O jakich szczególnych uwarunkowaniach można mówić w odniesieniu do kobiety i mężczyzny?

Macierzyństwo to troska o życie, to urodzenie człowieka i podtrzymywanie jego życia, to opieka, ciepło, dawanie miłości i wsparcia. Macierzyństwo nie oznacza więc tylko fizycznego wydania na świat potomstwa. Matką może być każda kobieta współczująca, ochraniająca życie. Matka to ta, która „sercem ogarnia każdego z nas…”. Każda kobieta w swoich najbardziej wewnętrznych pokładach ma takie cechy, które umożliwiają jej bycie matką.

Kobieta łatwiej funkcjonuje w świecie osób. Ma rozwiniętą na wysokim poziomie zdolność empatii – potrafi wczuwać się w sytuację drugiego człowieka, czuć jego ból i radość, odczytywać subtelne oznaki emocji z ludzkiej twarzy, usłyszeć je w tonie głosu. To wszystko ułatwia jej znacznie komunikację międzyludzką, zrozumienie drugiego człowieka. Kobiecie trudniej jest oddzielić myślenie od przeżywania emocji.

Kobieta istnieje w głębi swego bytu dla drugiego – wszystko, co robi, jest ukierunkowane na osobę. Potrafi poświęcać się w sposób milczący, często nie mający jakichś wymiernych efektów – czuwać przy chorym dziecku, pocieszać strapionych, spędzać długie godziny, udzielając innym wsparcia emocjonalnego. W tych wszystkich działaniach uzewnętrznia się ogromna siła kobiety, jakże inna od tej męskiej – widocznej nawet w samej budowie ciała.

Kobieta zwraca uwagę na drobiazgi, tak niezwykle istotne w naszej codzienności, myśli o konkretnych małych sprawach, bez których niemożliwe byłoby prowadzenie domu, wychowanie dzieci itd. Jan Paweł II mówi o geniuszu kobiety, który jest potrzebny wszędzie tam, gdzie chodzi o relacje międzyludzkie i troskę o drugiego człowieka: „Dziękujemy ci, kobieto, za to, że jesteś kobietą! Zdolnością postrzegania cechującą twą kobiecość wzbogacasz właściwe zrozumienie świata i dajesz wkład w pełną prawdę o związkach między ludźmi” (Jan Paweł II: List do kobiet, 2). Kobieta powinna być obecna w rodzinie, gdzie jej bezinteresowna miłość, poświęcenie jest niezbędne do formowania młodych, zdolnych do miłości ludzi, ale także w życiu społecznym, w świecie pracy. Powinna ze swym otwartym, czułym sercem mieć dostęp do polityki, ekonomii i przyczyniać się w ten sposób do wprowadzania w życie bardziej ludzkich rozwiązań.

Ojcostwo natomiast to nieustanna gotowość do obrony i chronienia ukochanych osób, dawanie im poczucia bezpieczeństwa. Ojciec to ten, który niesie na barkach brzemię odpowiedzialności za rodzinę, który strzeże wartości, jest autorytetem, wzorem cnót, odbiciem ojcowskiej miłości Boga.

Mężczyzna ciężko pracuje, podporządkowuje sobie ziemię. Jest wyposażony w siłę fizyczną, w zdolność logicznego myślenia. Mężczyźnie łatwiej jest oddzielić myślenie od emocji, dzięki czemu może twardo stąpać po ziemi (czasami jest to niezwykle istotne, na przykład w sytuacjach zagrożenia). Charakteryzuje go myślenie perspektywiczne. Mężczyzna musi mieć cel, do którego dąży, jakąś wizję, której chce się poświęcić. Jest tym, który wyznacza kierunek: „(…) bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła” (Ef 5, 23); to „bycie głową” oznacza niezwykłą odpowiedzialność, jest służeniem. Mężczyzna to po prostu ten, który stawia fundamenty i pilnuje, aby zbudowany przez niego dom nie runął. Tak rozumiane ojcostwo powinien realizować każdy mężczyzna – ten, który wybrał życie małżeńskie, kapłańskie lub samotne.

Jakże potrzeba dzisiaj tych, którzy będą ochraniać kobiety i dzieci, dawać wsparcie, a nie przyczyniać się do rozbijania rodzin, przeżywania bólu i cierpienia przez tych najmniejszych. Potrzeba silnych męskich ramion, które nie pozwolą skrzywdzić żadnego ludzkiego istnienia – ramion silnych, ale jednocześnie pełnych ciepła i miłości, takich jak ramiona ojca z przypowieści o synu marnotrawnym (zob. Łk 15, 11-32).
Cóż możemy zrobić, aby męskość i kobiecość odzyskały blask nadany im przez Stwórcę?

 

Przyjąć swoją płciowość jako dar, spokojnie się na nią zgodzić. Nie walczyć, nie koncentrować się na związanych z nią ograniczeniach, lecz zobaczyć całe jej bogactwo oraz siłę, która w nas drzemie. A będzie to możliwe jedynie wtedy, gdy zaakceptujemy macierzyństwo jako integralną część kobiecości, a ojcostwo – jako przywilej nierozerwalnie związany z męskością.

 

Jeśli nie będziemy walczyć z życiem, zyskamy zdolność przyjęcia siebie w całej pełni. Kobieta, która wojuje z życiem, nigdy nie będzie w stanie rozwinąć swej delikatności, zdolności do miłowania. Może uznawać za słabość to, co jest tak naprawdę jej siłą. Podobnie mężczyzna nieakceptujący swego potencjalnego ojcostwa może nigdy nie nauczyć się odpowiedzialności. Może za szczyt swoich osiągnięć uznać podbijanie kobiecych serc i wykorzystywanie swego uroku wyłącznie do zaspokajania własnych pragnień. „Nigdy nie zapanuje sprawiedliwość, zapewniająca równość i pokój mężczyznom i kobietom, jeśli nie będzie niezłomnej woli zachowania i ochrony ludzkiego życia, miłowania go i służenia mu – i to każdego ludzkiego życia, na każdym etapie i w każdej sytuacji” (Jan Paweł II: List do Sekretarza Generalnego IV Światowej Konferencji ONZ poświęconej kobiecie).

 

Przyznać się przed sobą do zranień, których doznaliśmy ze strony osób z naszego otoczenia, często tych najbliższych. Jeśli będziemy udawali, że nic się w naszym życiu nie stało, możemy nadal ukrywać się za karykaturą męskości i kobiecości. Nie można uzdrowić tego, co jest schowane w ciemnościach. Tylko ujawnienie swoich krzywd i ich przepracowanie (w kontakcie z kierownikiem duchowym, przyjacielem lub też psychoterapeutą), zakończone przebaczeniem, może przyczynić się do procesu zdrowienia. Nie bójmy się wypłakać w ramionach naszego Niebieskiego Ojca, wypowiedzieć w Jego obliczu wszystkie nasze trudności i cały ból. Pamiętajmy o zapewnieniu, które dał nam Chrystus: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Musimy odciąć się od naszych ran, tak aby nie kierowały już one dalej naszym życiem, a sprawiały jedynie, że będziemy pewne sprawy widzieć dokładniej i głębiej niż inni.

Rozwijać swoją płciowość poprzez doskonalenie się w ofiarnej miłości, budowanie poczucia odpowiedzialności, stawianie sobie wysokich wymagań, ciągłą pracę nad sobą. Nie zadowalajmy się bylejakością w naszym życiu. Rozwijajmy dobro i piękno, które w nas tkwi. Pan Bóg dał nam materiał, a to, co z niego powstanie, w dużej mierze zależy od naszego wysiłku. Pamiętajmy, że będziemy w przyszłości wzorem męskości lub kobiecości dla naszych dzieci.

Uwzględniać w relacjach międzyludzkich fakt, że kobieta i mężczyzna są różni i mają odmienne potrzeby.

 

Kiedy poruszam w poradni rodzinnej problem różnic psychicznych między mężczyzną i kobietą, widzę u swoich rozmówców wyraźne ożywienie i otwartość. Często padają słowa: „Słuchaj!”, „A widzisz! Mówiłam (mówiłem) ci!”, „To jest tak jak u nas!”.

Kobiety wyraźnie pragną czuć się bezpieczne i kochane przez swoich mężów. Chcą wysłuchania, przytulenia, czułości, wsparcia w codzienności. Pragną, aby mężczyźni starali się o nie, doceniali ich piękno fizyczne i duchowe. Dlatego Biblia stawia wymaganie: „Mężowie, miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi!” (Kol 3, 19).

Mężczyźni natomiast chcą widzieć w kobiecie towarzyszkę życia, tę, która stwarza ciepły klimat, która opiekuje się ogniskiem domowym. Pragną, aby kobiety podziwiały ich sprawność intelektualną i fizyczną. Chcą podejmować wyzwania, a do tego potrzebują wsparcia i zaufania ze strony kobiety. Chcą widzieć w oczach ukochanej zapewnienie: „Poradzisz sobie! Ufam, że stać cię na to! Jesteś mądry!”. Mężczyzna może dać z siebie bardzo dużo, jeśli jest pewien, że żona chroni się pod skrzydła jego męskiej opieki, wierząc, że nic jej tam nie grozi.

Pan Bóg obdarował nas płciowością. Mamy niepowtarzalną okazję funkcjonować w świecie jako mężczyźni lub kobiety. Możemy ubogacić innych tkwiącymi w nas skarbami albo opierać się na falsyfikatach męskości i kobiecości, nie czując nigdy radości wewnętrznej. Wybór tak naprawdę należy do nas. Kobieta istnieje dla mężczyzny, a mężczyzna dla kobiety i tylko ich wzajemne obcowanie daje pełnię: „Kobieta nie wzięła się z głowy mężczyzny, żeby rządzić, ani z jego stóp, żeby mu służyć, lecz z jego boku, aby u jego boku kroczyła, spod jego ramienia, aby była przez niego ochraniana, z pobliża jego serca, żeby mógł ją kochać i otaczać opieką” (Hugo od św. Wiktora, XIII w.).