W Ziemi Świętej Jezus nie wędruje już po górach i równinach.

Nie słychać Go w synagogach i Świątyni.

Nie jada już w domach celników i grzeszników.

Na szczęście zostawił po sobie żywe ślady.

Dzisiaj można Go spotkać na drogach Galilei, Judei i gwarnej Jerozolimy.

Z wiarą w sercu i Ewangelią w ręku.

 

Wprowadzenie

 

Pielgrzymowanie miało i ma różnorakie cele i przyczyny. Płynie z ciekawości, z poczucia szacunku, jaki chce się okazać komuś, kto żył w pewnym miejscu, czy też po prostu niespokojny człowiek usiedzieć w domu nie może i podróżuje, a ponieważ jest pobożny, to pobożne miejsca odwiedza.

 

Byli też pielgrzymi mimowolni. W Średniowieczu jedna z pokut zadawanych za cięższe grzechy polegała na tułaczce o żebranym chlebie. Skazani na takie wędrowanie pokutnicy kierowali się chętnie ku sanktuariom, gdzie inni pokutnicy byli zobowiązani udzielać jałmużny, gdzie też były przytuliska i noclegownie. Zresztą, i tak do domu wracać nie mogli, a gdzieś chodzić trzeba było. Powszechnie nie pamiętamy już, że peregrinus to po łacinie cudzoziemiec, ktoś poza ojczyzną, a dopiero pod wpływem wspomnianej praktyki zrobił się z niego pielgrzym.

 

Żydzi pobożnie pielgrzymowali do Jerozolimy jak muzułmanie do Mekki, hindusi do Gangesu a katolicy do swoich sanktuariów. Co pobożniejsi Izraelici chodzili do Miasta Świętego raz w roku, słabsi i może pobożni inaczej wybierali się na taką podróż raz w życiu, zwłaszcza jak mieli daleko.

 

W Ewangelii według św. Łukasza mamy opowieść o takiej (dorocznej) pielgrzymce Świętej Rodziny, gdy Jezus miał 12 lat. Szło się grupami, z prowiantem, każdy mężczyzna z laską, dla powagi i wygody, może z zapasowymi sandałami na drogę, a jak kogo było stać, to i z odświętną tuniką w torbie, coby ją przywdziać, gdy się już dojdzie przed bramy Świątyni. Jakieś pieniądze też dobrze było w podróży mieć przy sobie na wszelki wypadek. Przed wejściem do Świątyni trzeba to było jednak zostawić w jakimś depozycie, gdyż nie wolno było do środka wnosić ani laski, ani pieniędzy, ani żadnych bagaży. No i nie wypadało pobożnemu pielgrzymowi stanąć tam w sandałach!

 

Ewangeliści Mateusz, Marek i Łukasz całą publiczną działalność Pana Jezusa przedstawiają jako jedną wielką pielgrzymkę do Jerozolimy, wskazując jakby drogę do zmartwychwstania, a On sam takimi dziwnymi słowy rozesłał uczniów po świecie: „I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: «Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim!»” (Łk 9, 2-6). Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.

 

Jezus kazał chodzić uczniom po świecie, jakby byli w świątyni: bez laski, bez zapasów, bez torby. Bez wszystkiego tego, co przecież jest potrzebne w drodze, ale nie jest już potrzebne na miejscu, gdy się dojdzie do celu.

 

Czy więc każde miejsce na świecie może być takim celem pielgrzymki jak święta Jerozolima? Wygląda na to, że tak. Saint-Exupéry napisał gdzieś w Twierdzy, że święta istnieją po to, byśmy pamiętali, że cały czas jest święty, a świątynie są po to, byśmy pamiętali, że każde miejsce jest święte. Choćby na pierwszy rzut oka wcale takim nie było.

 

Ale taka też jest tak zwana Ziemia Święta. Chodzili po niej patriarchowie, prorocy i sam Pan Jezus, a równocześnie trudno znaleźć taki skrawek ziemi, gdzie by tyle wojen było i ludzkiego nieszczęścia. Jakby na dowód prawdziwości słów świętego Pawła, że „gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20).

 

Pielgrzymowanie do Ziemi Świętej dla każdego pielgrzyma ma niewątpliwie inny sens, taki mianowicie, jaki sam mu nada. Nasze duchowe pielgrzymowanie proponowałbym usensownić następująco: niechby to była pielgrzymka po ziemi, która jest święta i przez to jest przykładem i wyobrażeniem całej ziemi, która też jest święta. Tamta uświęcona została fizyczną obecnością Chrystusa, ta nasza jest uświęcana stale Jego wszechobecnością. Poszukajmy więc na tym szczęśliwym i równocześnie nieszczęśliwym skrawku ziemi takich śladów, które pozwolą nam rozpoznać Boga tu, gdzie jesteśmy.

 

powiększ okładkę