Czy nie wydaje się ojcu, że ważniejsze od organizowania specjalistycznego duszpasterstwa dla osób homoseksualnych byłoby raczej przygotować wszystkich księży do tego, aby umieli pomagać takim osobom?

Myślę, iż potrzebne jest jedno i drugie. Rzeczywiście jednak rzeczą pilniejszą byłoby lepsze przygotowanie ogółu księży do tego typu pracy. W moim odczuciu, księża mają na ogół małą świadomość, czym jest homoseksualizm i jak go traktować. Nie wszyscy może zdają sobie sprawę, że samej skłonności homoseksualnej nie można traktować w kategoriach moralnego zachowania.

Zauważmy, że homoseksualizm jest najpierw problem natury emocjonalnej, który trzeba traktować jako zranienie i ciężar. Ocenie moralnej podlega natomiast samo zachowanie, a nie istniejąca skłonność, która jest niezależna od ludzkiej woli. „List o duszpasterstwie osób homoseksualnych” stwierdza wyraźnie, że skłonność homoseksualna sama w sobie nie jest grzechem. Dodaje jednak, że jest ona „nieuporządkowana”, ponieważ może prowadzić do grzechu. Homoseksualiści jednak nierzadko czują się winni z powodu samej skłonności i spowiadają się z niej jako z grzechu. Spotkałem osoby homoseksualne, które zachowaniem niektórych księży w konfesjonale czuły się zranione. Stąd też istnieje konieczność budzenia większej wrażliwości duszpasterzy na ten problem. Sądzę też, że wielu księży obawiałoby się w otwarty sposób proponować pomoc duszpasterską osobom homoseksualnym tylko dlatego, by nie być oskarżonymi o jakieś związki ze środowiskiem homoseksualnym.

Czy „sławny” film „Ksiądz”, zdaniem ojca, nie pogłębił jeszcze tego typu lęków?

Z pewnością tak. W okresie wyświetlania filmu zdarzały się bowiem nieraz bardzo przykre zachowania niektórych młodych ludzi wobec księży „Bogu ducha winnych”. W samym jednak filmie uwagę zwraca nie tyle homoseksualizm, ile raczej cynizm religijny niemal wszystkich zasadniczych bohaterów, czy raczej ich twórców. Homoseksualizm „Księdza” jest jedynie pewnym zabiegiem na usługach owego cynizmu.

Zorganizowane środowiska homoseksualne twierdzą ciągle, że społeczeństwo odnosi się do nich w sposób nietolerancyjny. Co ojciec o tym sądzi?

Wydaje mi się, iż na ogół społeczeństwo Polskie jest dość tolerancyjne w wielu sprawach, także w problemach homoseksualnych. Nie sądzę, aby homoseksualiści w Polsce byli prześladowani czy też napiętnowani w jakiś sposób szczególny. Obok tolerancji istnieje jednak niski poziom świadomości, czym jest homoseksualizm i jak należy go traktować. Stąd też w bezpośrednim spotkaniu z osobami homoseksualnymi poddajemy się może niekiedy pewnym emocjom negatywnym, czym możemy rzeczywiście ranić te osoby. Pogardę, jaką mamy nieraz wobec samych siebie (szczególnie mężczyźni), usiłujemy przerzucać na osoby zranione w ten sposób. Nie są to jednak — w moim odczuciu — tak częste zachowania. Przy okazji dyskusji telewizyjnej nt. homoseksualizmu w WOT rozmawiałem z kierownikiem jednego z klubów homoseksualnych, który otwarcie deklaruje swoją orientacje. Na pytanie, w jaki sposób traktowany jest w swoim środowisku pracy, stwierdzał, iż ludzie odnoszą się do niego „zwyczajnie”. W tolerancji, o której mówimy, nie chodzi oczywiście o społeczną akceptację zachowań homoseksualnych, ale o akceptację samych osób zranionych w ten sposób. Wspomniany „List” Kongregacji Nauki Wiary broni osoby homoseksualne przed brakiem szacunku, przed poniżaniem czy też wyśmiewaniem ich ze strony społeczeństwa.

Jeżeli nawet przyjmie się, że w społeczeństwie istnieje zaledwie kilka procent osób o tendencji homoseksualnej (dokładne liczby zależą w dużym stopniu od sposobu rozumienia homoseksualizmu i kryteriów badań), to w skali kraju są to ogromne rzesze ludzi. Większa ogólna kultura w odnoszeniu się do tych osób być może przyczyniłaby się do tego, iż zorganizowane środowiska homoseksualne byłyby nastawione „mniej wrogo” wobec społeczeństwa.

Każda ze stron winna robić sobie swój „rachunek sumienia”. Środowiska homoseksualne mają także swoje „grzechy wobec społeczeństwa”. Jest nim przede wszystkim promocja zachowań homoseksualnych wśród młodzieży w niektórych pismach, w ulotkach itp. Promocja ta posiada niekiedy dość agresywną formę. Tak więc z jednej strony społeczeństwo winno dbać o większą kulturę w traktowaniu tych osób, ale z drugiej strony winno się bronić przed promocją „kultury homoseksualnej”, jako alternatywnej dla „kultury heteroseksualnej”.

Czy w Polsce mamy bądź będziemy mieli do czynienia z tego typu promocją zachowań homoseksualnych, jaka miała miejsce w Stanach Zjednoczonych od końca lat 60-ych?

Wydaje mi się, że nie. Polskie środowiska homoseksualne są raczej wyizolowane społecznie i nie posiadają aż tak wielkiego wpływu politycznego. I chociaż ich kilka pism znajduje się w kioskach w całej Polsce, to jednak kupują je przede wszystkim „ich klienci”. Wydaje się, że wśród części elit politycznych istnieje pewna tendencja do upolitycznienia problemu homoseksualnego. Niektórzy politycy mogą bronić środowisk homoseksualnych, ale chyba tylko dlatego, aby okazać się „nowoczesnymi”. Nie wydaje mi się natomiast, aby mieli oni jakiś szczególny interes polityczny w promowaniu homoseksualizmu w takim stopniu, jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych. Poza tym w Polsce istnieje, jak dotąd, zupełnie inny klimat wokół homoseksualizmu niż na Zachodzie. W okresie komunizmu środowiska te były niemal zupełnie „wygaszone” i żyły w swoim homoseksualnym podziemiu. Stąd wydaje mi się, że w Polsce polityk, który sam przyznałby się do takich skłonności, miałby raczej małe szanse na większe powodzenie. W Stanach Zjednoczonych natomiast stosunek do homoseksualistów posiada nierzadko konkretny, przeliczalny na głosy „interes wyborczy”.

W niedawno przeprowadzonych badaniach 75 % społeczeństwa w Polsce opowiedziało się przeciw umieszczeniu w przyszłej Konstytucji zapisu o orientacji homoseksualnej. Niektórzy traktują to jako wyraz wielkiej nietolerancji społeczeństwa. Jeżeli nawet ten „wysoki procent” wynika także z pewnej „nieświadomości problemu”, to jednak posiada on swoją wielką wartość. Jest to bowiem — w moim odczuciu — pewien odruch obronny społeczeństwa wobec promocji zachowań homoseksualnych. W taki właśnie sposób społeczeństwo stwierdza, iż nie życzy sobie „społecznego” propagowania „innej” orientacji seksualnej na równi z orientacją „normalną”. Jest to — moim zdaniem — wyraz „zdrowia społecznego”, a nie nietolerancji.

Posługujemy się pojęciami „tolerancja” — „nietolerancja” wobec osób homoseksualnych. Jak należy rozumieć te pojęcia?

Posługujemy się nimi, ponieważ używane są ono bardzo często w potocznym języku oraz w środkach społecznego przekazu. Należy jednak przyznać, iż użyte w ustach człowieka wierzącego może stać się mało precyzyjne. Może bowiem kojarzyć się z pobłażaniem moralnym dla zachowań homoseksualnych. Nie wydaje mi się jednak, aby należało walczyć z używanymi słowami czy pojęciami. Należy je raczej precyzować i wyjaśniać. Zamiast słowa „tolerancja” — „nietolerancja” może rzeczywiście lepiej byłoby powiedzieć „akceptacja” — „nieakceptacja”. Możemy też używać pojęć opisowych: „wobec osób homoseksualnych nie należy stosować oceny moralnej”.

Co znaczy nie stosować oceny moralnej do człowieka?

To znaczy nie potępiać go. Nie należy — jak mówi Jezus — „sądzić” ludzi. Należy bardzo wyraźnie oddzielić czyn od osoby. Mamy natomiast prawo stosować ocenę moralną do zachowań człowieka. Nie potępiać człowieka znaczy — nie przesądzać o jego subiektywnej odpowiedzialności moralnej. Oceniamy sam fakt, ale nie człowieka, jego moralną winę.

W tym kontekście zauważmy też, że „List” zachęca, by na drugiego człowieka nie patrzeć pod kątem seksualnym, ale widzieć w nim najpierw osobę. Myślę, że brak szacunku wobec osób homoseksualnych, czy wobec innych osób z trudnościami seksualnymi, wynika właśnie z tego, że nie umiemy patrzeć na nich jak na osoby, ale eksponujemy ich „wstydliwe” i „przykre” trudności. W tym wypadku trudności seksualne. Homoseksualiści nie są jakąś szczególną kategorią ludzi. Jest rzeczą zawsze bardzo krzywdzącą, kiedy szuflatkujemy ludzi według ich zranień. Ludzi z różnorakimi trudnościami i zranieniami jest wiele. Każdy z nas jest jakoś zraniony. Powinniśmy się uczyć patrzeć na każdego człowieka jak na osobę. Społeczeństwo szanując każdego, w tym również osobę homoseksualną, ma jednak prawo domagać się odpowiedzialnego zachowania od wszystkich. Nie jest więc wyrazem nietolerancji, kiedy społeczeństwo domaga się od osób homoseksualnych kultury społecznej i moralnej. Od ludzi brutalnych domagamy się powstrzymania się od agresji i nie jest to wyraz nietolerancji.

Dlaczego — zdaniem ojca — ten właśnie typ zranienia seksualnego jest dziś tak gorąco dyskutowany, nagłaśniany, eksponowany? Dlaczego patrzymy tak często na te osoby przez pryzmat ich zranień seksualnych?

Chyba między innymi dlatego, że seksualność, która ze swej istoty jest fenomenem bardzo delikatnym i intymnym, jest dziś zbyt eksponowana. Tymczasem seksualność jest „szóstą wartością” człowieka. Jest to wielka mądrość judeochrześcijańska. Dekalog wyraźnie wskazuje, że pierwsze jest: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie” (Wj 20, 3). Czwarte: „Czcij ojca twego i matkę twoją” (Wj 20, 12). Piąte: „Nie będziesz zabijał” (Wj 20, 13). Szóste: „Nie będziesz cudzołożył” (Wj 20,14). Siódme: „Nie będziesz kradł” (Wj 20, 15). W przykazaniach mamy więc ściśle określoną hierarchię wartości. Przed zakazem nadużywania seksualności, jest nakaz szacunku dla rodziców oraz szacunku dla życia ludzkiego. Wszystkimi zaś nakazami i zakazami rządzi sam Bóg. To On właśnie daje człowiekowi wszystko: rodzinę, życie, seksualność, świat rzeczy materialnych. Kiedy „szóste” staje się pierwsze, wówczas w życiu człowieka wkracza nieporządek i chaos. Zlekceważona i poniżona zostaje wówczas rodzina, życie człowieka a także sama seksualność. Na tym właśnie zachwianym systemie wartości bazuje współczesna „alternatywna kultura” — homoseksualna. To ona właśnie najpierw tak gorąco dyskutuje, nagłaśnia i eksponuje „szósty” problem.

Jeżeli odrzucimy pierwsze przykazanie: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie” to słusznie rodzą się w nas podstawowe pytanie: dlaczego w ludzkiej miłości jedynym odniesieniem dla mężczyzny ma być kobieta? Dlaczego nie może być nim drugi mężczyzna, czy też dla kobiety druga kobieta? Dlaczego więc nie uznać „innej miłości”, skoro jest ona tak bardzo upragniona przez ludzi o „innej orientacji”. Podawane racje psychologiczne czy socjologiczne dla wielu mogą mieć bardzo ograniczoną siłę argumentacji. Bez pierwszego przykazania człowiek łatwo ulega „panseksualizmowi”, w którym zmysłowej przyjemności podporządkowane jest wszystko: dobro bliźniego, życie małżeńskie, rodzinne, a także samo życie człowieka. To właśnie z „panseksualizmu” rodzi się problem rozbitej rodziny, aborcji, antykoncepcji. Seksualność pozbawiona pierwszego przykazania łatwo obraca się przeciwko człowiekowi. Zamiast nieść miłości i dar życia, staje się łatwo miejscem wzajemnej manipulacji, zagubienia, słabości i ludzkiej krzywdy. W „panseksualizmie” bardzo szybko dochodzi do nadużyć seksualnych dzieci i młodzieży. Pornografia heteroseksualna jak i homoseksualna jest dziś już znudzona „dorosłym życiem seksualnym” i dlatego coraz częściej sięga do wykorzystywania seksualnego najmłodszych.