W rozumieniu gniewu jako wady głównej istnieje wiele nieporozumień. Z jednej strony każdy emocjonalny objaw gniewu uważany jest za sprzeczny z Ewangelią i bywa tłumiony. W efekcie tworzy się mit człowieka idealnego, łagodnego, pozbawionego jakiejkolwiek negatywnej reakcji. Z drugiej strony podkreśla się prawo człowieka do bardzo modnej dziś asertywności, która nadmiernie akcentuje prawo człowieka do szczęścia, niestety, często kosztem innych.

            Pozytywna wartość gniewu bywa przez wielu autorów podważana i negowana. Niemniej ma swoje pozytywne oblicze. Conrad W. Baars, urodzony w Rotterdamie amerykański psychiatra przebywał blisko dwa lata w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Z tego tragicznego czasu wyniósł potrzebę pogłębionej modlitwy, męstwo oraz zrozumienie ludzkiej psychiki. Siłą, która pozwoliła mu przeżyć wraz z pięcioma innymi więźniami najtrudniejsze czasy, był gniew: Obok mojej wiary w Boga, był to mój nieustanny gniew i złość na nazistów, za pozbawienie mnie wolności, za nieludzkie traktowanie więźniów, które stymulowały moją determinację, by przeżyć i przez to pozbawić ich satysfakcji z widzenia mnie martwym. Mój gniew dostarczał mi energii, by przeżyć ciężkie roboty, głodowe dawki żywieniowe i inne próby. Pomimo że nie mogłem nigdy wyrazić mojego gniewu w żaden sposób, nie tłumiłem go. Był on nieustannie kierowany przez mój rozum, który ostrzegał mnie, że jeśli wyrażę swój gniew na zewnątrz, umrę. Modlitwa i gniew pozwoliły mi doczekać godziny wyzwolenia.

            Krzysztof Grzywocz wskazuje na trzy pozytywy gniewu (agresji): służy rozwojowi, pasji, kreatywności, buduje więzi oraz pozwala chronić siebie, własne granice. Gniew wyzwala wiele energii, która może służyć dobru i rozwojowi. Pozwala tworzyć relacje oparte na szczerości, w których nie tłumi się uczuć, ale uczy się je wyrażać. Ponadto pozwala bronić siebie, swoje prawa, poglądy, wyrażać własne potrzeby i określać granice, a także walczyć ze złem. Dlatego gniew, złość i agresja mają prawo istnieć we wspólnotach zakonnych, na plebaniach, w małżeństwach, w seminariach itd. (K. Grzywocz).

                Drugi rodzaj gniewu, negatywny, wiąże się z konsekwencjami. Jego skutkiem jest celowe zło, niszczenie, destrukcja. Taki gniew jest nieprzyjacielem rozumu; niszczy siebie, innych, relacje, miłość. Prowadzi do nienawiści, wyzwala pragnienie zemsty i inne najniższe instynkty. Dlatego Seneka opisał gniew jako kwas, który może przynieść więcej szkody naczyniu, w którym jest przechowywany, niż czemukolwiek innemu, na co jest wylewany.

            Gniew dotyka innych, ale uderza również w osobę, która się gniewa, powodując ból fizyczny, psychiczny i duchowy. Gniew zahamowany, stłumiony, zlekceważony, zjawi się ponownie. Wszyscy znamy przykłady spokojnych, cichych, odprężonych z pozoru osób, cierpiących, o dziwo, na chorobę wieńcową, do której predysponowani są jak wiadomo ludzie szorstcy i nerwowi. Ich zewnętrzny spokój jest wynikiem zapobiegliwej autokontroli, pod nim zaś kryje się nieraz wulkan wściekłości, osadzającej się na nieszczęsnych naczyniach aż do chwili nagłej tragedii (P. Kalellis).

            Konsekwencje gniewu nie zawsze są przewidywalne. Czasami wydaje się, że gniew bywa subiektywnie słuszny, jednak obiektywne konsekwencje są nieproporcjonalne. Przykładem może być Charles Roberts, trzydziestodwuletni Amerykanin, który zastrzelił w budynku szkolnym w Paradise (Pensylwania) w 2006 roku pięć dziewczynek, innych pięć ranił, w końcu skierował broń przeciw sobie. Wcześniej napisał do żony list, w którym wspomina śmierć przedwcześnie zmarłej córki: Przepełnia mnie ogromna nienawiść: nienawiść do siebie samego, nienawiść do Boga oraz niewyobrażalna pustka. Wydaje mi się, że za każdym razem, kiedy robimy coś zabawnego, myślę o tym, że Elizy nie ma z nami przy tym i ogarnia mnie gniew. Innym przykładem może być Marcin Luter. W jego życiu gniew wywarł dalekosiężne konsekwencje. Kiedy jestem gniewny, mogę dobrze pisać, modlić się i głosić kazania, ponieważ wtedy moja krew szybciej krąży, moje pojmowanie jest wyostrzone, a wszystkie ziemskie troski i pokusy odchodzą – pisał. Jednak jego gniew spowodowany błędami i grzechami hierarchii Kościoła doprowadził do reformacji i rozłamu, który utrwala się przez wieki i prowadzi do dalszych podziałów. Św. Ignacy z Loyoli, inny wielki człowiek w tym samym czasie spożytkował swoją energię, zakładając zakon i podejmując odnowę wewnętrzną Kościoła. Jego „gniew” łączył, budował, nie dzielił i burzył.  Różnice między gniewem duchownych katolickich i protestanckich trafnie ujmuje anegdota: gdy występuje konflikt między katolikami powstaje nowy zakon, natomiast w przypadku protestantów – nowy Kościół. 

           

            Moda na asertywność

 

Współczesny człowiek ma tendencje do nadmiernego podkreślania „własnego prawa do szczęścia”.  Niemal kultowa stała się reklama promująca kosmetyki, która kończy się swoistym credo skierowanym do kobiet: jesteś tego warta! Niemal wszystkie czasopisma kobiece zawierają rady skierowane na podkreślanie indywidualności, niezależności, troski o siebie, zdrowie, zmysłowość…, niestety często kosztem innych. Zdarza się, że w podobnym kierunku zmierza terapia. W czasie rekolekcji rozmawiałem z kobietą, która po przeprowadzonej terapii postanowiła zakończyć związek małżeński. W czasie medytacji rekolekcyjnych nie dostrzegła większych problemów małżeńskich. Byli małżeństwem kilka lat, mieli kilkuletnie sympatyczne dziecko, mąż był kochający, wyrozumiały, troskliwy… Jedyną przeszkodą był… spotkany mężczyzna, który ją oczarował. Pojawił się również niepokój i wyrzuty sumienia. W głębi serca bardzo kochała męża i dziecko. Jednakże w czasie terapii, doszła do wniosku, że ma prawo do własnego szczęścia; jeżeli spotkała „miłość swojego życia”, nie powinna zaprzepaścić takiej szansy, nawet kosztem własnego dziecka. Był to – jej zdaniem – wyraz asertywności!

            W psychologii asertywność określa się zwykle jako umiejętność wyrażania własnego zdania, uczuć i postaw bez agresji i naruszania praw innych. Zachowanie asertywne sprzyja kształtowaniu równości w relacjach międzyludzkich, umożliwiając nam działanie w naszym najlepszym interesie, obronę własnego stanowiska bez nadmiernego lęku, swobodne i szczere wyrażanie uczuć i korzystanie z własnych praw bez naruszania praw innych ludzi (R. Alberti, M. Emmons). Osobę asertywną cechuje umiejętność wyrażania opinii, krytyki, a także potrzeb, życzeń czy poczucia winy; umiejętność odmowy (w sposób stanowczy ale nie raniący innych); właściwy sposób przyjmowania krytyki, ocen jak i pochwał; autentyczność; elastyczność zachowania; świadomość siebie (wad i zalet); wrażliwość na innych ludzi; stanowczość; właściwa samoocena (M. Giannantonio).

            Asertywność jest przeciwwagą dla gniewu i agresji. Wskazują na to różnice zachowań osób agresywnych, nieasertywnych i asertywnych. Zachowanie agresywne cechuje między innymi potrzeba dowartościowania własnej osoby kosztem innych, ekspresyjność, decydowanie za innych, osiąganie własnych celów poprzez ranienie innych. Odbiorca agresywnych zachowań czuje się zraniony, poniżony lub sam reaguje agresywnie. Zachowanie nieasertywne cechuje potrzeba samowyrzeczenia, zahamowania, zranienia i lęki, pozwalanie innym na dokonywanie wyborów, nieumiejętność osiągania pożądanych celów. Wywołuje różnorodne uczucia u odbiorcy; od sympatii poprzez zmieszanie i pogardę; poczucie winy lub złość. Z kolei zachowanie asertywne charakteryzuje dowartościowanie własnej osoby, dobre samopoczucie, umiejętność wyborów, właściwa autoekspresja i osiąganie pragnień i celów. Dotyczy to zarówno „nadawcy” jak i „odbiorcy” (R. Alberti, M. Emmons).

            Psychologia wypracowała wiele sposobów radzenia sobie z gniewem i ćwiczenia postawy asertywności. Redford Williams podaje proste rady: popraw twoje relacje z innymi; przyjmij pozytywną postawę do życia; unikaj nadmiernej stymulacji lekami, stresem, itd.; słuchaj innych; miej przyjaciół i ludzi zaufanych; śmiej się z siebie; medytuj; zwiększ swoją empatię; bądź tolerancyjny; przebaczaj. Robert Alberti i Michael Emmons uzupełniają: pracuj nad rozwiązaniem problemów z innymi osobami; rozwiązuj problemy od razu (nie odkładaj sprawy do lamusa). Przykładowe propozycje pracy nad asertywnością dotyczą w głównej mierze dwóch obszarów: świata uczuć i życia duchowego.

           

            Praca nad uczuciami

 

Właściwa reakcja wobec gniewu wymaga pracy nad uczuciami. Uczuć nie należy ignorować, tłumić, negować, ani walczyć z nimi. Tłumione uczucia, również gniewu, wywołują zwykle negatywne skutki. Mogą być na przykład powodem zwielokrotnionej agresji, lęków i depresji, zaburzeń emocjonalnych i somatycznych, egoistycznych i niedojrzałych zachowań seksualnych, blokowania sfery duchowej. 

            W pracy nad uczuciami ważną rolę odgrywają: świadomość i akceptacja uczuć, werbalizacja oraz integracja z hierarchią wartości. Świadomość pozwala nazywać uczucia, nabierać do nich dystansu i unikać identyfikacji z nimi. Mówimy zwykle: jestem zazdrosny, przygnębiony, zły… To stwierdzenie nie jest jednak prawdziwe. W rzeczywistości to nie jestem „ja”. Zazdrość, przygnębienie, złość nie są moją istotą, nie stanowią o mnie. Nie należy określać własnego „ja” w kategoriach uczuć. Należy raczej mówić: jest we mnie uczucie zazdrości, przygnębienia czy złości.

            Istotne jest określenie źródła uczuć. John Powell radzi: Zbadaj pochodzenie twojej emocji. Być może nie uda ci się odtworzyć całego drzewa genealogicznego aktualnej emocji, lecz będziesz mógł chociaż przez chwilę uświadomić sobie swój kompleks niższości, do którego nigdy przedtem się nie przyznawałeś. Analizując własne uczucia, zwykle obwiniamy innych. Przyczyną gniewu i agresji jest wówczas drugi człowiek, mąż, żona, dzieci, przyjaciel, albo struktury społeczne, systemy polityczne czy czasy, w jakich przyszło nam żyć. To prawda, że inni mogą wyzwalać w nas negatywne emocje, ale nie determinują naszych złych czy agresywnych zachowań. Aby móc oceniać własne reakcje uczuciowe należy odwracać uwagę od innych i ich winy i koncentrować na sobie. Anthony de Mello podaje humorystyczny przykład: Wyobraźcie sobie pacjenta, który idzie do lekarza i mówi mu, na co cierpi. Doktor odpowiada: Rozumiem pańskie symptomy. Wie pan, co zrobię? Zapiszę lekarstwo dla pana sąsiada. Pacjent odpowiada: Dziękuję, bardzo dziękuję. To bardzo poprawi moje samopoczucie.

         Świadomość umożliwia akceptację uczuć; wszystkich, również negatywnych, np. agresji, gniewu, złości, frustracji, zawiści, zazdrości. Akceptacja takich uczuć bywa trudna, gdyż kłóci się z idealnym wizerunkiem siebie. Bywa też odrzucana jako sprzeczna ze źle rozumianym ideałem życia chrześcijańskiego. Wiąże się z kryzysem wewnętrznym; domaga się zakwestionowania i zmiany siebie, swego idealnego „ja”. Jednak bez niej nie ma możliwości podjęcia dalszych kroków. W akceptacji uczuć pomaga świadomość, że są one moralnie obojętne i nie są grzechem. Nie należy więc z ich powodu pielęgnować poczucia winy.

Bywają sytuacje, że pomimo trudu i szczerych chęci nie potrafimy poradzić sobie z emocjami. One nas przerastają i utrudniają życie. W takich sytuacjach pomaga werbalizacja uczuć przed inną osobą. Może nią być małżonek, przyjaciel, osoba duchowa, kierownik duchowy czy terapeuta. Rozmowa o uczuciach, analizowanie ich przed drugim człowiekiem jest rzeczą trudną, ponieważ dotykamy spraw najbardziej osobistych i intymnych; życiowych zranień, grzechów, nałogów, błędów, które nas bolą. Niemniej pozwala zaakceptować i zrozumieć siebie a także innych. Prowadzi do postawy współczucia, empatii, miłości.

Kolejnym ważnym elementem pracy nad uczuciami jest ich kontrolowanie. Nie uczucia powinny brać górę nad nami, ale my nad nimi.    Kontrolowanie uczuć wiąże się z ich integracją z wyznawaną hierarchią wartości. Dziecko nagle i nieoczekiwanie przechodzi z uczuć negatywnych w pozytywne, np. ze stanu złości, agresji w stan radości, euforii. Człowiek dojrzały postrzega swoje emocje, nazywa je i akceptuje. Dzięki temu może je synchronizować zgodnie z wyznawanymi wartościami. Uczucia i emocje, chociaż mogą niepokoić, nie umniejszają naszej godności. One raczej nas współtworzą. Wyznawane wartości formują uczucia, ułatwiają proces dojrzałego ich wyrażania i przeżywania. W niektórych sytuacjach, gdy wymaga tego miłość, powinniśmy rezygnować z pójściem za własnymi uczuciami. Tu jest miejsce na chrześcijański wymiar krzyża i na jego sens w  codzienności.

Świadomość, akceptacja, werbalizacja, kontrola i integracja uczuć prowadzą do ich stopniowej przemiany: złość przemieni się w ból lub siłę, a ból wyrazi się przez łzy – łzy będą płynęły dotąd, aż dotrzemy kiedyś do brzegu radości (D. Tausch). Uzdrawianie uczuć, zranień i zniewoleń nie jest jedynie skutkiem wysiłku człowieka. Pełne uzdrowienie przychodzi od Boga. Ludzki wysiłek jest otwieraniem się na przyjęcie Jego łaski. Im pełniejsze jest otwarcie, tym skuteczniejsze jej działanie. Porządkowanie uczuć jest dążeniem do postawy czystego serca, o której mówił Jezus w Kazaniu na górze (Mt 5, 8). Dlatego dobrze jest, gdy rozeznawaniu uczuć towarzyszy codzienny rachunek sumienia i modlitwa.