W Wielkim Poście mamy przez czterdzieści dni pogłębiać swoją relację z Bogiem – wchodzić głębiej w nurt Bożego życia. Mamy okazję odbycia miesiąca miodowego z Bogiem.

 

Celem miesiąca miodowego jest moim zdaniem zrozumienie, czym jest coś tak niezwykłego jak przyrzeczenie miłości. Kiedy dwoje ludzi pobiera się, mężczyzna i kobieta podchodzą do ołtarza. Mężczyzna mówi swojej przyszłej żonie: „Będę cię kochał w chwilach dobrych i złych, w zdrowiu i chorobie. Będę cię kochał absolutnie i bezwarunkowo”. Kobieta myśli sobie: Och, mój Boże, to wspaniale. Udajmy się gdzieś, aby móc to zrozumieć. I odpowiada mężczyźnie w ten sam sposób: „Będę cię kochać absolutnie, jak kocha cię Bóg, bez żadnych warunków”. A mężczyzna myśli: „To niesamowite. Chciałbym to uczcić i upajać się tym; spędźmy jakiś czas tak, aby to wniknęło w samo nasze jestestwo. Mężczyzna i kobieta udają się więc w podróż poślubną, aby upajać się tą miłością, którą nawzajem dla siebie żywią, aby pojąć tajemnicę i piękno swego związku. Dlatego gdy ludzie, którzy wrócili z podróży poślubnej, opowiadają tylko o tym, co jedli i co kupili, myślę sobie, że chyba nie mieli oni prawdziwego miesiąca miodowego.

Kiedy Jezus po swym chrzcie udawał się na pustynię, czynił prawie to samo: odbywał miesiąc miodowy z Bogiem. Chrzest Jezusa, jak mówi Ewangelia, był niezwykłym doświadczeniem obecności Boga. Niebo otwarło się, zstąpił Duch i dał się słyszeć głos Boży: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Zwykłem patrzeć na to doświadczenie jako na początek nowej relacji z Bogiem; Jezus odkrywał wtedy Boga w zdumiewająco nowy sposób. Było to doświadczenie tak przedziwne, że Jezus potrzebował pewnego czasu, aby je sobie przyswoić, aby uczynić je częścią siebie, i dlatego udał się na czterdzieści dni i czterdzieści nocy na pustynię.

Czterdziestodniowy Wielki Post jest w Kościele katolickim wspomnieniem owych czterdziestu dni, które Jezus spędził na pustyni. W tym okresie mamy przez czterdzieści dni pogłębiać swoją relację z Bogiem – wchodzić głębiej w nurt Bożego życia. Mamy okazję odbycia miesiąca miodowego z Bogiem.

Ten miesiąc miodowy nie jest wszakże wolny od pewnych trudnych momentów. Chociaż doświadczamy Boga w nowy i głębszy sposób, to jednak w naszej wędrówce ku Niemu spotykamy przeszkody. Kiedy Jezus udawał się na pustynię, cieszył się swoją relacją z Ojcem, ale doświadczył też trzech pokus. Były to te same przeszkody, na które napotyka każdy z nas w swojej drodze ku Bogu.

Pierwsza pokusa, wobec której stajemy, dotyczy pożądanych przez nas rzeczy materialnych. Kiedy Jezus przebywał na pustyni, szatan przystąpił do Niego i rzekł: „Zamień ten kamień w chleb”. Cóż to jest chleb? Otóż chleb symbolizuje dobra materialne tego świata i życiowe wygody. Czy są to rzeczy dobre? Tak, bardzo dobre. Ale Jezus powiedział: „Miałem tak wspaniałe doświadczenie Boga, że te przyjemności i dobra materialne w ogóle się nie liczą. Są one czymś dobrym, pożądanym, zarazem jednak są niczym w porównaniu z niesłychanym doświadczeniem, które stało się moim udziałem, z tym zjednoczeniem i tą wspólnotą z Ojcem. Te materialne dobra nie mogą być źródłem mojego szczęścia i sensem mojego życia”. Pragnienie dóbr materialnych nie może zakłócać Jezusowego miesiąca miodowego z Bogiem.

Jezus powiedział szatanowi, że człowiek nie żyje samym chlebem. Nam jednak grozi pokusa nadmiernego zaabsorbowania dobrami materialnymi, które posiadamy czy których pragniemy. Kiedy trawi nas pożądanie tych dóbr, kiedy upatrujemy w nich źródło naszego szczęścia i czynimy je celem naszego życia, oddala nas to od pełnej i głębokiej relacji z Bogiem. Chwytamy chleb, chociaż potrzebujemy pokarmu, który dać nam może tylko On.

Druga pokusa, wobec której stajemy, dotyczy tego, co mówią i myślą o nas ludzie. Szatan postawił Jezusa na narożniku świątyni i powiedział: „Rzuć się w dół, Pismo mówi bowiem: «Na rozkaz Boga aniołowie na rękach nosić cię będą»”. Chodzi więc o to, aby wszyscy uznali Jezusa za Syna Bożego, Mesjasza, Króla królów i Zbawcę, aby każdy ujrzał, jak jest On święty, i podziwiał Go. W rzeczywistości szatan mówi: Rzuć się w dół, odrzucając swoje wartości, swoje prawdy, swoją relację z Bogiem, tak aby inni dowiedzieli się o tym i ogłosili cię kimś wielkim.

Tej samej pokusy Jezus doznawał, wisząc na krzyżu. Uczeni w Piśmie i faryzeusze podchodzili i mówili: „Jeśli jesteś Synem Bożym, zstąp z krzyża, a uwierzymy ci. Rzuć się w dół, a uwierzymy ci”. Jest to również nasza ludzka pokusa. Jakże często nie żyję w pełni wartościami, których źródłem jest moja relacja z Bogiem – po to, aby moje dzieci dobrze o mnie mówiły. Jakże często sprzeniewierzam się w swoim życiu wartościom najcenniejszym dla mnie w relacji z Bogiem, chcąc podtrzymać relację ze swoim chłopakiem, swoją dziewczyną czy współmałżonkiem. Jakże często mam w kościele usta zamknięte na kłódkę, aby móc zachować dobrą opinię, jaką mają o mnie ludzie w mojej parafii, kiedy z racji swej relacji z Bogiem myślę i czuję coś innego niż oni. Jakże często zachowuję milczenie w obliczu niesprawiedliwości, choć moja relacja z Bogiem domaga się, bym przemówił.

Odrzucając tę pokusę, Jezus pokazuje nam, że to, co ludzie mówią, nie ma znaczenia. Ci, którzy dzisiaj wołają „Hosanna!”, są tymi samymi, którzy jutro będą wołać: „Ukrzyżuj go!”. Liczy się jedynie to, co Bóg do mnie mówi i co Bóg wobec mnie czuje: Jestem z ciebie zadowolony, cieszysz się moim uznaniem, mam w tobie upodobanie. Nie jest ważne, czy ludzie mówią o mnie dobrze czy źle; ważne jest to, co czuję w swojej relacji z Bogiem, i to, że jestem wolny. Podobnie jak życiowe przyjemności, również pozytywna ludzka opinia jest rzeczą dobrą; jeśli uchodzę w oczach ludzkich za człowieka godnego szacunku, moralnego, sprawiedliwego i sympatycznego, to dobrze. Ale nie mogę na tym, co ludzie o mnie mówią i myślą, budować swego szczęścia czy widzieć w tym sens swego życia.

Trzecią pokusą, której ulega wielu z nas, jest chęć bycia kimś ważnym, mieć w jakiejś mierze autorytet i władzę. Na pustyni szatan kusi Jezusa po raz trzeci, pokazując Mu wszystkie królestwa świata i mówiąc: „Dam ci to wszystko, jeśli skłonisz się i oddasz mi pokłon”. Jezus odpowiada: „Nie jestem zainteresowany tym, aby być kimś mającym autorytet i władzę. Nie pragnę rządzić rzeczami czy ludźmi. Ważne jest to, że źródłem mego autorytetu jest miłość Boża i moja relacja z Bogiem. Nie chcę oddalać się od Boga dla władzy, tytułu czy pozycji społecznej”.

Jakże często w życiu cenimy ludzi z powodu władzy, jaką sprawują, czy tytułów, jakie posiadają. Jakże często z tych samych powodów cenimy samych siebie. Wyobraźmy sobie człowieka, który zapytany, jaką pracę wykonuje, odpowiedziałby: „Mam pod sobą dwustu ludzi”, podczas gdy kosiłby trawę na cmentarzu. Ludzie nazbyt często oceniają swoje życie stosownie do władzy, jaką mają nad innymi, albo do tego, jak wysoką pozycję osiągnęli. To prawda, że ciesząc się autorytetem, możemy zrobić w tym świecie wiele dobrego. Ale ów autorytet czy rola, jaką pełnimy, nie może być źródłem naszego szczęścia czy zapewniać sens naszemu życiu. Opierając swoje szczęście na stanowiskach, tytułach, odgrywanych w tym świecie rolach – czy na czymkolwiek, co jest mniej niż fundamentem, mniej niż Bogiem – narażamy się tylko na rozczarowanie. Prędzej czy później utracimy ową ziemską władzę i autorytet; ulegną one zmianie albo zostaną nam po prostu odebrane. Jedyną władzą i autorytetem, które trwają, są te, na które nie można zarobić czy do których nie można rościć sobie „prawa” – te, które osiąga się, będąc tym, kim jest się w Bogu.

Chrzest i doświadczenie pustynne Jezusa stały się podstawą dla całej reszty Jego życia i wspierały Go w dobrych i złych chwilach, na całej drodze przez mękę i śmierć. W naszej wędrówce ku Bogu natrafiamy na te same pokusy, na które natrafiał On. Tak, rzeczy materialne tego świata zostały stworzone przez Boga i są dobre; korzystna opinia ludzka o mnie jest czymś dobrym i pozytywnym; przyjmowanie na siebie odpowiedzialności za pewne dziedziny życia i rola przywódcy zasługują na wysoka ocenę. Nic z tego jednak nie powinno być celem samym w sobie ani nie jest absolutnie konieczne dla naszej relacji z Bogiem. Jeśli staje się celem samym w sobie, staje się zarazem przeszkodą na naszej drodze do Boga. Podobnie jak Jezus, możemy spędzić miesiąc miodowy z Bogiem, jeśli oprzemy się wszystkim tym pokusom i wybierzemy radykalną wolność pozwalającą doświadczać Boga.

 

 

Rozważanie pochodzi z książki: Jak wielki jest twój Bóg