczęścia. Chrystus nie mógł natomiast uzdrowić niewiary uczniów, nie mógł uzdrowić ich z ich lęków, ponieważ nie doświadczali jeszcze takiej potrzeby w sobie. Na cud uzdrowienia serca z lęku jeszcze się nie otworzyli.
Cud uciszenia burzy na jeziorze jest jednak tylko rozwiązaniem doraźnym, chwilowym. Cisza na jeziorze nie stała się wieczną ciszą. Pan Jezus swoim jednorazowym uciszeniem burzy nie zmienił praw przyrody. Zmiany warunków atmosferycznych powodowały kolejne burze. Uzdrowienia z chorób ciała, wskrzeszania umarłych były także chwilowymi cudami. Uzdrawiani i wskrzeszani do życia umierali jak wszyscy inni ludzie.
Burze na jeziorze istniały i będą istnieć. Uczniowie nie rozumieli jednak, że problemem ich życia nie są burze na jeziorze, ale burze w ich zalęknionych sercach. Jezus uciszył burzę na jeziorze, ale nie mógł jeszcze uciszyć serc Apostołów. Ten zasadniczy cud dokona się znacznie później już po Zmartwychwstaniu Mistrza.
O ile cud uciszenia burzy na jeziorze był doraźny, przejściowy, o tyle cud uzdrowienia serca mógłby być cudem trwałym. Kolejne burze na morzu ich życia wywoływały kolejne lęki. Natomiast uzdrowienie serca sprawiłoby, że kolejne burze przeżywane byłyby przez nich już inaczej; nie byłyby bowiem okazją do objawiania się ich ludzkich lęków, ale okazją do wzrostu ich małej wiary.
W obecnej kontemplacji prośmy Jezusa, aby był dla nas pomocą i ratunkiem w chwilach zagrożenia i niepewności; prośmy także, aby nieustannie leczył nasze serca z niewiary i nieufności. Módlmy się również, aby cud uzdrowienia serca był dla nas ważniejszy, niż doraźna pomoc w trudnych chwilach.
6. Kimże On jest?
Uczniowie pytają: Kimże On jest, że nawet wichry i jeziora są Mu posłuszne? Fakt, że wichry i jeziora są posłuszne swemu Stwórcy, jest prostym, jakby oczywistym cudem. Natura nieożywiona musi być posłuszna swojemu Panu.
Gdyby uczniowie przeżyli burzę w pełnym zaufaniu Jezusowi, wówczas mogliby zadać inne pytania: Kimże On jest, że człowiek w swojej wolności jest Mu posłuszny i oddaje Mu całe swoje życie? Kimże On jest, że mamy kochać Go całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem? Kimże On jest, że mamy żyć tak, jak On żyje? Kimże On jest, że Jego życie staje się dla nas najwyższym kryterium wszystkich wyborów, decyzji i planów życia?
Pytanie: Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne? — jest początkiem innego pytania: Kimże On jest w moim życiu? Jakie zajmuje miejsce i jaką spełnia On rolę? Udzielmy Jezusowi odpowiedzi na te pytania zgodnie z tym, co dyktuje nam nasze serce.
Na zakończenie kontemplacji prośmy Jezusa, aby nurtowało nas wewnętrzne pytanie: Kimże On jest? Módlmy się, by pytanie to stało się jedną z najważniejszych spraw naszego życia. Prośmy jednak, abyśmy w szukaniu odpowiedzi na nie umieli być nie tylko wierni, uczciwi i ofiarni, ale także cierpliwi i pokorni. Odpowiedź na pytanie, kim jest Jezus, przyjdzie bowiem nie tylko dzięki naszym duchowym zmaganiom, ale w równej mierze dzięki Jego łasce.