Nie bój się dołączyć do drużyny szaleńców, którzy nie boją się iść pod prąd. Jak Jezus i Stanisław. Nie bój się być inny niż wszyscy. Nie bój się słuchać swojego serca. Nie bój się.
Rodzina, jak rodzina: matka, ojciec, trzech braci, dwie siostry. Ojciec twardy, nie skory do okazywania uczuć, matka miała mało do powiedzenia. Materialnie nieźle im się powodziło.
W wieku 14 lat Stanisław jedzie do Wiednia, do szkoły. Cztery lata później umiera – już jako młody jezuita.
Nie chcę wam opowiadać słodkiej historii o słodkim młodzieniaszku, który tak był pobożny, że z tej pobożności szybko umarł. Dziś żyjemy w XXI wieku, inny jest świat, inne są problemy, którymi żyjemy. Co więc można powiedzieć o chłopaku żyjącym 400 lat temu?
Widzimy dziś w Ewangelii Jezusa, który ma 12 lat. Ta Ewangelia, nie mówi nam o słodkim nastolatku, który tylko się modli, nie mówi nam o Jezusku, który jest na każde zawołanie Maryi, nie mówi o jakimś nienaturalnym nastolatku, który nijak ma się do naszego życia.
Widzimy dziś Jezusa, który zwiewa rodzicom, znika na parę dni. Wiemy, co by się działo w naszych domach, gdybyśmy taki numer wywinęli. Domyślamy się, jak my byśmy zareagowali, gdyby zniknęły nasze dzieci.
Tymczasem Jezus odchodzi od swoich rodziców, ale idzie w swoja stronę. Nie znika, by wszystkim pokazać, co o nich sądzi. Ma cel, ma pragnienie. Coś w Jego sercu mówi Mu, że musi zaryzykować. Podejmuje wyzwanie, które później nazywa sprawami swojego Ojca.
Dla kogoś z zewnątrz mógł to być tylko wybryk ciekawskiego nastolatka, który, by sobie pogadać z uczonymi, oddala się od rodziców. Dla Niego samego było to zrealizowanie silnego pragnienia i poznanie, co jest Jego celem, co jest Jego drogą.
Podobnie ma się sprawa ze Stanisławem. Często postrzegamy go jako młodzieniaszka z pobożnie złożonymi rękoma, opisujemy go językiem wzniosłej religijności. Mówimy, że był wzorem pokory, czystości i modlitwy.
Tymczasem, prawda jest taka, że mamy do czynienia z człowiekiem niebanalnym. Człowiekiem, który, podobnie jak Jezus, ma cel. Który chce w swym życiu zrobić coś innego niż wszyscy jego kumple. Dobre wykształcenie i kariera stają przed nim otworem. Ale on zdobywa się na odwagę, by posłuchać swojego serca. Ona zaś mówi mu, by został jezuitą, nawet za cenę niezrozumienia i braku akceptacji rodziców.
Stają przed nami dziś dwie młode osoby, które trochę celowo odzieram ze świętoszkowatości, bo chcę byśmy zobaczyli, że chrześcijanin to ktoś, kto idzie za żywym człowiekiem, a nie za pobożnym życzeniem.
Wsłuchaj się w siebie. Postaraj się znaleźć odpowiedź na pytanie, co jest twoim pragnieniem, marzeniem. Nazwij swój cel.
A może nie masz żadnych pragnień, żyjesz z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie. Życie przecieka ci przez palce?
Nie wiem. Wiem jedno, że dziś jest dobry dzień na to, by zacząć pragnąć. By w swoim sercu wzbudzić duże pragnienia przygody, by zobaczyć, że pragnienia są po to, by je realizować, że są dla ludzi. Trzeba tylko chcieć. Nie bój się pragnąć. Nie bój się powiedzieć sobie i Bogu – chcę być człowiekiem przygody i pragnień, człowiekiem marzeń. Człowiekiem, który nie boi się zrobić czegoś wbrew wszystkim. Nie po to, by głupio zaznaczyć swoją obecność, ale by zawalczyć o swoje pragnienie i marzenie.
Nie bój się dołączyć do drużyny szaleńców, którzy nie boją się iść pod prąd. Jak Jezus i Stanisław. Nie bój się być inny niż wszyscy. Nie bój się słuchać swojego serca. Nie bój się.
Chce Wam powiedzieć, że odkąd poznałem Jezusa i za Nim poszedłem, uczę się dobrej ucieczki. Uczę się, żyć swoim życiem, uczę się uciekać – od swoich bliskich (by do nich często wracać), od swoich nałogów (by nie być niczyim niewolnikiem) od swoich przyzwyczajeń (by nie dać się rutynie).
Dlaczego Jezus? On nie pozwala mi brnąć w ślepe zaułki. On nie pozwala mi się poddawać. On jest takim Gościem, który, jak trzeba, mówi: „zmień kierunek”, „nie oszukuj się”.
Dołącz do Niego.