Alternatywna kultura homoseksualna promuje „alternatywne małżeństwa” — homoseksualne. Czy z pozycji nie chrześcijańskiej, na płaszczyźnie czysto naturalnej, można podważyć instytucje małżeństw homoseksualnych?

Z pewnością tak. Dla człowieka o zdecydowanej heteroseksualnej wrażliwości wystarczy trochę „ludzkiego rozsądku” oraz uważnej obserwacji ludzkiej natury, by zauważyć, że homoseksualizm jest zachowaniem „innym”, „odmiennym”. Jest to propozycja „bocznej drogi”. Używając języka tradycyjnego, mówimy, że jest zboczeniem. Ludzkość cały czas idzie i będzie szła „drogą normalną” — heteroseksualną. Nie tylko chrześcijaństwo, ale każda zdrowa społeczność ludzka ma świadomość, iż przyszłość społeczeństwa zapewniają jedynie zachowania heteroseksualne.

Analizując niezwykłą mądrość natury wpisaną w ludzką fizjologię, psychologię oraz duchowość można łatwo pokazać, że homoseksualizm jest propozycją „zranioną”, chorą. Wydaje się jednak, że społeczeństwa, które odrzucają w zdecydowanej większości transcendentny wymiar życia ludzkiego, posiadają jednak o wiele słabsze „społeczne mechanizmy obronne” i nie widzą nieraz większej potrzeby bronienia wartości małżeństwa, rodziny, poczętego życia czy też ludzi na marginesie. Seksualność w tych społeczeństwach łatwo staje się „towarem konsumpcyjnym”. Wolność zaś do nieograniczonej konsumpcji wydaje się w takiej społeczności jedną z najważniejszych wartości.

Zaznaczmy jednak lojalnie wobec osób zranionych homoseksualnie, iż społeczeństwo nie może bronić się przed nimi w sposób nieuczciwy: agresją, atakiem czy też obśmiewaniem ich. Niestety takie próby — choć marginalne — istnieją w społeczeństwie. Należy się od nich odcinać i traktować je nie tylko jako niechrześcijańskie, ale także jako „nieludzkie”. Trzeba nam we wszystkim rozsądku i umiaru, który pozwoli odróżnić małe grupki krzykliwych i obolałych „promotorów homoseksualnych” od wielu wielu osób, które cierpią z powodu swojego homoseksualizmu i usiłują nierzadko z nim się uporać.

Jakiej pomocy — zdaniem ojca — potrzebują osoby homoseksualne?

Przede wszystkim pomocy rozumianej całościowo — integralnie; nie tylko pomocy „dla duszy”, ale także pomocy dla zranionej emocjonalności. Nie należałoby jednak tych dwu rodzajów pomocy przeciwstawiać sobie. Obie są konieczne. Chciałbym też dodać, iż osoby z lękami lub też rzeczywistymi skłonnościami homoseksualnymi, szczególnie w młodym wieku, potrzebują przede wszystkim dużo, dużo serca. Homoseksualizm w wielu wypadkach, szczególnie u młodych ludzi, jest rzeczywistością zmienną, plastyczną. Nierzadko jest to właśnie tylko pewna „tendencja”, którą można przekroczyć, „opanować”, pokonać w sobie, jeżeli młody człowiek podejmie twórczy wysiłek i otrzyma w odpowiednim czasie kompetentną pomoc terapeutyczną i duchową. Wielka liczba partnerów w życiu niektórych homoseksualistów jest nierzadko symbolem ich bezradnego, nienasyconego szukania ludzkiej miłości i akceptacji. Ale właśnie ta „wielość odniesień” seksualnych jest tylko namiastką miłości. Ponieważ brak jest w niej stałości i wierności, stąd też rani ona wszystkich — zarówno ich samych jak i ich partnerów. Wielość relacji homoseksualnych ukazuje także, iż zachowaniami tych osób rządzi nie rzeczywista miłość, ale kompulsywne zaspokajanie własnej tendencji seksualnej.

Homoseksualiści są najczęściej głęboko zranieni w relacji do własnej rodziny, z której wyrośli. Ich relacje z rodzicami często są zaburzone; oscylują pomiędzy emocjonalną oschłością, surowością czy wręcz niekiedy brutalnością, a posesywnym, zaborczym posiadaniem emocjonalnym. Stąd też punktem odniesienia dla terapii czy też kierownictwa duchowego osób homoseksualnych jest przede wszystkim postawa ojcowska — macierzyńska, w której osoby homoseksualne mogłyby otrzymywać nie tylko „fachowe rady”, ale także pewien wzór dojrzałej ludzkiej miłości, która umie także przekraczać wymiar pożądania seksualnego.

Czy można by podać nazwiska księży, do których osoba z problemami homoseksualnymi mogłaby się zwrócić i uzyskać odpowiednią pomoc?

Sprawa jest bardzo delikatna. Takie nazwiska do publicznej wiadomości mogłaby podać — w moim odczuciu — odpowiednia „instancja kościelna” za osobistą zgodą każdego księdza. Być może winien to ktoś uczynić. Zauważmy jednak, że praca z osobami homoseksualnymi nie wymaga najpierw święceń kapłańskich. Szczególnie tam, gdzie chodzi o głęboki homoseksualizm, zwłaszcza homoseksualizm już praktykowany, konieczna jest — obok pomocy duszpasterskiej — także pomoc terapeutów świeckich. Księża winni szukać odpowiedzialnych współpracowników świeckich w udzielaniu pomocy osobom homoseksualnym. Odkrycie i przygotowanie takich współpracowników winno być nie tylko „prywatną” inicjatywą pojedynczych księży, ale także troską Pasterzy diecezji.

Czy terapeuta, który współpracuje z księdzem musi być osobą wierzącą?

Ksiądz odsyłając kogoś do terapuety, winien być świadomy, jaki świat wartości reprezentuje dany człowiek. Wydaje mi się, iż ksiądz może współpracować w terapii osób homoseksualnych tylko z tymi terapeutami, którzy uznają (lub przynajmniej głęboko szanują) chrześcijański system wartości tak swoich pacjentów, jak też ich duszpasterzy i kierowników duchowych. Zauważmy, iż do niedawna problem ten był o wiele mniejszy. Istniał bowiem pewien consensus społeczny na temat istoty homoseksualizmu. Homoseksualizm był niemal przez wszystkie środowiska traktowany jako wynik zahamowania w rozwoju psycho-seksualnym człowieka. Dzisiaj nie ma już tej samej jedności. Dziś także „świat psychoterapeutów” podzielił się w sposobie traktowania problemu homoseksualnego. Stało się to po orzeczeniu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) 1993 roku na temat homoseksualizmu. WHO stwierdziła, w że orientacja seksualna [hetero czy homoseksualna] nie może być rozpatrywana jako zaburzenie. W ten sposób Światowa Organizacja Zdrowia zrównała heteroseksualizm z homoseksualizmem. Od tej pory wiele autorytetów psychologii i psychiatrii nawołuje, aby w terapii homoseksualnej odstąpić od „leczenia zahamowania”, ponieważ homoseksualizm — ich zdaniem — nim nie jest. Wielu psychoterapeutów twierdzi, że homoseksualizm wymaga terapii tylko wówczas, kiedy homoseksualista jest niezadowolony ze swej orientacji. Kiedy natomiast identyfikuje się ze swoim homoseksualizmem, wówczas terapia jest zbędna. Decyzja WHO nie jest jednak owocem badań naukowych czy też pogłębionej refleksji nad ludzką seksualnością, ale jest wynikiem presji i konformizmu o podłożu społecznym i politycznym. Stwierdzenie WHO stało się punktem zwrotnym w polityce wielu rządów wobec homoseksualistów. Terapeuta z chrześcijańskim spojrzeniem na życie nie może zgodzić się na stwierdzenie WHO. Stolica Apostolska wbrew orzeczeniom WHO nadal twierdzi, że skłonność osoby homoseksualnej, choć sama w sobie nie jest grzechem, to jednak (…) musi być uważana za obiektywnie nieuporządkowaną.

Jaka jest natomiast rola księdza w pomocy udzielanej osobom homoseksualnym?

Jak już wspomnieliśmy, księdzu, który ma pomagać osobom homseksualnym, konieczna jest odpowiednia wiedza, doświadczenie oraz intuicja. Kierownictwo duchowe winno uwzlędniać więc zasadnicze mechanizmy emocjonalne, które funkcjonują w osobie o skłonnościach homoseksualnych. Ksiądz i terapeuta muszą być maksymalnie lojalni zarówno wobec penitenta-pacjenta, jak też wzajemnie wobec siebie. Najmniejsze różnice pomiędzy księdzem i terapeutą w traktowaniu homoseksualizmu lub też samej terapii odbijałyby się przede wszystkim na osobie leczonej.

Rola księdza w leczeniu osób homoseksualnych polega najpierw na udzieleniu im pomocy we wzroście ich wewnętrznej motywacji. Dzięki niej będą one dążyć do przezwyciężenia koncentracji na lęku i fascynacji homoseksualnej. Ksiądz winien także towarzyszyć osobie korzystającej z terapii w rozeznaniu jej relacji z Bogiem i rozwoju modlitwy. Problemy omówione w terapii winny być podjęte w osobistej modlitwie, poprzez którą osoba homoseksualna odkryje przede wszystkim bezwarunkową miłość Boga. To właśnie dzięki tej miłości będzie zdolna zaakceptować swoje życie. Zdarza się — choć nie są to może tak częste zjawiska — że osoby homoseksualne przy bardzo intensywnej pomocy i głębokiej motywacji mogą na tyle przezwyciężyć samą orientację, iż staną się w pełni zdolne zawrzeć małżeństwo.

Jakie jest jednak wyjście dla osób, które z powodu głębi zranienia homoseksualnego nie będą jednak zdolne do małżeństwa?

Katechizm Kościoła Katolickiego stawia sprawę jednoznacznie: osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one — stopniowo i zdecydowanie — do doskonałości chrześcijańskiej. Miłość ludzka może się realizować nie tylko w małżeństwie, ale także w innych odniesieniach. Osoba homoseksualna, która nie czuje się zdolna do małżeństwa, dzięki otwarciu na Boga może odkryć to powołanie, które On sam dla niej przygotował. Nie jest to bynajmniej „powołanie gorsze”, choć nierzadko jest ono znacznie trudniejsze. Ale właśnie w owym trudzie i bólu odnajdywania i realizowania powołania osoba dźwigająca krzyż zranienia homoseksualnego może doświadczyć jego niezwykłej owocności. Nierzadko bowiem wielka wrażliwość osób homoseksualnych zrodzona w cierpieniu, staje się źródłem ich bogatego, ciekawego i twórczego życia.