Gdy w naszym życiu zdarzyło się coś, co wywołało uraz bez końca opowiadamy o tym zdarzeniu znajomym i dokonujemy wyboru, w jaki sposób sobie radzić. Ludzie najczęściej wybierają drogę zgorzknienia, wpadając w pułapkę prób zrozumienia przyczyn danego zdarzenia. Myślą, że jeśliby tylko mogli zrozumieć, dlaczego drugi człowiek im to zrobił, to mogliby nad tym zapanować i wyzwolić się z tego.
W pogoni za zrozumieniem motywów, ci którzy idą tą drogą, często wahają się pomiędzy oskarżaniem drugiego za wyrządzone zło i usprawiedliwianiem go za to. Musi być jakiś powód, myślą, i szukają nowych informacji, które rzekomo pomogłyby rozwiązać problem. Chociaż znaleźliby jednak jakieś nowe dane, które dowodziłyby winy drugiej osoby, pozostaje wciąż wystarczająco dużo wątpliwości, by w dalszym ciągu prowadzić poszukiwania. Nawet jeśli nowe informacje wykażą częściowe usprawiedliwienie drugiego, ból związany ze sprawą przetrwa. Tam i z powrotem, ludzie ci balansują pomiędzy usprawiedliwianiem i oskarżaniem w samonapędzającym się cyklu.
Obsesja na punkcie zdarzenia
W rezultacie, potrzeba dociekania przyczyn prowadzi człowieka do obsesji na punkcie traumatycznego zdarzenia. S. jest przykładem tego, co może się stać, gdy osoba jest zdeterminowana przez potrzebę zrozumienia rzeczy, których do końca zrozumieć nie można. Wraz z mężem J. zgłosiła się do poradni dwa lata po odkryciu przez nią romansu męża. Kiedy S. poinformowała go, że wie o jego zdradzie, od razu przyznał się do wszystkiego i całkowicie zaprzestał widywać tę drugą kobietę. Zdemaskowanie swego podwójnego życia J. przyjął niemalże jak wyzwolenie.
Jak to często bywa, niewierny mąż był pełen poczucia winy i odpowiadał na wszystkie pytania żony, ciągle dodając daleko więcej szczegółów niż powinna wiedzieć. Stąd, im więcej wiedziała, tym więcej trudu kosztowało ją pogodzenie się z tym oraz tym bardziej zapadało to w pamięć. Nic jednak nie mogło jej powstrzymać od zadawania pytań. S. chciała wiedzieć, dlaczego J. zrobił jej taką krzywdę, ale on nie dawał nigdy satysfakcjonującej odpowiedzi.
Skoro J. nie potrafił podać wystarczającego powodu, dlaczego miał romans, S. postanowiła umówić się z jego kochanką w barze. Przygotowała listę pytań. Odpowiedzi na nie dostarczyły jej daleko więcej informacji niż mogła przyswoić bez dodatkowej dawki przykrości. Po raz kolejny umówiła się więc z byłą kochanką J. i miała w zanadrzu nową listę pytań. Za drugim razem podobnie, odpowiedzi kobiety nigdy nie zbliżyły się nawet do oczekiwanych przez S. konkretnych powodów: „dlaczego”, które z desperacją chciała znać. Gdy J. starał się skłonić ją do zaprzestania ciągłego powracania do tematu, myślała, że w ten sposób próbuje się wywinąć z odpowiedzialności za swoje zachowanie. W końcu J. nauczył się trzymać język za zębami.
Po jakimś czasie S. zadecydowała, że oboje z mężem powinni udać się do poradni małżeńskiej. Miała przy tym nadzieję, że terapeuta będzie w stanie pomóc jej zrozumieć, dlaczego J. zrobił coś tak okropnego. Na początku starałem się odpowiadać na pytania, które stawiała mi S., lecz nic z tego, co mówiłem, nie satysfakcjonowało jej w pełni. W końcu powiedziałem jej, że to czego szuka, nie istnieje. Nigdy nie będzie istnieć satysfakcjonująca odpowiedź na pytanie, dlaczego jeden z małżonków oszukuje drugiego. Nawet jeśli tak jest, zaczynałem odczuwać sympatię dla J. Przez prawie cztery lata płacił ogromną cenę za swoje nieodpowiednie i głupie zachowanie. S. natomiast utknęła na drodze wiodącej donikąd, a jedynie przysparzającej więcej cierpienia.
Problem zawstydzenia
Zachowanie S. może być interpretowane jako wysiłek zmierzający do wyrównania rachunków z mężem. Ja jednak nie wierzę, że takie były motywy jej postępowania. Co jednak mogło zmusić ją do ponad czteroletniego dochodzenia i ciągłego przesłuchiwania J? S. mogła być zmotywowana zawstydzeniem, które odczuła w związku z romansem męża. Choć wygląda to całkiem irracjonalnie, zdradzany partner często boryka się z obwinianiem się. Często wywołuje to całkowite zakłopotanie wobec ustalenia odpowiedzialności za to, co się wydarzyło. Osoba zdradzona przeczuwa, że sama jakoś się nie sprawdziła jako partner, budząc we współmałżonku potrzebę zwrócenia się do kogoś innego.
Tak długo jak S poszukiwała powodów po stronie J, nie musiała przyznać się do nawiedzających ją przeczuć o niej samej. Nie musiała mierzyć się z pytaniami takimi, jak: „Jak to się stało, że tak bardzo zawiodłam go jako żona i gdzie indziej musiał poszukiwać szczęścia?” lub „Dlaczego nie byłam dla niego wystarczająco dobra, by go zatrzymać w domu?”. Te onieśmielające myśli mogły być skutecznie wypychane z jej świadomości, dopóki nieustannie koncentrowała się na zrozumieniu, dlaczego J. postąpił tak podle. Choć obsesja na punkcie zrozumienia zdarzenia ma niekiedy więcej niż jeden cel, to dopóki S. nie zgodzi się na zaakceptowanie problemu zawstydzenia, będzie stawała się coraz bardziej uwikłana w ścieżkę, która prowadzi tylko do zgorzknienia. Z biegiem czasu uczucia zawstydzenia wzmagają się i wymagają coraz większego wysiłku z naszej strony, by je trzymać wystarczająco z daleka. Oznacza to, że poszukiwania motywów mogą zbyt łatwo przerodzić się w poszukiwania zemsty.
Poszukiwanie wyrównania / rewanżu
Obsesja na punkcie przykrego zdarzenia może w końcu doprowadzić do roszczeń wyrównania zaciągniętego długu. Ostatnio rozmawiałem z parą, która, jak się wydawało, przybyła do poradni z powodu romansu żony, który miał miejsce dwa lata temu. Potrzeba było czasu, zanim dowiedziałem się więcej o ich historii. Byliśmy już na dobrej drodze, gdy nagle coś wywołało gniew żony na męża w związku z jego romansem, jaki miał dziesięć lat wcześniej. On ze swej strony rozgniewał się na żonę za „ponowne wyciąganie tej sprawy” i wkrótce oboje zaczęli tracić nad sobą kontrolę. Kiedy udało się nam uspokoić, zdaliśmy sobie sprawę, że zajmujemy się nie jedną, a dwiema sprawami. Kiedykolwiek udawało się nam postąpić w rozwiązywaniu jakiejś sprawy, jedno z małżonków wybuchało w związku z czynem drugiego i oboje wpadali w ożywione dyskusje na temat, kto kogo bardziej skrzywdził.
Małżeństwo to dziesięć lat wcześniej wybrało drogę zaprzeczania odnośnie do zdrady męża, jednakowoż grzebiąc w sobie urazę i uprzedzenie, które łatwo wypływają na powierzchnię, kiedykolwiek starają się rozwiązywać aktualny problem niedawnej zdrady żony. Deklarują, że chcą sobie nawzajem przebaczyć, lecz za każdym razem, gdy już mają rozpocząć proces przebaczenia, jedno lub drugie zaczyna tupać nogą, domagając się odszkodowań za przeszłe urazy i odmawiając darowania drugiemu długu z przeszłości.
Izolacja i wycofanie
W rezultacie małżonkowie ci rozłączają się i izolują nie tylko od siebie nawzajem, ale także od grona przyjaciół. Stali się bowiem zakłopotani, że mimo tak dobrych początków w rozwiązywaniu problemu, tak im teraz ciężko.
Jest jednak jeszcze inny powód. Wybranie drogi zgorzknienia zawsze prowadzi do izolacji i samotności. Kiedy stajemy się obsesyjnie związani z przeszłymi zdarzeniami i nie możemy lub nie chcemy ich uzdrowić, tym samym odpychamy innych ludzi od siebie. Stajemy się tak pochłonięci przez to, co dzieje się w nas, że nieomal przestajemy troszczyć się o innych. Skupiamy całą uwagę na sobie, a raczej na przykrym zdarzeniu. Jedno czy drugie nie pozostawia już przestrzeni dla nikogo innego w naszym życiu, i jeśli po pewnym czasie zdamy sobie sprawę z tego, co zaszło, możemy być zbyt rozdrażnieni i zbyt zrażeni, by kochać.
Zgorzknienie
Z tego miejsca jest tylko jedna droga – w kierunku rozgoryczenia. Dlaczego ktoś chce tam się kierować? Ponieważ, niestety, bardzo łatwo jest to zrobić. Uczucia zgorzknienia są zbyt szybko uzasadniane. Jeśliby S. w pewnym momencie zauważyła, że przez te wszystkie lata marnowała czas na bezowocne poszukiwania, mogłaby z pewnością stwierdzić: „Tak, mam prawo czuć się rozgoryczona. Rozbił nasze małżeństwo, a wszystko, co zrobiłam było próbą uzdrowienia sytuacji i naprawienia zła. Niestety, nie wyszło. Chyba wszyscy mężczyźni są tacy sami. Są bezużyteczni i niewiarygodni! Czy ktoś nie byłby w tej sytuacji mniej zgorzkniały?”. Mogłaby więc całkowicie usprawiedliwić swe uczucia, jednakże prawda leżałaby gdzie indziej. S. stałaby się niewolnikiem przeszłości. Przywiązałaby się zupełnie do przykrych doświadczeń i jej życie zaczęłoby się stawać dużo uboższe niż Bóg chciał je uczynić. Nigdy nie przekonałaby się, czego mogłaby doświadczyć, gdyby wybrała uczciwą pracę nad przebaczeniem.
Więcej, Biblia przypomina nam, że trwanie w rozgoryczeniu dotyka także i ludzi żyjących dookoła nas. List do Hebrajczyków (12, 15) przestrzega, „aby jakiś korzeń gorzki, który wyrasta do góry, nie spowodował zamieszania, a przez to nie skalali się inni”. Prawdopodobnie J., jego dzieci i przyjaciele żyją teraz w podobnym stanie.
Mimo wszystko, nie musimy wcale podążać żadną z tych dróg. Jest bowiem trzecia droga. Możemy wybrać drogę przebaczenia.
Więcej w książce: Wybaczyć niewybaczalne – David Stoop